Idźcie i nauczajcie wszystkie narody. Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Nagrania kazań na niedzielę:
Otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Niebo jest tu
Krzysztof Kocjan OP
Dz 1, 1-11 • Ps 47 • Ef 4, 1-13 • Mk 16, 15-20
Kiedy rozważałem dzisiejsze czytania, pomyślałem o różnicy między zakochaniem a miłością. Zakochanie to czas, kiedy nam się wydaje, że spotkaliśmy osobę, która uczyni nas szczęśliwym, miłość natomiast zaczyna się z chwilą podjęcia decyzji, że to ja chcę uczynić tę osobę szczęśliwą. W konsekwencji to już nie moje plany i wizje są najważniejsze. Gotowy jestem zrezygnować ze swoich marzeń na rzecz spotkania z realną osobą. Jest to droga nie tylko do dojrzałej relacji, ale także do osobistego wzrostu i szczęścia.
Dzisiaj widzimy, jak zmienia się relacja uczniów do Pana Jezusa. Podczas Jego ziemskiego życia uczniowie mieli mnóstwo wyobrażeń na Jego temat i oczekiwań co do Niego. Jako dobrzy Żydzi marzyli o wyzwoleniu i pomyślności Izraela, jako zwykli ludzie pragnęli własnego szczęścia. Jezus miał im to zapewnić. Jego śmierć pogrzebała te nadzieje, ale Jego zmartwychwstanie wzmogło oczekiwania. Stąd naglące pytanie uczniów: Czy to wtedy przywrócisz królestwo Izraela?
Jednocześnie coś się zmienia w uczniach, gdy idą głosić Ewangelię. Pogodzili się z myślą, że Jezus nie jest Mesjaszem z ich marzeń, który odnowi polityczny byt. I kiedy w końcu porzucili swoje wizje, byli w stanie rozpoznać Syna Bożego, który ma zbawić cały świat. Choć Jezusa nie było już pomiędzy nimi, nagle doświadczyli prawdziwej bliskości z Nim. W każdym miejscu współdziałał z nimi. Jeśli wcześniej mogli zobaczyć, jak uzdrawia i czyni cuda, teraz doświadczyli, jak działa przez ich własne ręce. Poznali prawdziwego Jezusa, zaczęli żyć miłością, a nie złudzeniami. To zupełnie inny poziom bliskości.
Na tym polega paradoks wniebowstąpienia. Wydaje się, że aby zasiąść po prawicy Ojca, Jezus odszedł z tego świata. Ale to nieprawda. W chwale niebieskiej Jezus jest jeszcze bliżej nas. Niebo nie jest daleko, jest pomiędzy nami. Duch Święty, jeśli Go przyjmiemy, zstępuje właśnie po to, aby pokazać nam tę rzeczywistość.
Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego
Do domu Ojca
Michał Pac OP
Dz 1, 1-11 • Ps 47 • Ef 4, 1-13 • Mk 16, 15-20
Kiedyś jeden z moich współbraci w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego rozpoczął kazanie mniej więcej w taki sposób: Wyobraźmy sobie, że jedziemy pociągiem. Do przedziału wchodzi pasażer. Siada. Otwiera walizkę. Wyciąga z niej obrus i kładzie na małym stoliku pod oknem. Następnie stawia tam wazonik z kwiatkiem. Zaczynamy się ze zdziwieniem przyglądać. Zabiera się za wieszanie firanek w oknie. Zaczynamy się niepokoić. Kiedy rozpoczyna przybijanie obrazków na ścianach, zmieniamy przedział, mrucząc pod nosem: „Co za wariat!”.
Jest dla nas bowiem oczywiste, że w ten sposób warto się troszczyć o własny dom, a nie o przedział kolejowy, z którego wysiądziemy za parę godzin. Nie zauważamy jednak, że my zachowujemy się podobnie, gdy przesadnie próbujemy się urządzić na tym świecie, w którym jesteśmy ledwie kilkadziesiąt lat, tak jakby był naszym jedynym domem, zapominając, że nasz prawdziwy dom jest w Niebie. Przypomina nam o tym właśnie tajemnica Wniebowstąpienia Pańskiego, w której Chrystus Pan jako pierwszy przeszedł drogę do Domu Ojca.
