O formowaniu się „tradycji” w Izraelu Starego Testamentu pisze Yves Congar, dominikanin.
W Izraelu fakt „tradycji” przybierał trzy główne formy.
Bez wątpienia, niemożliwe jest dokładne określenie, ile rzeczywistości, a ile fikcji zawiera w sobie żydowska idea ustnego przekazu Tory od Mojżesza do „członków Wielkiej Synagogi”. Skandynawscy egzegeci, zwłaszcza Henrik Samuel Nyberg i Ivan Engnell z Uppsali, w swych bardzo cennych studiach próbują precyzować kilka najważniejszych punktów tej historii przekazu ustnego (zarówno pieśni, jak i opowiadań historycznych, tekstów prawnych czy przepowiedni prorockich).
Być może nie doceniają oni stopnia rozprzestrzenienia się pisma w czasach poprzedzających niewolę babilońską, słusznie jednak podkreślają realność i skuteczność przekazu ustnego, które można zilustrować także wieloma przykładami niezwiązanymi z tradycją biblijną. Jasne jest, że przepisy prawa Mojżeszowego normowały życie Izraela, a psalmy były modlitwą tego ludu na długo przed tym, zanim zostały spisane. Z kolei przynajmniej niektóre teksty mądrościowe utrwalały medytacje, które wcześniej przeżywano, opracowywano i przekazywano ustnie w ośrodkach taką refleksją się zajmujących. Niektórzy egzegeci zastępują dziś sformułowaną przez Juliusa Wellhausena hipotezę „źródeł” Pięcioksięgu — hipotezą tradycji przekazywanych w żywym nauczaniu różnych ośrodków kultu. Zrodzone w tradycji, albo nawet z tradycji, pisma biblijne ukazują się nam jako owoc żywej i poprzedzającej je rzeczywistości religijnej, to znaczy jako zrodzone w całości — lub w swych najczystszych i najbardziej reprezentatywnych częściach — przez wspólnotę ludu Bożego. Tak samo było również, jak wkrótce zobaczymy, w przypadku Nowego Testamentu. Fakty te nie są bez znaczenia dla kogoś, kto chciałby właściwie zrozumieć na czym polega natchnienie biblijne. Oczywiście, charyzmat natchnienia, w tym sensie, w jakim wiara przyznaje go tekstom Pisma Świętego, ostatecznie był dany jednostkom, które te teksty spisywały. Można jednak przyjąć, że w pewnej mierze odnosił się on również, w formie rozproszonej i ogólnej, do historycznego życia wspólnot, które zrodziły te święte słowa, zanim jeszcze zostały one spisane. Karl Rahner zaproponował nawet niedawno, żeby umiejscawiać kwestię natchnienia biblijnego w ramach eklezjologii lub przynajmniej historii zbawienia, czyli odnosić ją do działań, przez które Duch Święty buduje lud Boży: biblijne natchnienie odpowiada momentowi, w którym Bóg stwarza Kościół w aspekcie jego poznawczego elementu konstytutywnego.
Pozostając wciąż na poziomie konstytuowania się przekazu objawionego i uznając charyzmat natchnienia za szeroko rozlany w ludzie Bożym, rozważmy z kolei, w jaki sposób sens Objawienia coraz bardziej precyzował się poprzez kolejne nawiązania do jego pierwotnego skarbca. Tym razem porządek tradycji odnosimy nie tyle do zwykłego jej przekazu, lecz do odczytywania już spisanych i znanych tekstów natchnionych, w związku z aktualnie przeżywanymi wydarzeniami lub faktami wyczekiwanymi przez lud nadziei. Często wykazywano, że zwłaszcza fakty opisane w Księdze Wyjścia uznać można za typy mające dla Izraela trwałe znaczenie, będące niezmienną obietnicą i powtarzające się w sposób szczególny w powrocie z niewoli babilońskiej. Stary fakt nadawał znaczenie nowemu wydarzeniu, które z kolei rzucało światło na fakt stary. Wiemy, że gatunek midraszu narodził się z tej refleksji nad tekstami wcześniejszymi, odczytywanymi w świetle nowych sytuacji i problemów. Czasownik, od którego pochodzi słowo midrash, oznacza „pilnie badać”, „poszukiwać”. W danym tekście poszukiwano bowiem jakiejś wskazówki dla aktualnie przeżywanego splotu zdarzeń, wykorzystując występujące w nim terminy lub motywy. W ten sposób dochodzono do nowego rozumienia owego tekstu. Niekiedy ta medytacja oddziaływała zwrotnie na jego treść, tradycja wywierała wpływ na Pismo. Septuaginta, grecki przekład Starego Testamentu, stanowi tego szczególnie znaczący przykład. Zawiera ona bowiem wiele interpretacji, z których jedną z najsłynniejszych jest interpretacja fragmentu Księgi Izajasza (7, 14). Otóż Septuagintę nie tylko ojcowie Kościoła, lecz także Chrystus i apostołowie czytali i cytowali jak oryginalny tekst hebrajski: stawiali ją na równi z nim do tego stopnia, że ogół ojców i niektórzy współcześni egzegeci uznają ją za natchnioną, w biblijnym tego słowa znaczeniu.
