Łaska spowiedzi to zaproszenie do pielęgnowania życia – strzeżenia go według daru mądrości i realizmu, którego uczy mnie postanowienie poprawy.
Wiara
Hans Urs von Balthasar, szwajcarski teolog, mówił o krzyżu w niezwykłej perspektywie: Jezus na Golgocie spowiadał się w imieniu całego świata. W swoich ranach zaniósł przed tron Ojca wszystkie nasze grzechy. Wystawił je ku światłu miłosierdzia, czekając na rozgrzeszenie. Nastąpiło ono w tę Wielką Noc, gdy życie zwyciężyło śmierć, kiedy Bóg wskrzesił z martwych Chrystusa.
Na krzyżu każdy grzech już został przyjęty z miłością. Został wyznany przez Tego, który Go przyjął z głęboką wiarą w Bożą moc zwyciężającą wszelką niemoc ludzką. Został też usprawiedliwiony przez Jedynego Sprawiedliwego. O każdym spowiadającym się mówił Jezus: „Wybacz mu, Ojcze, bo nie wiedział, co czyni!”.Spowiedź jest sytuacją, w której proszę Jezusa, aby był ze mną w chwili, gdy ukazuję swoje rany Ojcu; gdy idę do Boga pełen lęku, wstydu, bólu i niepewności. Pan pozwala mi uklęknąć przy konfesjonale, którym jest Jego krzyż. Jestem jak dobry łotr, ale doświadczam większego przywileju niż on, ponieważ znajduję się na tym samym krzyżu, co Zbawiciel. Nie jestem sam w chwili, gdy snuję swoją dramatyczną, pełną bólu i lęku opowieść o mym upadku. Jest ze mną Ten, który zna moje serce i który wie, co ono kryje.
Czyniąc zło, wyrządzam konkretną krzywdę innym ludziom i samemu sobie. Podczas spowiedzi odsłaniam to podwójne cierpienie, powierzam je Ojcu wraz z Chrystusem, który oddal swego ducha za mnie. W ten sposób oddaję swoje życie w ręce Boga — „Wzdycham z głębi serca, oczekując odkupienia”. Nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć za Jezusem: „Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego!”. Wyznaję swoje winy jako grzesznik, czyli człowiek oddalony, zagubiony, odarty z godności. Przez każde zło staję się uboższy o dobro, którego nie zdołałem w danej chwili podjąć. Wpadam wtedy w stan duchowej nędzy. Nie należy tego rozumieć jako pomniejszania poczucia własnej wartości i piękna. Grzech coś mi zabiera, z czegoś mnie okrada. Gdy uznaję swoją nędzę, wówczas Syn Boży najchwalebniejszą szatą swego ukrzyżowanego ciała okrywa moją nagość.
Moje przyjście do Niego jest najbardziej niezwykłym wyznaniem wiary w zbawczy sens Jego śmierci na krzyżu. Chcę razem z Nim powstać do nowego życia mocą tej nadziei, którą On wyraził słowami: „Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego!”.
Uczynki
Spowiedź ma etapy przygotowujące — rachunek sumienia, żal za grzechy i szczere postanowienie poprawy. Te warunki dobrej spowiedzi wyznaczają pole działania przeznaczone dla grzesznika: to, co on sam może i powinien zrobić. Trzy małe rzeczy w obliczu ogromu łaski, którą otrzymujemy w spowiedzi; niewielkie w porównaniu ze skalą przemiany, której dostępujemy w sakramencie pojednania.
Z czym porównamy królestwo Boże? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu.
Rachunek sumienia
Przygotowanie do wyznania swych win i popełnionego zła zakłada rzeczowe przyjrzenie się temu, co naprawdę się stało. Na tym polega rachunek sumienia.
Chcąc odsłonić rany przed Zbawicielem, grzesznik musi je najpierw odwiązać ze starych i brudnych bandaży. Musi się podnieść, wstać, aby podejść do Lekarza przyjmującego właśnie tych, „którzy się źle mają”. Musi odsłonić rany, czyli podjąć decyzję o dopuszczeniu światła ukazującego prawdę o rodzaju choroby, jej skali i stopniu zaawansowania.
W rachunku sumienia jest miejsce na pytanie, co się właściwie stało. Co zrobiłem, jakie to spowodowało zło? Na tym etapie bardzo potrzebuję odwagi i uczciwości. Czeka mnie wielki wysiłek. Nie jest to takie proste, wszak przywykłem do uciekania od rzeczowej oceny samego siebie. Uciekłem z lęku, że zobaczę przerażający obraz. Mam w sobie opory jak trędowaty, który cały czuje się nieczysty. Jak ślepiec przywykłem do siedzenia przy drodze bez nadziei na zmianę. Jestem paralitykiem, którego przyprowadzają przyjaciele, gdyż sam nie mogę podnieść się z gnijącego barłogu. Jak człowiek z uschniętą ręką czuję się niezdolny do działania.
