Duch Pański nade mną, posłał mnie, abym głosił dobrą nowinę ubogim.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwała wobec wszystkich narodów
 Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwała wobec wszystkich narodów

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Prostujcie drogę Pańską!

 Tomasz Golonka OP

 Iz 61, 1-2. 10-11 • Łk 1, 46-54 • 1 Tes 5, 16-24 • J 1, 6-8. 19-28

To bardzo intrygujące, że na pytanie: „kim jesteś”, Jan Chrzciciel odpowiada, kim NIE jest. W ogóle to dobre i zbawienne wiedzieć, kim się nie jest. To oczywiście jeszcze nie jest pełnia sukcesu w kwestii znajomości swojej tożsamości, ale to już dużo.

Najpierw więc Jan mówi: „NIE jestem Mesjaszem” – tzn. nie jestem zbawcą świata i nie jest prawdą, że wszystko zależy ode mnie. Nieprawdą oczywiście jest też to, że nic ode mnie nie zależy! Ode mnie zależy tyle, ile zależy. Ani więcej, ani mniej. Znaleźć „to coś” i to zrobić. Ot, sztuka życia. Dalej: „NIE jestem Eliaszem”. Janowi nawet mogłoby imponować, że tak o nim mówią, ale co z tego, skoro to nie jest prawda. Trzeba uważać, żeby sobie nie ubzdurać, że jestem kimś, kim nie jestem. Może chciałbym być jak ktoś, kto już jest – bo mi się podoba, bo mi imponuje, bo ma poklask. Ale tak się nie da. Dumą każdego jest jego własna, nieprzekazywalna, jedyna tożsamość. Jest dumą, ale i ciężarem, i obowiązkiem. Wreszcie: „NIE jestem prorokiem”. Jan odziera siebie i innych z wszelkich złudzeń. A przecież jest pokusa, by być widzącym, planistą ludzkich losów, lepiej wiedzieć od nich, co dla nich dobre. Jest pokusa, by być reżyserem świata.

No dobrze, ale kim jesteś!? – pytają zniecierpliwieni kapłani i lewici. Jan wie, że powiedzenie tego, kim się jest, ani nie jest proste, ani nie jest bezpieczne. Więc zwleka. Zagląda w głębię duszy, pyta sam siebie, kluczy. Pewnie najprościej byłoby powiedzieć, podobnie jak wszyscy inni o sobie mówią: „Jan, syn Zachariasza”. Ale to nie byłaby cała prawda. A czy w ogóle można powiedzieć o sobie w jednym imieniu całą prawdę? Tupetem jest żądać od kogoś takiej zwięzłości. Poza tym, czy ci, którzy pytają, rzeczywiście są zainteresowani prawdą? Czy kogoś interesuje jeszcze prawda? Czy tylko doraźność, efekt, sondaż? Czy warto się odsłaniać? Zhejtują przecież hejtem bezwstydnym. „Co mówisz o sobie”, napiera tłuszcza. Jan w końcu z dumą wypowiada przeszywające: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską”.

 

Wierny jest Ten, który was wzywa
Wierny jest Ten, który was wzywa

Tylko tyle i aż tyle

Norbert Kuczko OP

Iz 61, 1-2. 10-11 • Łk 1, 46-54 • 1 Tes 5, 16-24 • J 1, 6-8. 19-28

Jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń w ciągu roku w mojej rodzinnej miejscowości był przyjazd cyrku. Z utęsknieniem wypatrywaliśmy z kolegami tego dnia, kiedy wiosną ukażą się przyczepiane do słupów plakaty zapowiadające przybycie „wielkiego świata”. Następnie pojawiał się stary polonez, który przejeżdżał przez miasto z megafonem na dachu. Z głośnika niosła się zapowiedź niezwykłych przeżyć, których uczestnikami mieliśmy się stać już niebawem. Ten megafon był dla nas jak budzik, który wyrywał nas z naszych codziennych podwórkowych spraw i przenosił w przestrzeń marzeń o wielkim świecie, egzotycznych zwierzętach, dalekich podróżach – tym wszystkim, co w tamtych czasach było przed nami zamknięte.

