Jezus wziął na siebie nasze słabości i dźwigał nasze choroby.
Nagrania kazań na niedzielę:
Przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych i całe miasto zebrało się u drzwi
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Ręka niewolnicy
Jacek Szymczak OP
Hi 7, 1-4. 6-7 • Ps 147 • 1 Kor 9, 16-19. 22-23 • Mk 1, 29-39
Mogło być bardziej spektakularnie, z mocą i ze znakami. Tak, żeby już nikt nie miał wątpliwości co do potęgi Jezusa i Jego mesjańskiej tożsamości. Tymczasem w uzdrowieniu gorączkującej teściowej Piotra nie ma krzty sensacji. Wielu znakom towarzyszyły tłumy i słowa, tu mamy tylko milczący, delikatny gest, dokonujący się w intymnym otoczeniu. Jednak skromność znaku podkreśla wielkość jego znaczenia. Nadzwyczajny cud przykułby naszą uwagę, tyle że wtedy moglibyśmy nie dostrzec jego sensu.
Znaki, które czyni Jezus, mają przywrócić człowiekowi jego prawdziwy obraz i naturę, tę sprzed grzechu, choroby i ułomności. Gdy przyglądamy się innym cudom Jezusa, widzimy, że to, co było chore, jest pokonane w pierwszych chwilach po uzdrowieniu; ślepi – widzą, głusi – słyszą, chromi – chodzą, a teściowa Piotra… wstaje i zaczyna usługiwać. Jezus leczy nie tylko jej gorączkę, ale też rękę. Uzdrawia ją do służby, do tego, by naśladowała samego Jezusa, który przyszedł po to, by służyć człowiekowi: „Ja jestem pośród was jak ten, kto służy” (Łk 22, 27).
Dzieje się to wszystko w domu Piotra, w pierwszym rodzinnym Kościele. Dlatego odczytajmy ten znak jako uzdrowienie tego wszystkiego, co w nas i naszych wspólnotach dotknięte jest paraliżującą gorączką.
Dotyka nas ona wtedy, gdy zaczynamy żyć w Kościele oczekiwaniami i roszczeniami względem innych. Nie chcemy być niewolnikami świata, chcemy być jego panami. Mówimy wtedy: przecież nam się należy, przecież jest nas większość, przecież należą nam się prawa i uznanie innych. Czy jednak cokolwiek należy się niewolnikowi?
Jako Kościół leżymy i gorączkujemy, nie znając nawet przyczyny trapiących nas chorób. Musi wejść pośród nas Jezus i swoją ręką, ręką niewolnika, dotknąć naszych egoistycznych rąk. Służba braciom i siostrom jest naszym uzdrowieniem. Tylko w niej ostatecznie jesteśmy wolni. Kościół, który nie służy, nie naśladuje swojego Mistrza, służy niczemu.
Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!
Już zaświtało
Paweł Trzopek OP
Hi 7, 1-4. 6-7 • Ps 147 • 1 Kor 9, 16-19. 22-23 • Mk 1, 29-39
Biedny Hiob. Jego doświadczenie jest doświadczeniem wielu z nas. „Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”. Czas przepływa przez palce i tak trudno uwierzyć, że życie ma sens. „Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki”.
Świat biegnie w zwariowanym tempie. Nie czeka. A ty z telefonem przy uchu, podłączony do internetu, usiłujesz nie wypaść z rytmu. Masz pełno „kontaktów”, „znajomych” – „lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku”.
Byłeś kiedyś w takim stanie? Dziś pewnie można by go nazwać depresją.
Słowo Boże dzisiejszej niedzieli przekazuje nam Dobrą Nowinę, która może nas uleczyć z Hiobowej boleści. To „Jezus wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”. Moc Jego Ewangelii jest większa niż nasza niemoc. Światło, które On przynosi, rozprasza ciemność. Warto zwrócić uwagę, że uzdrowienia, których dokonuje Jezus, dzieją się w ciemności, po zmroku: „Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest”.
