Wielki prorok powstał między nami i Bóg nawiedził lud swój.
Nagrania kazań na niedzielę:
Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Opowieść o zwycięstwie
Krzysztof Kocjan OP
Kpł 13, 1-2. 45-46 • Ps 32 • 1 Kor 10, 31 – 11, 1 • Mk 1, 40-45
Początek dzisiejszej Ewangelii jest majestatyczny. Do Jezusa przychodzi trędowaty i proklamuje Jego wszechmoc. Wszelkie wątpliwości muszą ustąpić wobec pewności wiary: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jezus potwierdza wiarę trędowatego: Chcę, bądź oczyszczony. Absolutna wolność, wszechmoc i dobro Pantokratora zostają objawione. Prawa przyrody, zdrowie i choroba muszą ulec Jego woli.
Chwilę później nastrój radykalnie się zmienia. Jezus mocą swego autorytetu daje trędowatemu polecenia: Nikomu nic nie mów, pokaż się kapłanowi. I co? I nic. Trędowaty od razu zaczyna wiele mówić, wszystkim rozgłasza, co się stało, wszystkim pokazuje cud, którego doświadczył, wszystkim z wyjątkiem kapłana. I tak historia, która zaczyna się objawieniem wszechmocy Jezusa, kończy się opisem Jego niemocy. Jezus nie może jawnie wejść do miasta, musi przebywać w miejscach pustynnych. Na pierwszy rzut oka jest to zaskakujące, ale jeśli się zastanowić, to schemat ten nieustannie się powtarza w Ewangelii. Od chwały do klęski. Sprzeciw ludzkiej wolności wobec woli Bożej nie zawsze jest tak widowiskowy jak w raju czy na Golgocie. Czasem jest on zupełnie banalny, jak dziś w Ewangelii: trędowaty niekoniecznie świadomie sprzeciwił się Jezusowi. Po prostu po uzdrowieniu był zbyt zajęty sobą, żeby Jezus mógł się do niego dobić ze swoim poleceniem.
A jednak Ewangelia nie jest opowieścią o klęsce, ale o zwycięstwie. Końcem nie jest hańba krzyża, ale poranek zmartwychwstania. I to jest dar, który Jezus chce nam ofiarować. I nie chodzi tu wyłącznie o to, co czeka nas po śmierci. Jezus chce już teraz działać w naszym życiu. Pragnie, aby łaska Jego zmartwychwstania przemieniała także naszą codzienność. Od nas jednak zależy, co widzimy: czy tylko powodzenie w przemijających sprawach, czy źródło łaski: Jezusa, który chce nas doprowadzić do pełni życia.
Tyś mą ucieczką i moją radością
Dotyk
Tomasz Grabowski OP
Kpł 13, 1-2. 45-46 • Ps 32 • 1 Kor 10, 31 – 11, 1 • Mk 1, 40-45
Trąd w Biblii nie jest jedynie nieznośną chorobą. To „rytualna definicja”, na mocy której grzech był przyczyną tej szkaradnej choroby, a chorego wyłączano ze wspólnoty żywych. Od tej pory błąkał się po pustkowiach. Nierzadko mieszkał w pieczarach, pod ziemią, jak umarły. Grzech był przyczyną trądu i dlatego nieszczęśnik stawał się nie tylko chory, ale co ważniejsze – nieczysty. Od tej pory etykieta „trędowaty” wyczerpywała to, kim był skażony człowiek.
W tym świetle perykopa Mk 1, 40-45 jest szczególnie poruszająca. Jezus nie odrzuca rytualnych znaczeń Prawa, ale je wypełnia. Na szczerą prośbę trędowatego: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”, zawarte w niej wyznanie wiary i pełne oddanie się pod osąd Jezusa, Nauczyciel odpowiada równie szczerym współczuciem („Zdjęty litością”), okazaniem mocy („Chcę, bądź oczyszczony!”) i dokonaniem sądu („dotknął go”). Pan nie waha się wyciągnąć ręki do nieczystego i dotknąć go. Z chwilą, gdy trędowaty oddaje się w Jego moc, Sędzia okazuje łagodność, litość i miłosierdzie. Przywraca zhańbionego do społeczności.
