Wielki Piątek to dzień Pasji! Nie tylko – a nawet nie przede wszystkim – pasji w znaczeniu Męki Pana.

Pasją Chrystusa jest Ojciec i człowiek, a właściwie miłość do Ojca i miłość do człowieka, każdego człowieka, najbardziej zaś do tego, który najmocniej jest spragniony i potrzebuje miłości i miłosierdzia.

Chrystus wydaje się na mękę z miłości do Ojca i do nas, oddaje życie po to, żeby miłość Ojca dotarła do nas. „Chrystus umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” – pisze św. Paweł (por. Ga 2,20). Cudownie to wyraża aria 58 z „Pasji według św. Mateusza” J.S. Bacha: „Aus Liebe will mein Heiland sterben” (z miłości chce mój Zbawca umrzeć) – warto posłuchać. Sam Jezus powiedział przecież: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

To zresztą chyba jeden z najpiękniejszych tytułów, którym chrześcijanie (szczególnie wschodni) nazywają Chrystusa: Przyjaciel Człowieka (philanthropos). Rozpostarte ramiona Chrystusa i jego krzyk: „Pragnę” są wywołującym dreszcz wyznaniem tej miłości. I warto jeszcze dodać, że jest to miłość nie do aniołów i świętych, ale do grzeszników: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8).

I adoracja Krzyża. Dlaczego w niej uczestniczymy, dlaczego powoli i w skupieniu, chyba wszyscy, którzy są w kościele, bez wyjątku, podchodzimy do Ukrzyżowanego? Czy nie dlatego, że On nas przyciąga, że spełnia się Jego zapowiedź: „A ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32). Przychodzimy, bo jesteśmy spragnieni takiej miłości, która jest prawdziwa, bezwarunkowa, do końca.

Myślę, że naszej wielkopiątkowej adoracji krzyża moglibyśmy nadać najgłębszy sens, gdyby nasze ucałowanie krzyża było osobistym wypełnieniem i potwierdzeniem tego, co napisał św. Jan: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma do nas” (1J 4,16). Całując krzyż warto w głębi duszy – i z głębi duszy – powiedzieć Jezusowi: „Tak, wierzę w Twoją miłość, wierzę w miłość Ojca do mnie, którą Ty, Panie, objawiasz właśnie na krzyżu”.

Jest jeszcze jeden niesłychanie ważny moment w liturgii Wielkiego Piątku (przynajmniej dla mnie jest bardzo ważny!). Jest to modlitwa powszechna, bardzo uroczysta i gęsta od znaczeń. Tych dziesięć wezwań, które się na nią składają: za Kościół, papieża i swojego biskupa, za katechumenów, o jedność chrześcijan, za Żydów, za niewierzących w Chrystusa i w ogóle w Boga, za rządzących państwami oraz za strapionych i cierpiących – ta modlitwa wyraża w konkretach tę miłość i troskliwość Boga. I to nie tylko względem mnie, bo wiara i zbawienie to nie sprawa tylko między mną a Bogiem, nawet nie tylko między Bogiem a Kościołem, czy nawet wszystkimi wierzącymi w Chrystusa.

Ta modlitwa szalenie dobitnie wyraża prawdę, że Bóg chce zbawienia świata – świata całego. A Kościół, który się modli w tych wszystkich intencjach, wtedy właśnie jest naprawdę sobą, gdy jest Bożym narzędziem służącym – jak sam Chrystus – wypełnieniu woli Ojca, którą jest to, aby świat został zbawiony, odnowiony, uświęcony i przebóstwiony.

Wielki Piątek to dzień pasji Chrystusa i równocześnie dzień, w którym Chrystus może się stać pasją życia mojego, twojego i każdego człowieka, który uwierzy miłości, który odpowie na Jego krzyk: „Pragnę”. Chyba jednym z najpiękniejszych śpiewów, jedną z najpiękniejszych modlitw na ten dzień, jest kanon: „W swe ramiona mnie weź, mocą krzyża dodaj sił, w księgę życia wpisz mnie, do swej chwały przyjąć chciej”.