Powtarzając osiem razy „błogosławieni”, Chrystus mówi do każdego z nas: „kocham”.
Powtarzając osiem razy „błogosławieni”, Chrystus mówi do każdego z nas: „kocham”. Szczęście oraz radość „Błogosławieni, którzy…”, a więc zarazem „szczęśliwi, którzy…”.„Błogosławieni – szczęśliwi…” – z taką frazą, bo przecież makarioi znaczy zarówno „błogosławieni”, jak „szczęśliwi”, zwraca się do nas Pan Jezus, ogłaszając osiem błogosławieństw. I jeśli czasem Kazanie na górze nazywane bywa streszczeniem Ewangelii, to osiem błogosławieństw stanowi streszczenie Kazania na górze.
Jakże to inna tonacja od „nie będziesz…!” oraz „będziesz…!” – zapisanych kilkanaście wieków wcześniej na dwóch kamiennych tablicach.
Oczywiście, absurdem jest przeciwstawianie sobie Starego i Nowego Zakonu. Ten, który nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić (por. Mt 5,17), wielekroć mówił o tym otwarcie i całkowicie jednoznacznie. Nowe Prawo winno wypełnić Stare tchnieniem Ducha Świętego – nadać Staremu Przymierzu rozmach i dynamikę, uaktywnić twórcze możliwości tkwiące w każdym z nas i ukazać bezkresną perspektywę chrześcijańskiej miłości.
Inaczej mówiąc, Dekalog to pewien „program minimum”. Jest niezbędny, ale sam z siebie nie wystarcza do stworzenia żywej więzi pomiędzy człowiekiem a Chrystusem, dokładniej – pomiędzy mną a Chrystusem. To, że w niedzielę chadzam do kościoła, że nie zabijam i nie cudzołożę, z pewnością nie jest jeszcze tytułem do chluby. Niestety, można formalnie wypełniać wszystkie dziesięć przykazań, lecz mimo tego pozostawać łajdakiem niewrażliwym na różne przejawy ludzkiej krzywdy, być bezdusznym rygorystą i egoistą. Optyka ośmiu błogosławieństw eliminuje taką ewentualność. Aby ją odkryć, potrzebna jest nie roztropność i mądrość tego świata, ale prostota (por. Mt 11,25), nie biegła znajomość przepisów i ich zachowywanie, ale asystencja Ducha Świętego, który daje cardiognosis – wiedzę serca.
Dopiero wtedy możemy odkryć, że szczęśliwi są ci ubodzy, których źródłem bogactwa jest Bóg; szczęśliwi są tacy smutni, którzy bolejąc nad złem obecnym w świecie i nad własną grzesznością, potrafią złączyć ją z krzyżem Chrystusa; szczęśliwi są cisi, bo nie wierząc w potęgę pieniędzy, rozgłosu czy pozycji społecznej, uwierzyli w moc Bożej miłości; że szczęśliwi są łaknący i pragnący sprawiedliwości, bo wyzwolili się z pęt konformizmu i oportunizmu; szczęśliwi są miłosierni, bo mogą sprawdzić we własnym życiu, iż „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20,35); szczęśliwi są ludzie czystego serca, bo nauczyli się kochać bezinteresownie, a także ludzie czyniący pokój, bo dzięki nim mniej jest na świecie rozłamów, agresji, pogardy; że szczęśliwi są nawet cierpiący dla sprawiedliwości oraz Imienia Jezus, bo jest On wtedy przy nich szczególnie blisko, dodaje im sił i uczy, co mają mówić (por. Mt 10,19; Mk 13,11; Łk 12,11). A nawet więcej! Po tym podsumowującym błogosławieństwie, mówiącym o prześladowaniach, Jezus dodaje znamienne sformułowanie: „cieszcie się i radujcie” (chairete kai agalliasthe). Ten drugi wyraz zaleca wręcz promieniowanie radością, manifestowanie jej wokół siebie, uzewnętrznianie swojej radości. Co ważne i ciekawe, ten sam zwrot pojawia się w Piśmie Świętym jeszcze raz przy końcu Apokalipsy św. Jana, kiedy te słowa znajdują swoje wypełnienie przy końcu czasu. Wtedy to bowiem błogosławieni zostają zaproszeni na ucztę Baranka, do królowania z Chrystusem (por. Ap 19,7). Warto też chwilę zatrzymać się przy pierwszym słowie chaire, gdyż w ewangeliach pojawia się ono rzadko, ale zawsze mając ogromne znaczenie. To właśnie słowo chaire usłyszy Maryja jako pierwsze z ust archanioła Gabriela w scenie Zwiastowania (por. Łk 1,28), to samo słowo dziewięć miesięcy później usłyszą od anioła pastuszkowie w chwili Bożego Narodzenia („zwiastuję wam radość wielką” Łk 2,10). Potem pojawia się ono dopiero w mowie pożegnalnej Chrystusa, w Jego obietnicy, że po czasie męki nastanie dla Apostołów czas radości (por. J 16,20–22). Wreszcie, już na końcu, Ewangelia Janowa opisuje wypełnienie tej obietnicy, gdy w dniu Zmartwychwstania Pan Jezus ukazuje się uczniom. „Uradowali się uczniowie, ujrzawszy Pana” (J 20,20).
Błogosławieństwa są orędziem Bożej miłości. A przecież kochający zawsze pragnie szczęścia tego, kogo kocha. Dlatego w tych krótkich ośmiu frazach Bóg ukazuje człowiekowi perspektywę szczęścia i radości, które dla niego przygotowuje i które człowiek może realnie osiągnąć. Powtarzając osiem razy „błogosławieni”, Chrystus mówi do każdego z nas: „kocham”. Używa, co prawda, paradoksów, bo nieoczywista to droga do szczęścia, na której bywa się ubogim i płaczącym czy też smutnym i prześladowanym, ale w gruncie rzeczy nie ma w tym nic niezwykłego. Komunikacja Boga z ludźmi skazana jest przecież – spoglądając z naszej strony – na paradoksy. Są one naturalnym skutkiem przecinania się Nieskończonego z tym, co skończone, objawiania się tego, co Święte, w naszym grzesznym świecie.
Chrystus powtarza nam „kocham”, mówiąc – „pragnę, byś doszedł do szczęścia”. Chrześcijaństwo zatem jest drogą ku szczęściu człowieka. To po prostu konsekwencja Bożej miłości. Gdy pobożna niewiasta Proba zapytała św. Augustyna: „O co powinnam się modlić?”, ten odpowiedział jej: ora beatam vitam (módl się o życie szczęśliwe). Jak bowiem pisał Augustyn w Przeciw manichejczykom: „Wszyscy z pewnością chcemy wieść życie szczęśliwe. Każdy przedstawiciel rodzaju ludzkiego zgodziłby się z tym stwierdzeniem nawet nie do końca sformułowanym”. Chrześcijaństwo to droga do szczęścia. A pełnia szczęścia domaga się, by było to szczęście ponadczasowe, już nieutracalne. I do tego celu prowadzi nas Chrystus. „Wszystko bowiem, co przynosi radość, tam się znajdzie w obfitości – podkreśla św. Tomasz z Akwinu w Collationes super Credo in Deum – jeśli pożąda się szczęścia, tam się znajdzie najwyższe i doskonałe szczęście”.
Tekst pochodzi z książki „Dominikanie o ośmiu błogosławieństwach” wydanej nakładem Wydawnictw W drodze.