Według Prawa dotknięcie trędowatego oznaczało dla Chrystusa, że do wieczora On sam pozostanie nieczysty. Czyżby? Zdaje się, że Chrystus Pan tym razem przez gest powtarza wyzwanie rzucone Żydom: „Zburzcie tę świątynię, a w trzy dni ją odbuduję”. Dotyka trędowatego, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest.
Wyciąga rękę jak kapłan, który poprzez ten gest utożsamiał się ze zwierzęciem, zanim zostało zarżnięte na ofiarę. Wyciągnięta dłoń oznaczała, że ten, kto składa ofiarę, staje się z nią jedno. Podnosi dłoń jak król, który wstrzymuje wyrok, okazuje łaskę, rozstrzyga spór. Mocą danej mu władzy wyznacza granice i rozdaje dziedzictwo. Wskazuje tych, którzy do niego należą. W końcu, jak prorok unosi ramię, by Boża moc zstąpiła na ziemię czy to w postaci ognia, wichru rozdzielającego wody, czy błogosławieństwa. Zawsze po to, by przywrócić przestrzeń Boskiej obecności w świecie.
Chrystus jako kapłan, król i prorok dotyka trędowatego: utożsamia się z nim, czyni go swoim dziedzicem, uzdrawia mocą Bożego daru. Przywraca go do społeczności żywych. Sam natomiast przyjmuje hańbę, którą tamten dźwigał – Krzyż, przez który ostatecznie wszystkich nieczystych uwolni od trądu.
Chcę, bądź oczyszczony!
Najtrudniejsza modlitwa
Marek Kosacz OP
Kpł 13, 1-2. 45-46 • Ps 32 • 1 Kor 10, 31 – 11, 1 • Mk 1, 40-45
Bywają takie dni, kiedy dopadają mnie różne smutki i kłopoty. Co wtedy się dzieje? Nos na kwintę. Rozdrażnienie. Wszystko działa na nerwy.
Moje problemy znikają, gdy idę do szpitala namaścić chorego człowieka albo gdy co miesiąc odwiedzam chorych parafian z komunią świętą. Wracam do domu i mówię sobie: „Stary, ciesz się tym, co masz. Dziękuj Bogu za to, że chodzisz, pracujesz, że nic cię nie boli”. Czuję, że pokornieję w kontakcie z chorym człowiekiem. Nabieram szacunku dla jego bólu i strachu, które przeżywa często w osamotnieniu. I modlę się, aby Bóg udzielił mu zdrowia lub chociaż cierpliwości w znoszeniu choroby.
Dlaczego o tym mówię? Ponieważ mam szacunek dla bólu i strachu chorego człowieka z dzisiejszej Ewangelii. Los okazał się dla niego okrutny. W momencie ukazania się objawów choroby stracił prawo do życia w społeczności. Człowiek dotknięty przez trąd umiera w męczarniach. Najpierw traci imię – musi opuścić ludzi. Potem traci twarz zniekształconą zmianami chorobowymi, potem kończyny. Śmierć na raty. To najgorszy model.
Dziwi mnie natomiast, że przychodząc do Jezusa, chory nie prosi Go o oczyszczenie, o zdrowie. Tak byłoby przecież najprościej. Mówi: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. To wyznanie wiary w moc Jezusa. Wyznaje wiarę i czeka na znak od Mistrza. Jest to obraz najtrudniejszej modlitwy na świecie — wyznać wiarę i oczekiwać. Nie prosić, nie skomleć, nie zatapiać się w słowach prośby. Mam ogromny szacunek dla człowieka, który w taki sposób się modli. Podobnie czyni jeden z moich podopiecznych. Wierzy i czeka. Czeka na śmierć, nie na cud uzdrowienia.
Człowiek z Ewangelii otrzymał dar zdrowia. Jezus dotknął go. „Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony”. Potem dzieli się radością z innymi ludźmi. Człowiek, który doświadczył łaski uzdrowienia i oczyszczenia, wykorzystuje to, czego nauczył się w czasie choroby. Do tej pory musiał głośno ostrzegać ludzi przed sobą i przed chorobą. Teraz równie głośno i z zapałem opowiada wszystkim o łasce, której doznał.
Porozmawiajcie z najbliższymi o tym, czego nauczyły was dni choroby czy samotności. Pomódlcie się także tą trudną modlitwą – modlitwą wiary i oczekiwania. Oczekiwania na Boże działanie. Jakiekolwiek by ono było.