Chrześcijanie przeszli podobną drogę, odczytując Stary Testament w świetle faktu Chrystusa oraz rozumiejąc fakt Chrystusa w świetle całej historii ludu prorockiego. Tym samym doprowadzili tylko do doskonałości ruch, w którym sam Izrael stopniowo wznosił się ku Mesjaszowi przez zgłębianie sensu swojej własnej historii, będącej nosicielką Objawienia.
Ten proces, zachodzący jeszcze na płaszczyźnie Objawienia lub biblijnego natchnienia, jest też efektem tradycji, to znaczy ciągłości wiary ożywiającej lud Boży.
Przejdźmy teraz z poziomu konstytuowania się objawionego przekazu na poziom jego interpretacji. Lud Biblii nieprzerwanie ją czytał, ponadto nieprzerwanie słuchał, jak mu ją czytano i wyjaśniano, nieprzerwanie się jej uczył i zbierał komentarze do niej. W ten sposób w judaizmie powstały szkoły interpretacji Prawa, gdzie królowała zasada przekazu czy też tradycji (Traditionsprinzip historyków niemieckich), której inne przykłady znajdujemy w filozoficznych szkołach hellenistycznych. Bóg, jak uważano w judaizmie dwóch stuleci poprzedzających narodziny Jezusa, dał Mojżeszowi odpowiedzi na wszystkie pytania. Midraszowe komentarze miały za cel wydobywanie z tekstu Tory rozwiązań w niej ukrytych lub niejasno przedstawionych. Z pokolenia na pokolenie, uczniowie (talmid) stawali się ogniwami łańcucha przekazu, w którym najpierw uczyli się sami, a potem uczyli innych. W czasach apostolskich kolegium uczonych wkładało ręce na następcę nauczyciela (co przypominało trochę rytuał święceń), na znak przekazania mu obowiązku wierności. Trzeba było bowiem przekazywać jak gdyby z ręki do ręki (quasi per manus) depozyt przejęty od „ojców”. Jednakże ta specyficzna mądrość, przechowywana przez pokolenia i początkowo całkowicie odnosząca się do Pisma Świętego, miała wartość autonomiczną: uważano, że pochodzi od Boga tak samo jak Pismo Święte i stawiano ją na równej z nim płaszczyźnie. Chrześcijanie są skłonni zaniedbywać, a nawet bagatelizować piśmiennicze pomniki tradycji talmudycznej — bo to o nie tu chodzi (Talmud znaczy dosłownie „wyuczony na pamięć”) — uznając je właściwie za gęstwinę subtelnych rozważań, i to przemieszanych z legendami. Żydzi natomiast karmią się nimi jako tradycją, dla nich wciąż ważną. Niemniej ojcowie Kościoła przejęli niektóre „tradycje Żydów”. Zatrzymali z nich jednak tylko to, co w ich przekonaniu miało jakąś wartość dla interpretacji Pisma Świętego.
Tekst pochodzi z książki Yves Congar’a OP „Tradycja i tradycje. Tom 1: esej historyczny” wydanej nakładem Wydawnictwa W drodze. Tytuł i lead pochodzą od redakcji Dominikanie.pl