Jednak dzisiejsza Ewangelia nakazuje nam troszczyć się również o ten świat, a zwłaszcza o współtowarzyszy drogi: „Jezus ukazawszy się Jedenastu, powiedział do nich: »Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu«” (Mk 16, 15). Te słowa są mi szczególnie bliskie, gdyż podczas święceń kapłańskich – dziewięć lat temu w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego – była czytana ta sama Ewangelia. A nas było święconych jedenastu… Jesteśmy odpowiedzialni za to, by wskazywać sobie nawzajem drogę zbawienia.
Ojciec Święty Benedykt XVI w czasie mszy świętej na krakowskich Błoniach w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego w 2006 roku, komentując słowa z dzisiejszego pierwszego czytania: „Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1, 1), w piękny sposób mówił o tych dwóch aspektach naszej egzystencji. Stoimy na ziemi, a więc tu tworzymy dobro, zarówno w sferze materialnej, jak i przede wszystkim w sferze duchowej. Jednocześnie jednak uporczywie wpatrujemy się, wraz z Apostołami, w niebo, a dokładniej w Pana Jezusa wstępującego do nieba, coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego, że otwiera się przed nami najwspanialszy, nieskończony horyzont, ostateczny cel ziemskiego pielgrzymowania człowieka.
Pan wśród radości wstępuje do nieba
Przywrócił nam życie
Romuald Jędrejko OP
Dz 1, 1-11 • Ps 47 • Ef 4, 1-13 • Mk 16, 15-20
Chrystus zmartwychwstały ukazuje się swoim uczniom, na ich oczach wstępuje do nieba. Czytamy o tym, jak o wydarzeniu z przed 2000 lat. Zapominamy, że jest to historia miłości Boga do mnie. Każdemu z nas ukazuje się zmartwychwstały Chrystus, ukazuje się w naszej codzienności.
W Nim wypełniły się słowa proroka Izjasza: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy »Bóg z nami«”. To Ten, który się obarczył naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści. W Jezusie cierpiącym, w Jego ranach, Jego śmierci odnajdujemy Boga, który jest nam bliski. Tę bliskość gdzieś gubimy, wpatrując się w Chrystusa, który w sposób dla nas niepojęty powstał z martwych, wstąpił do nieba i zasiada po prawicy Ojca. Czy to nadal jest Emmanuel?
Albert Camus uważał, że zmartwychwstanie Chrystusa w odniesieniu do człowieka jest to jakby odrzucenie w miłości, odrzucenie kochającego, gdyż został głęboko zraniony przez osobę mu bliską, która go porzuciła. Właśnie w ten sposób interpretował zmartwychwstanie Jezusa. Jako niewierność w miłości, w której przecież wcześniej był wierny człowiekowi aż do śmierci.
Tego rodzaju wątpliwości pojawiają się w życiu każdego człowieka zastanawiającego się nad swoją wiarą, relacją z Bogiem, który jest miłością. Może nie zawsze wyrażamy je tak jednoznacznie i mocno jak Camus, ale często tkwią one w nas w postaci przeczucia czy intuicji. Nie jesteśmy w tym osamotnieni. To doświadczenie uczniów w drodze do Emaus, uczniów wpatrujących się w chmury w chwili wniebowstąpienia. Rodzi się w nich smutek; Ten, który był tak blisko, odszedł do Ojca.
Zapominamy, że Zmartwychwstały nadal ma rany, że Ten, który cierpiał, w którym odnajdywaliśmy trud i ból naszej codzienności, w miłości do nas przemienił ludzkie piekło, że współcierpi z nami. On nie tylko jest obecny w naszej niedoli, ale przemienia naszą rzeczywistość. Wstępując do Ojca razem ze swoim ludzkim ciałem naznaczonym bólem i cierpieniem, naznaczonym ranami, dokonał przebóstwienia naszego człowieczeństwa. Nie porzucił nas, ale przywrócił nam życie, włączył nas na nowo w tajemnice życia Trójjedynego Boga. I nie są to „wielkie słowa” teologów, ale moje życie, moja opowieść. Uczestniczę już w tej rzeczywistości, a gdy zacznę prawdziwie ją odkrywać w moim życiu, to głoszenie Dobrej Nowiny będzie dzieleniem się tym, co jest moim udziałem.