Żal za grzechy
W żalu za grzechy nie chodzi wcale o intensyfikowanie poczucia winy. Dla wielu ludzi przyznanie się do popełnionego zła jest tym samym, co uznanie siebie za kogoś beznadziejnego, złego, głupiego, słabego i obłudnego. Pojawia się w nich wstręt do siebie samych, czemu towarzyszą destrukcyjny smutek i rezygnacja. Powtarzanie starych grzechów rodzi złość, a nawet rozpacz. Człowiek poniża siebie samego, zadręcza się ciągłymi wyrzutami sumienia, zamykając się w swoim bólu.
W konstruktywnym przeżyciu żalu za grzechy ważne jest zdanie sobie sprawy z konsekwencji dokonanych czynów. Staje się on przypieczętowaniem dokonanej oceny: „Tak, to wszystko prawda. Nie jest dobrze”.
Człowiek szczerze żałujący swoich złych czynów nie musi potępiać własnej przeszłości. Nie musi nawet mówić: „Gdyby się dało cofnąć czas, to nie zrobiłbym tego”. Nie musi myśleć z obrzydzeniem o własnych uczynkach. Wystarczy, że uzna, iż to, co się stało, było złe.
Gdy świadomości popełnionego zła będzie towarzyszyć cierpienie, uczucia dołączą do głosu sumienia. Nie w cierpieniu jednak tkwi istota żalu, lecz w uznaniu szkód, które wyrządziłem swoimi nieuporządkowanymi czynami. Ważne jest, bym umiał przyznać się do tego, że kogoś skrzywdziłem i że jestem gotowy jemu zadośćuczynić.
Postanowienie poprawy
Postanowienie poprawy wymaga pokory i wyciszenia emocji. Nie chcę hałaśliwie bić się w piersi i wyć w niebogłosy: „Jak mogłem to zrobić!”. Nie chcę też myśleć o sobie jak o człowieku, który „przez przypadek” upadł i narobił bałaganu zarówno w sobie, jak i wokół siebie. Próbuję raczej zrozumieć, dlaczego tak się stało, co do tego doprowadziło. Na jakich ukrytych bagniskach dorastał mutant mojego człowieczeństwa, który nagle wyszedł na światło dzienne? Nie powinienem pozwolić mu na to, by wrócił tam, skąd po raz kolejny przyszedł. Lepiej pójść jego tropem, aby zobaczyć, czym się we mnie żywi.
Postanowienie poprawy nierozerwalnie wiąże się z ciągłą pracą nad sobą. Jest to próba zrozumienia mechanizmu grzechu, jak również poszukiwanie sposobów, aby go uniknąć. Należy poszukać wsparcia w innych ludziach. Postanowienie poprawy jest stanięciem w prawdzie o sobie i radykalnym wyborem drogi prowadzącej ku dobru. Nie mogę mówić, że nie upadnę po raz kolejny. Nie mogę postanawiać, że nie zgrzeszę. To, co jest w zasięgu moich możliwości, to wysiłek zmierzający do poprawy konkretnej rzeczy we mnie. Dobre postanowienie powinno dotyczyć przyczyn mojego postępku.
Weź swoje łoże i chodź — zadośćuczynienie
Istotą spowiedzi jest powierzenie swojego poranionego życia Bogu w nadziei, że będzie je odnawiał. Ze swojej strony robię to, co do mnie należy, aby dokonane wyznanie było jak najprawdziwsze.
Słysząc głos usprawiedliwienia — „I ja odpuszczam tobie grzechy” — wiem, że zostało mi darowane życie. Chcę je pielęgnować i strzec według daru mądrości i realizmu, którego uczy mnie postanowienie poprawy. Jednak nie mogę zapomnieć, że to wszystko dzieje się po to, bym coraz bardziej kochał tych, których skrzywdziłem. Przebaczenie służy odradzaniu się miłości.
Zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu, jak również sobie, oznacza wykorzystanie darowanego życia, sił oraz mądrości w tym celu, aby powrócić na drogę miłości wyrażonej w potrójnym przykazaniu: Boga, siebie same go i bliźniego. To właśnie miłość każę mi prosić o przebaczenie. Wymaga również ode mnie, abym postarał się naprawić te relacje, które stały się przedmiotem moich nadużyć.
Miłość uczy mnie, jak dbać o innych, jak pragnąć dla nich dobra i wspierać ich w trudnych chwilach. Nie stawiam się już wyżej ponad bliźnimi. Poznałem, na co mnie stać, nie jestem ulepiony z lepszej gliny. Uczę się traktować ich z szacunkiem i, na ile jestem w stanie, spieszyć im z pomocą.
Łaska spowiedzi obdarza nas wolnością. Stajemy się wolni, by móc lepiej służyć.
Przebaczenie, pokuta, wewnętrzna przemiana są drogą do miłości.
Tekst pochodzi z Miesięcznika „W drodze”, R. 30 (2002) nr 4. Tytuł pochodzi od redakcji dominikanie.pl.