Najbardziej podstępna i ukryta bestia siedzi gdzieś głęboko we mnie i pozwala wszystkim innym hasać bez ograniczeń.
I dlatego żydzi prześladowali Jezusa, że czynił takie rzeczy w szabat. Lecz Jezus im odpowiedział: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i ja działam”. Dlatego więc żydzi tym bardziej usiłowali Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu. W odpowiedzi na to Jezus im mówił: ,,Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego. Albowiem to samo co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co sam czyni i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który go posłał. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie pod sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia, ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia. Ja sam z siebie nic czynić nie mogę. Sądzę tak, jak słyszę, a sąd mój jest sprawiedliwy; szukam bowiem nie własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał”. J 5, 16-30
Możemy się dziwić albo nie dziwić, ale trzeba przyznać, że rzeczywiście Jezus w tym słowie pokazuje rzeczy bardzo trudne. Trudność polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że Słowo mówi nam często, co mamy robić; są pewne nakazy, nauki, wskazówki – bardziej lub mniej praktyczne – żebyśmy lepiej żyli w tym świecie, są jakieś bardzo konkretne nauki. Tutaj Chrystus mówi o sobie i życiu wewnątrz Trójcy. Święty Tomasz, kiedy komentuje tę Ewangelię, pisze, że Chrystus mówi o sobie i Trójcy, mówi o Ojcu. Kropka.
Tylko co my mamy z tym zrobić? Od razu się może pojawić takie pytanie. Podobnie jest, kiedy w Boże Narodzenie czytany jest prolog Janowy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo (…). Wszystko przez Nie się stało”. Człowiek się zastanawia: „No, dobrze, ale jak ja to Słowo mam realizować w swoim życiu? Co mam konkretnego zrobić?”. Bo to mówi coś o Panu Bogu, mówi o Jego życiu, ale jak to się ma do mojego konkretnego życia? Tak sobie człowiek myśli i się zastanawia: „Cóż to ten ksiądz ciekawego powie? Jaką naukę wyciągnie, do której później po wyjściu z kościoła będziemy się stosowali?”.
A to jest złe podejście, podejście ludzi, którzy – chcąc nie chcąc, myślę, że raczej nieświadomie – traktują Boga przede wszystkim jako tego, który ukazał się nam po to, żeby nam powiedzieć, jak mamy żyć. Pokazał się i mówi: „Macie zrobić to, to, to, to, to i jak to dobrze wyjdzie, zobaczymy, jaki będzie wasz dalszy los eschatologiczny”. Jeżeli tak do tego podejdziemy, to nasz Bóg nie będzie się specjalnie różnił od Boga w rozumieniu islamu, który podaje bardzo jasne nakazy i zakazy. Ponieważ tam jest koncepcja woluntarystyczna, w każdym momencie Bóg może wszystko zmienić i żadne zasady logiki go nie obowiązują. Bóg w islamie pokazuje, co robić i jakie przepisy spełniać. Co prawda, w Koranie mamy zdanie, że Bóg jest bliższy człowiekowi niż tętnica szyjna, to jednak świat Boga i człowieka nigdy się nie spotykają. Nawet po śmierci o żadnej bosko-ludzkiej wspólnocie nie ma mowy.
Chrystus natomiast wprowadza nas w swój świat wewnętrzny. Po co? Pan Jezus mógłby odpowiedzieć: „Po to, czcigodny, dobry człowieku, żebyś sobie przypomniał, że kiedy wchodzimy w jakąkolwiek relację, to jednym z kluczowych elementów tej relacji jest to, że – zanim będziemy się skupiać na wspólnych zadaniach, wspólnych celach, ustawimy sobie wszystko jak w korporacji: poszczególne zadania i sposób rozliczania z tych zadań – poznajemy swoje światy”.