Jezus przychodzi po to, żeby głosić Dobrą Nowinę. To wieść o wolności, o wyzwoleniu, o nadziei, o uzdrowieniu. Sama Ewangelia ma w sobie moc. Kiedy jej doświadczysz, powiesz razem z Apostołem Pawłem: „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Ta Dobra Nowina może zmienić Hioba w Pawła.
Rzecze Hiob: „Położę się, mówiąc do siebie: »Kiedyż zaświta i wstanę?«”. Już zaświtało. Już wzeszło prawdziwe Światło – Jezus Chrystus, który wziął na siebie i uleczył całą marność naszego ludzkiego bojowania.
Jezus ma wedle zapowiedzi proroka „ogłosić Prawo z mocą (…) utrwalić je na ziemi”. A zatem, przynosząc nowe Prawo, Jezus nie tylko je ogłasza; także da nam moc do wypełniania go, jeśli tylko będzie nam na tym zależało.
Kiedyż zaświta i wstanę? Przedłuża się wieczór, a niepokój mnie syci do świtu
Wszystkim dla wszystkich
Wojciech Delik OP
Hi 7, 1-4. 6-7 • Ps 147 • 1 Kor 9, 16-19. 22-23 • Mk 1, 29-39
„Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby ocalić przynajmniej niektórych”. Te słowa świętego Pawła wskazują, ile trzeba zainwestować w powołanie, w dzieło powierzone każdemu z nas przez Boga, w przyjaźń z Nim, a także czego oczekiwać od tej inwestycji.
„Stałem się wszystkim dla wszystkich”. To znaczy: wszystkiego się wyrzekłem, zapomniałem o sobie i zrobiłem wszystko, co było niezbędne, a nawet więcej. Apostoł stwierdza wręcz: „stałem się niewolnikiem wszystkich”.
I po co to wszystko? Po to, by licznych pozyskać. Paweł jest jednak realistą i dodaje: „żeby ocalić przynajmniej niektórych”. Czy nie przegrał więc? Według sposobu myślenia tego świata, niewątpliwie tak. Nie mógł jednak postąpić inaczej, gdyż był wiernym uczniem Jezusa.
Pan zaś w dzisiejszej Ewangelii ukazuje nam tę samą logikę w odniesieniu do misji powierzonej Mu przez Ojca. Czytamy, że Jezus uzdrowił wielu. Wielu także tu nie znaczy wszystkich, ale było się z czego cieszyć. Zbawiciel nie zatrzymuje się jednak tam, gdzie mógłby oglądać owoce głoszenia. Odnaleziony przez apostołów mówi: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. Można zauważyć, że dzięki temu jeszcze więcej osób będzie mogło usłyszeć Ewangelię, jeszcze więcej zostanie uzdrowionych. Ważniejsze jednak są słowa: „na to wyszedłem”. Skąd? Od Ojca.
Dla ucznia Chrystusa liczy się powierzone przez Boga zadanie i pełne zaangażowanie w jego wypełnienie. „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” – mówi święty Paweł. Nie mówi: „biada mi, gdyby ludzie mnie nie słuchali”. Nie mówi też tego, co wielu z nas tak często lubi powtarzać: „biada mi, bo nikt mnie nie lubi i nikomu nie jestem potrzebny”.
Wypełnienie woli Boga nie musi być łatwe. Pozwoli nam jednak naprawdę się z Nim zaprzyjaźnić. Chrześcijanie nigdy nie wyrzucili do kosza Księgi Hioba. „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty”. Być może przyjdą chwile, kiedy trudno będzie znaleźć słowa lepiej wyrażające nasze uczucia. Właśnie wtedy będzie mogła rozkwitnąć nasza ufność do Tego, który „leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany”. Kiedy to zrozumiemy, będziemy mogli naprawdę chwalić Pana. Nasza modlitwa nie urwie się nagle przy pierwszej pokusie, niepowodzeniu, upadku.
Ojciec wie wszystko. Ja nie muszę. Ja ufam i wielbię. Trudno zaprzyjaźnić się z Chrystusem człowiekowi, który pragnie samych sukcesów.