Pisze stanowczo ojciec Maciej Zięba, były prowincjał polskich dominikanów.

Ojciec Zięba zabrał głos w tej sprawie w związku z obchodzonym 14 stycznia Światowym Dniem Migranta i Uchodźcy. Dzień ten ustanowił w Kościele katolickim w 1914 roku papież Pius X.

W artykule „Haniebna rana”, opublikowanym 15 stycznia przez dziennik „Rzeczpospolita”, dominikanin ubolewa, że „chrześcijanie w Polsce dali sobie narzucić język polityki, socjologii i ideologii w opisywaniu problemu uchodźców, odrzucając w ten sposób religijny opis rzeczywistości”.

Chrześcijanin ma „prawe serce” po „lewej stronie”

„Stosunek do tej kwestii bardzo szybko przestał być mierzony wiernością lub niewiernością Ewangelii, a stał się deklaracją »prawicowości« bądź »lewicowości«. A te kategorie nie mają nic wspólnego z Ewangelią! Katolik bowiem – w największym skrócie – winien mieć »prawe serce po lewej stronie«” – uważa ojciec Zięba.

Jego zdaniem, negatywny stosunek Polaków do uchodźców – zdecydowana większość jest przeciwko ich przyjmowaniu – „ignoruje nauczanie Kościoła i Ewangelii”. „Całe nauczanie Jezusa przepełnione jest troską o poniżanych i odtrącanych – kobiety, dzieci, Samarytan, nędzarzy, inwalidów i chorych z trędowatymi na czele” – przypomina autor.

„Teza, że Chrystus jest szczególnie obecny w »najmniejszych« – obcych, odrzucanych, pogardzanych – od samego początku kształtowała społeczne oblicze chrześcijaństwa, stąd troska o niewolników, o ludzi starych, sieroty, stąd niezliczone leprozoria oraz szpitale powstające w całej chrześcijańskiej Europie” – podkreśla ojciec Zięba.

I dodaje, że „nakaz zawarty w słowach Jezusa: »Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie« pozostaje całkowicie w mocy w każdych okolicznościach i jest wyzwaniem dla sumienia wszystkich, którzy chcą iść Jego śladami”.

„Ocierającymi się o śmieszność” autor nazywa wywody wielu katolickich mediów: że jakoby Świętej Rodziny, która uciekła przed prześladowaniami Heroda do Egiptu, nie można nazwać „uchodźcami”, gdyż takiego określenia nie ma w Ewangelii, a Józef, Maryja i Jezus przemieszczali się w granicach jednego państwa – Imperium Rzymskiego.

„Czy jednak uciekinierów przed prześladowaniami z NRD do Polski nie można było nazwać uchodźcami, bo i PRL, i NRD były częścią tego samego sowieckiego kondominium?” – pyta retorycznie dominikanin.

Bo kobiety i dzieci też są zagrożeniem

Ojciec Zięba podkreśla również, że w Polsce „stosunek do sprawy uchodźców wymyka się kryterium racjonalności”, a „miejsce konkretnych, nieszczęśliwych ludzi zajmują dziś uogólnienia i abstrakcyjne kategorie”.

„Ludzie ci są automatycznie utożsamiani z imigrantami ekonomicznymi, którzy przecież nie pochodzą z terenów objętych wojną, a także z terrorystami. Na stwierdzenie, że chodzi o kobiety i dzieci potrzebujące specjalistycznej opieki medycznej, pada odpowiedź, że kobiety i dzieci też też się często angażują w w akty terroru” – pisze dominikanin.

„A na pytanie, dlaczego nie można otworzyć elitarnych korytarzy humanitarnych dla szczególnie pokrzywdzonych ofiar tortur i przemocy oraz osób potrzebujących specjalistycznej opieki lekarskiej, których tożsamość jest wielokrotnie weryfikowana na miejscu i w kraju docelowym, a programy integracji są zindywidualizowane, starannie przygotowane i nie opłacane ze środków publicznych, pada odpowiedź, że to też są uchodźcy, a uchodźcy stanowią zagrożenie dla kraju” – dodaje autor.

Zaznacza, że z powodu takich argumentów zdecydowana większość polskich katolików sądzi, że „owszem wolno uchodźcom pomagać, ale wyłącznie na miejscu, że mamy moralne prawo by nie przyjmować uchodźców lub że Polska jest już nasycona uchodźcami do granic możliwości”.

Co Chrystus powiedziałby nam dziś

Swój tekst ojciec Zięba puentuje smutnym wnioskiem: „Jak zatem widać problem uchodźców wiąże się w Kościele w Polsce z ideologizowaniem wyznawanej wiary. Naginanie do swoich tez nauczania Ewangelii, konsekwentne ignorowanie głosu episkopatu Polski i pojedynczych biskupów, odrzucanie nauczania papieży, z Janem Pawłem II i Franciszkiem na czele, przez ogromną część katolików w Polsce ujawniło więc istnienie problemu. I jest to problem niebłahy”.

Wcześniej jednak przywołuje przypowieść Jezusa o miłosiernym Samarytaninie. Uważa, że gdyby Chrystus opowiadałby ją dziś w Polsce, mogłaby brzmieć tak:

„Na autostradzie Warszawa – Budapeszt bandyci zepchnęli samochód na pobocze, pobili oraz obrabowali kierowcę i zostawili go nieprzytomnego. Ten, gdy odzyskał świadomość, próbował zatrzymać przejeżdżające obok samochody. Polak minął go, bo był zajęty ważnymi rozważaniami o rechrystianizacji. Samochód z węgierską rejestracją przejechał obok, bo kierowca śpieszył się, by podpisać transakcję korzystną dla jego ojczyzny. Nadjechało kolejne auto prowadzone przez: Ukraińca, Rosjanina, Roma? Ten zatrzymał się, opatrzył rany pobitego kierowcy, odholował jego samochód i opłacił mu nocleg w motelu”.

Przejdź do tekstu na www.rp.pl