Są takie piękne sceny, kiedy na przykład narzeczeni wprowadzają siebie nawzajem do swoich rodzinnych domów. Gdy narzeczony lub narzeczona przychodzi do domu ukochanej osoby i patrzy, jak ona żyje, poznaje jej rodziców, patrzy na książki na półkach, na dom, patrzy, jak członkowie rodziny rozmawiają ze sobą, poznaje lepiej ich świat, świat, który w jakiś sposób stanie się też jej czy jego światem. To oczywiste, ale my nie wyobrażamy sobie bliskiej relacji bez tego wejścia w świat drugiego człowieka. To jest w pełni naturalne. Przyjaciele, jeżeli są ze sobą blisko, dobrze znają nie tylko siebie, ale też swoje światy, często nawet bez słów.
Chrystus robi identyczną rzecz. Święty Jan w Prologu i znowu tutaj, w piątym rozdziale, przypomina nam, że On nie jest Bogiem, który zjawił się po to, żeby dodać kolejną pulę przepisów, których mamy przestrzegać, ale Jego pierwszym zadaniem jest wejście w relację z człowiekiem i jednym z elementów tej relacji jest to, że skracany jest ten dystans przez wprowadzenie go w Jego świat. I to prawda, my w niego wchodzimy i tutaj szczególnie przedstawiciele, no właśnie, islamu dziwią się temu, wręcz nie dopuszczają myśli, że Bóg może mieć Syna i że Bóg otwiera swój świat na człowieka, na stworzenie.
Nasz Bóg, Jezus Chrystus, chce, żeby człowiek wszedł w Jego świat. Wprowadza nas w tajemnicę Trójcy, mówi nam rzeczy, których nie pojmujemy. Nawet księża nie wiedzą, jak mówić o tej Trójcy, o tym wewnętrznym świecie Boga, o tej relacji, dlatego często wręcz unikają tego tematu. W średniowieczu nie było tego problemu. To jedno z najczęstszych wezwań średniowiecznych kościołów. Dzięki temu ludzie od razu wchodzili w tajemnicę, w życie wewnętrzne Pana Boga, wchodzili od kuchni i poznawali całą rodzinę. Ponieważ jeżeli ma być relacja, to mamy w pierwszej kolejności wejść w świat tej osoby. Zauważcie, że żydzi w tej Ewangelii są daleko, reagują wrogością, czyli dystans jest gigantyczny, a Chrystus na ten gigantyczny dystans reaguje maksymalnym zmniejszeniem dystansu, wprowadzając tych, którzy go nienawidzą, w Jego najbardziej wewnętrzny świat: Ojca, miłości, relacji, zależności.
To, co robi Chrystus, jest niezwykłe, ale jest jednocześnie naturalne. Nie wyobrażamy sobie relacji narzeczona-narzeczony bez znajomości swoich rodzin, bez wprowadzenia do domu. Nie wyobrażamy sobie prawdziwej, szczerej i uczciwej relacji bez znajomości wewnętrznego świata drugiej osoby. W momentach trudnych, kiedy nie wiemy, co mamy zrobić, i się dziwimy, to pamiętajmy, że Chrystus nas zaprasza do siebie, mówi: „Spójrz, tak wygląda mój świat, jest niezwykły, prawda?”.
A człowiek się dziwi. I dobrze, bo cóż człowiek może pojąć. To jest niezwykłe, że Bóg się nie boi nam objawić. Kim jest człowiek, że Bóg nam się objawia i pokazuje swój świat? Bardziej logiczne byłoby, gdyby został gdzieś daleko, bo przecież i tak go nie pojmiemy, ale On otwiera drzwi szeroko, pokazuje nam Ojca, zsyła Ducha Świętego, wprowadza w świat i mówi: „Człowieku, jesteś częścią mojego życia”.
Człowiek się drapie po głupiej głowie i nie wie, co ma zrobić. Może tylko iść za Chrystusem i mu zaufać, bo przecież On wie, co robi. Ale pamiętajmy: chrześcijaństwo to jest najpierw relacja, a później są to również obowiązki, które wynikają właśnie z miłości, ze świadomego przeżywania wiary.
Tekst z książki „Jezus i bestie. Jak pokonać swoje wady” wydanej przez Wydawnictwo „Esprit”.
Książka do nabycia w naszym sklepie
fot. Gustavo Spindula