W Święto Ubogich w centrum Kościoła staną ci, którzy znajdują się na jego peryferiach.

W tym roku po raz pierwszy w kalendarzu liturgicznym znalazło się Święto Ubogich. Zaproponował je papież Franciszek na zakończenie Jubileuszu Miłosierdzia. Jego umiejscowienie w roku liturgicznym nie jest przypadkowe: poprzedza uroczystość Chrystusa Króla. Nietrudno zauważyć tu pewien zamysł – żeby dostrzec króla w Jezusie, najpierw trzeba dostrzec Go w człowieku, zwłaszcza tym ubogim.

Nauka z Ewangelii

W ostatnim czasie wiele grup, fundacji czy wspólnot postanowiło wyjść na ulice, by tam spotykać się z ubogimi i bezdomnymi. Wzrost takich inicjatyw zauważyć można zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym – właśnie wtedy sytuacja osób bezdomnych jest najtrudniejsza.

Wszystkie te akcje łączy wspólny mianownik, którym jest dobro drugiej osoby. Różni je jedna zasadnicza kwestia – motywacja. Działania charytatywne mają to do siebie, że kiedyś kończy się paliwo, które je napędza. Dla osób wierzących tym paliwem jest Ewangelia i osoba Jezusa, którą dostrzegają w ludziach spotykanych na ulicy. Ta motywacja jest trwalsza.

Często jednak wspieranie ubogich jest źle rozumiane. Ze względu na nasze motywacje usilnie chcemy ludzi bezdomnych nawracać; nawoływać do znalezienia w swoim życiu miejsca dla Boga. Nieprzejednanie wierzymy, że sama modlitwa jest w stanie rozwiązać wszystkie ich problemy.

W rzeczywistości takie myślenie ma mało wspólnego z Ewangelią. W dostarczanych przez nią opisach odnajdujemy kilka zasadniczych elementów, które powinniśmy naśladować w kontakcie z najbiedniejszymi: spojrzenie i dotyk. Należy dodać, że istotne jest poznanie imienia spotkanej osoby – w nim streszcza się jej tożsamość, a co za tym idzie, również godność. W skrócie: nie chodzi o wielkie słowa, lecz o proste czyny, które pokazuje nam Chrystus. To właśnie one pozwalają tworzyć relacje z bezdomnymi, a dzięki byciu z nimi, możemy poznać ich prawdziwe potrzeby.

Aby komuś pomóc, najpierw trzeba tę osobę poznać; zdobyć jej zaufanie. Nie można uważać, że jedynym sposobem na pokonanie alkoholizmu jest modlitwa. Wówczas pokazujemy brak szacunku dla tego człowieka i jego trudnej sytuacji. Ograniczamy też jego wolność, bo decydujemy za niego o tym, co będzie dla niego najlepsze.

Oczywiście modlitwa jest potrzebna i niezbędna, ale przede wszystkim wolontariuszom i osobom wychodzącym na ulicę. To ona zachęca do wyjścia, to dzięki niej znajdujemy siły, by pokonać swoje słabości. I w końcu tylko po modlitwie czy adoracji jesteśmy w stanie dostrzec w twarzy bezdomnego oblicze samego Chrystusa.

Nie chodzi o własne plany

Dlaczego tak uważamy? Dlatego, że Ewangelię należy czytać dosłownie. Dodając do niej „ale”, osłabiamy jej przesłanie, rozmiękczamy jej radykalizm. W Ewangelii św. Mateusza czytamy, że błogosławieni są ubodzy, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie. Kropka.

Jakże więc się mylimy, gdy mówimy, że naszą posługę idziemy nieść tym, którzy są ubodzy i bezdomni, Jezusa. Nie wierzymy Ewangelii, która jasno wskazuje, że Bóg z nimi już jest? Co więcej, w nich możemy tego Boga zobaczyć, dotknąć Go.

Podczas spotkań ubodzy pokazują nam Królestwo Niebieskie, przekonujemy się również jak mali wobec niego jesteśmy. Najłatwiej jest narzucić komuś swój pomysł na naprawienie jego życia. To jednak nie wchodzi w grę. Spotkania z bezdomnymi uczą przede wszystkim pokory oraz tego, że towarzyszenie przejawia się w byciu i słuchaniu. Właśnie dzięki takiej postawie możemy poznać historie, plany i marzenia osób, które spotykamy.

Peryferia w centrum

W towarzyszeniu najważniejszy jest szacunek dla wolności drugiej osoby i jej zdolności do podejmowania samodzielnych wyborów. Nie możemy zmusić kogoś do zmiany życia.

Możemy jedynie stwarzać pewne możliwości, ale nigdy nie możemy przymuszać do skorzystania z nich. W tym miejscu można przytoczyć słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, która została kiedyś zapytana o to, co w pierwszej kolejności należy dać ubogim – wędkę czy rybę. Święta odpowiedziała, że wpierw powinniśmy przekazać rybę dlatego, że osoby, którym pomagamy często są zbyt słabe, by samodzielnie utrzymać wędkę. Tą rybą często jest po prostu bycie – w końcu bezdomność to nie tylko brak dachu nad głową, ale przede wszystkim samotność.

Podczas pontyfikatu papieża Franciszka często słyszymy o peryferiach. Decyzja o ustanowieniu przedostatniej niedzieli roku liturgicznego Świętem Ubogich jest niczym innym jak postawieniem ludzi z peryferii w centrum życia Kościoła. Zapominamy często, jak wielkim skarbem dla nas są ludzie ubodzy; a już zupełnie zaniedbujemy fakt, że właśnie w nich możemy dostrzec samego Chrystusa.

Warto zacząć od małych kroków – najpierw chciejmy zauważyć w ludziach ubogich i bezdomnych konkretne osoby z imieniem, historią i planami, a dopiero później, w wyniku budowania relacji i indywidualnej modlitwy – która otwiera nas do wyjścia i towarzyszenia – spróbujmy dostrzec w ich obliczu Jezusa.