Na dzień św. Tomasza z Akwinu.
Życie wspólne ma nas wyzwolić z typowej dla świata optyki porównywania się z innymi. Pewien ekscentryzm jednak – wyjście na zewnątrz i przykucie ludzkiej uwagi – jest z założenia wpisany w dominikańskość.
Jesteśmy odrębnymi podmiotami, każdy z nas musi wyjść do ludzi i jako konkretny człowiek – indywidualne ego – głosić Chrystusa. Każdy z nas musi być tym, który „jest dla”, który jest w jakiś sposób ukierunkowany na zewnątrz. Do tego potrzeba szczypty ekstrawertyzmu, czasami ekscentryzmu, ale nigdy egocentryzmu.
Dlatego bez oczyszczenia naszego „ja” dominikańskie głoszenie będzie skażone fałszem. Nie możemy wabić wiernych jako zakonnicy – zgromadzeni w imię św. Dominika, by głosić Chrystusa – a potem sprzedawać im samych siebie, żyć z uznania, jakim nas darzą ludzie i uzależniać się od niego.
Człowiekowi uzależnionemu od uznania coraz trudniej żyć bez niego, gdyż tylko zewnętrzny kontekst może potwierdzić jego wartość. Ktoś taki wciąż musi wymyślać nowe akcje, nowe atrakcje, wciąż zmieniać grupy, które go karmią podziwem. Jeśli tego nie czyni, czuje się rozbity i zagubiony, niedoceniony i niepotrzebny. Pozornie jest bardzo skuteczny, robi to, co nie zawsze udaje się innym, jest otoczony mnóstwem ludzi, nieświadomym, że są przede wszystkim potrzebni do poklasku, do karmienia „gwiazdy” swoją adoracją.
Pan Bóg oczywiście potrafi wyprowadzić nawet z tych dzieł autoafirmacji dużo dobra, one jednak nie budują ani indywidualnej, ani wspólnotowej świętości.
Mertonowska definicja grzechu pierworodnego mówi: „Jestem od urodzenia zajęty samym sobą – to właśnie nazywamy grzechem pierworodnym”. Chcąc nie chcąc, żyję w świecie moich myśli, moich odczuć, moich doświadczeń, lęków, zranień, ambicji oraz zalet. Chcąc nie chcąc, całą rzeczywistość filtruję przez moje „ja”.
W życiu zakonnym stale więc musi się dokonywać wyzwalanie z „mojego” na rzecz „Chrystusowego” i „wspólnotowego”. Życie wspólne jest właśnie tym miejscem, w którym się to wyzwolenie wykuwa, najczęściej w monotonnym i żmudnym procesie.
Łączy nas miłość Chrystusa i Kościoła, szczególnie miłość tej szczególnej części Kościoła, która jest Zakon. Kościół jest ogromną rzeczywistością, a jednym z zadań Zakonu jest ukazywanie u uczenie nas , jak personalistycznie, konkretnie i dojrzale przeżywać rzeczywistość Kościoła. Zakon ucieleśnia w konkretnym miejscu swą strukturę wspólnoty zadaną nam w tej eklezjalnej przestrzeni. Hans Urs von Balthasar pisał:
„Kościół, czyli społeczność zebrana wokół Jezusa Chrystusa jako ośrodka, znajduje się na przecięciu dwóch linii, z których każda oznacza miłość. Pierwsza ukazuje miłość w tym, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy, druga zaś pozwala poznać uczniów Chrystusa po wzajemnej miłości”.
Pierwsza linia to wybranie Boże i nasza odpowiedź, zawarta w Liście św. Jana: „Mysmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4,16). Rozpoznanie miłości Boga do mnie konstytuuje mnie jako chrześcijanina. Ten, który nie poznał i nie uwierzył miłości, jest jedynie uczestnikiem rytuału, dziedzicem socjologicznego i kulturowego chrześcijaństwa.
Druga linia przypomina o wzajemnej miłości: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35), i wydaje się mocno zaniedbana w naszym indywidualnym życiu, za mało tez podkreślana w życiu Kościoła.
Według Servaisa Pinckaersa jest to skutek odejścia w przeszłych wiekach życia Kościoła od otwierającej, dynamicznej wizji błogosławieństw i skierowania się ku optyce posłuszeństwa i spełniania prawnych powinności, która to optyka zatraca gdzieś kategorie szczęści, piękna, przyjaźni i miłości.
W życiu dominikańskim kategorie te były jednak fundamentalnie ważne od samego początku. Oczywiście praktyka nie zawsze była tak piękna. Grzeszni ludzie wyrządzali sobie także wiele zła i niekiedy bywali wręcz okrutni, to także jest historia Zakonu. Znajdą się w niej opowieści o bójkach, kłótniach czy potyczkach między współbraćmi. Znacznie więcej jest w niej wszakże przyjaźni, życia wspólnego i stałego wysiłku budowania braterskiej miłości.
Czy zatem do sytuacji Kościoła w Polsce, także do naszej dominikańskiej prowincji, nie można odnieść słów św. Jana skierowanych do Kościoła w Efezie? Anioł z Apokalipsy poleca Janowi, aby w liście do tego Kościoła zawarł wiele pochwał, ale też – co najistotniejsze – skierował jeden wyrzut.
„Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość i to, że złych nie możesz znieść, i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie Apostołami, a nimi nie są, i żeś ich znalazł kłamcami. Ty masz wytrwałość, i zniosłeś cierpienie dla imienia mego – niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twojej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmuj! Jeśli zaś nie – przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie nawrócisz” (Ap 2,2-5).
Dla Kościoła i dominikanów w Polsce, a może i w całym regionie, pochwała ta brzmi bardzo konkretnie. Świadectwo złożone w czasach prześladowań jest dziedzictwem, które młodsza generacja otrzymała wprost od poprzednich pokoleń. Oby sama nie doświadczyła takich prób, to wcale nie jest konieczne do wzrastania w świętości. Niech mi jednak będzie wolno przypomnieć o tym, że zapisana na naszej ziemi i na ziemiach sąsiednich historia komunizmu i nazizmu to dzieje wielkiego heroicznego świadectwa, weryfikowanego niejednokrotnie krwią męczenników.
Być może dzięki temu w naszej części Europy nie znalazły posłuchu, rozpowszechniane gdzie indziej przez parędziesiąt lat, modne teologie śmierci Boga czy różnego typu ideologie, relatywizacje teologii moralnej czy też próby odrzucenia tradycji i zbudowania całkiem nowej dogmatyki. Nie wkradły się tez do naszego Kościoła teorie, które z Pisma Świętego czynią legendę lub czytają je przez marksistowskie okulary.
To dobrze, że uniknęliśmy wielu błędów i pomyłek. To wspaniałe, że otrzymaliśmy od naszych braci i sióstr tak wielkie dziedzictwo. Jednakże „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,48). Czy nie roztrwonimy tego, co otrzymaliśmy? Z pewnością tak, jeśli nie powrócimy do „pierwszej miłości”.
Fragment tekstu z książki Macieja Zięby OP „Unanimitas. Dominikańskie przykazanie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W drodze. Tytuł i lead od redakcji Dominikanie.pl.