Kiedy myślę o adwencie i oczekiwaniu, przypomina mi się ten megafon i płynący z niego głos. Bywa, że dajemy się uśpić, że zapominamy o tym, kim jesteśmy. Biegniemy przez codzienność, mamy pełne kalendarze i mało czasu dla przyjaciół i bliskich. A jednocześnie tęsknimy za pokojem w sercu, chwilą wytchnienia i ciszy, w której możemy usłyszeć siebie samych, swoje pragnienia i tęsknoty. Potrzebujemy głosu, który obudzi nas i wyrwie z letargu albo zatrzyma w tym owczym pędzie. Jak się nie pogubić w tym wszystkim?

Święty Paweł wzywa do ryzyka, jakim jest dziękczynienie w każdym czasie. Dziękuj Bogu niezależnie od położenia, a nawet szczególnie wtedy, kiedy życie dotkliwie kopie. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ otwiera oczy na Boże dary ukryte w każdej sytuacji. Kto zaryzykuje, przekona się, że trudności przeżywane z Bogiem kształtują nas tak, że możemy opatrywać rany potłuczonych serc, zapowiadać wyzwolenie jeńcom, zwiastować wolność uwięzionym. A to wszystko dlatego, że pozwoliliśmy Bogu, by pierwszy dokonał tego w nas samych. On bowiem przychodzi tam, gdzie Go zaprosimy.

Wielu ludzi czuje dziś potrzebę „tuningowania” swojej wartości i dopisuje wszelkie możliwe tytuły, przypina ordery. Czasem przybiera to karykaturalną postać. Niektórzy mówią o zazdrości, która wynika z niezgody na własne życie. Ważną lekcję daje nam dziś Jan Chrzciciel, który jest dobrym patronem dla poszukujących własnej tożsamości i radości życia. Zanim udzieli odpowiedzi na pytanie, kim jest, wyraźnie stwierdza, kim nie jest. To jest wielkość mądrej pokory. On dobrze wie, że „tylko” zapowiada przyjście Mesjasza. Ale bez tego „tylko” przyjście Pana mogłoby zostać niezauważone.

Każdy z nas jest „tylko” sobą i to wystarczy, byśmy dla siebie nawzajem byli „aż” świadkami, którzy zapowiadają nadchodzącego Pana.

 

Prostujcie drogę Pańską!
Prostujcie drogę Pańską!

Być świadkiem

Piotr Ciuba OP

Iz 61, 1-2. 10-11 • Łk 1, 46-54 • 1 Tes 5, 16-24 • J 1, 6-8. 19-28

Rok w rok przypominamy sobie znaną pewnie jeszcze ze szkolnej katechezy prawdę, że adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela. I choć dotykamy w ten sposób istoty przeżywanego w liturgii Kościoła okresu, świadomość ta nie ma większego wpływu na naszą codzienność. Nie bardzo wiemy, czym miałaby się charakteryzować nasza postawa w czasie dni przeżywanych przed Bożym Narodzeniem.

Święty Jan Chrzciciel, główna obok Maryi postać adwentu, podpowiada nam, jacy mamy się stać, by dobrze przeżyć podarowany nam czas. Czytamy w Ewangelii, że „Jan przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego” (J 1, 7). Nie był on jedynie mieszkającym na odludziu ekscentrykiem odzianym w wielbłądzią sierść ani enigmatyczną postacią przedstawiającą się jako „głos wołającego na pustyni” (J 1, 23). Jan Chrzciciel był przede wszystkim świadkiem nadchodzącego Chrystusa. Nie tylko tym, który Go poprzedzał i zapowiadał, ale tym, w którego słowach i życiu obecność Mesjasza stała się rzeczywistością; „pośród was stoi ten, którego wy nie znacie” (J 1, 26) – wołał.

Nie tylko ja sam oczekuję przyjścia Zbawiciela, również i ci, którzy żyją obok mnie, przeżywają swój adwent. Czas ten może nabrać dla mnie szczególnego znaczenia, gdy uświadomię sobie, że mogę być dla innych świadkiem Bożej obecności; że we mnie samym, w wypowiadanych przeze mnie słowach i codziennej pracy moich rąk, może objawiać się Chrystus; że od mojego nawrócenia i jego owoców zależeć może nawrócenie mych bliskich.

Jestem dla innych znakiem Bożej obecności – to nauka, która płynie z dzisiejszej Ewangelii. Niech tęsknota oczekiwania na Pana, niecierpliwe wyglądanie Jego nadejścia tak przemieni moje wnętrze, by we mnie samym inni dojrzeć mogli Chrystusa.