Niech Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa, przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.
Nagrania kazań na niedzielę:
Nie bierzcie wzoru z tego świata
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Więzień w Panu
Wojciech Surówka OP
Jr 20, 7-9 • Ps 63 • Rz 12, 1-2 • Mt 16, 21-27
W Zapiskach więziennych kardynał Stefan Wyszyński wspomina sytuację, która miała miejsce tuż przed jego aresztowaniem w 1953 roku. Kiedy wychodził po liturgii z warszawskiej katedry, ktoś wręczył mu obraz uwięzionego Chrystusa. Kardynał zapamiętał szczególnie skrępowane ręce Pana Jezusa.
Już po uwięzieniu obraz ten stał się dla niego symbolem jego własnego losu. W dzisiejszej Ewangelii Jezus daje uczniom zapowiedź wydarzeń, które mają nastąpić. Mówi o odrzuceniu, cierpieniu i śmierci. Apostołowie, niestety, nie rozumieją tych słów. Wyrazicielem ich uczuć jest Piotr: „Panie, niech Cię Bóg broni!”.
Królestwo Boże, którego oczekiwali, nie mogło być zbudowane na odrzuceniu, cierpieniu i śmierci. Wręcz przeciwnie, królestwo to powinno być królestwem triumfu. Miało być czasem zapłaty za lata niewoli i pohańbienia. Mesjasz, którego tak długo oczekiwali, miał przynieść im wolność i dostatek. Dlatego tak trudno było apostołom zobaczyć w tej zapowiedzi Jezusa coś więcej niż tylko porażkę.
Ta „porażka” jest jednak kluczowym doświadczeniem chrześcijaństwa. Bez niej królestwo Boże byłoby tylko utopią, a Jezus rewolucjonistą. Owa „porażka” jest potrzebna, by zrobić miejsce Bogu. Pisze o tym św. Paweł, prosząc, by chrześcijanie byli gotowi „dać ciała swoje na ofiarę żywą”. W tym samym duchu skarży się prorok Jeremiasz, który stał się „codziennym pośmiewiskiem” i wszyscy mu urągają ze względu na słowo przez niego głoszone. Jezus, odpowiadając na wyrzuty Piotra, mówi natomiast o zaparciu się siebie. Czasem odrzucenie, cierpienie, więzienie czy przymusowe milczenie są konieczne, by dojrzały w nas dzieła Boże.
Kardynał Wyszyński opracował w więzieniu plan wielkiej nowenny, Franciszek Blachnicki nawrócił się i oddał swoje życie dziełu Oazy.
Obyśmy w odrzuceniu przez świat umieli dostrzec znak Bożej łaski, natomiast w poklasku świata niebezpieczny sygnał ostrzegawczy.
Co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Właśnie Piotr
Michał Paluch OP
Jr 20, 7-9 • Ps 63 • Rz 12, 1-2 • Mt 16, 21-27
„Zejdź mi z oczu, szatanie!”. Tak Jezus zwraca się do Piotra w Ewangelii św. Mateusza (16, 23). Podobnie mocno – „wy macie diabła za ojca” – zareaguje tylko w czasie dyskusji z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami zrelacjonowanej w Ewangelii św. Jana (8, 44). Słowa skierowane do Piotra są jednak dużo bardziej nieoczekiwane i zaskakujące – w scenie bezpośrednio je poprzedzającej Mistrz mówi do pierwszego z apostołów co innego: „Ty jesteś Opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (16, 18-19).
Kontekst wskazuje na motywy obu wypowiedzi Jezusa. Piotr zostaje nazwany Opoką, gdy dostrzega w Jezusie Mesjasza i Syna Boga żywego (16, 16). Zostaje zaś nazwany szatanem, bo myśli o mesjańskiej godności Jezusa w kategoriach politycznych i „ludzkich” (16, 23) – Boży plan wprowadzania królestwa niebieskiego w ten świat jest paschalny: tylko umierając dla siebie, można dotrzeć do pełni nowego życia.
Warto jednak zauważyć, jak blisko siebie znalazły się obie wypowiedzi Jezusa na temat Piotra. Ewangelista nie oddzielił ich żadną dodatkową sceną. Najwyraźniej bardzo mu zależało na tym, byśmy je ze sobą powiązali. Czy nie chciał nam przez to powiedzieć, że Piotr wprawdzie wyznał, iż Jezus jest Mesjaszem i Synem Bożym, ale z pewnością nie bardzo rozumiał, co mówi? Czyż nie zależało mu, byśmy zrozumieli, że Jezus wybrał Piotra świadomy jego ograniczeń i słabości, bynajmniej nie dlatego, iż pierwszy z Apostołów od początku świetnie sobie radził i przerastał innych duchową przenikliwością?
Rodzi się w związku z tym naturalne pytanie: dlaczego Jezus wybrał właśnie Piotra? Nie był to przecież umiłowany uczeń (Jan), nie był to też najstarszy z apostołów (Jakub). Można – odwołując się do Ewangelii – pokusić się o hipotezę, że stało się tak, ponieważ Piotr poznał swój grzech (Mt 26, 69-75 i par.) i umiał go oddać Chrystusowi (J 21, 15-19). Innymi słowy, Piotr był apostołem, który budował nie tyle na własnej sile i doskonałości, ile na Bożej mocy i miłosierdziu. Czy to nie dlatego właśnie Piotr nadawał się, by wziąć odpowiedzialność za innych i stanąć na czele?
Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś
Boże uwiedzenie
Paweł Trzopek OP
Jr 20, 7-9 • Ps 63 • Rz 12, 1-2 • Mt 16, 21-27
„Chwałą Boga żyjący człowiek”, mówił św. Ireneusz z Lyonu już w II wieku po Chrystusie. Człowiek żyjący, czyli człowiek, który nie jest sztucznym tworem – bez uczuć, bez emocji, stłumiony i ściśnięty w sobie. Do takiego człowieka przychodzi Bóg. Słowa Jeremiasza bardzo mnie dotykają. Prorok opisuje przyjście Boga jako uwiedzenie. To nie objawienie Majestatu, grzmot trąb, dym i trzęsienie ziemi. Bóg uwodzi, oczarowuje proroka. Wchodzi w intymność, w to, co najbardziej ludzkie w człowieku. Człowiek uwiedziony nie jest w stanie do końca sobą kierować, bo zafascynowany jest tym, który uwodzi.
Boże uwiedzenie staje się jednak przyczyną cierpienia. Człowiek dotknięty przez Boga już nigdy nie będzie taki sam. Niezrozumiany, ośmieszany, poniżany prorok jest odrzucony przez „normalnych”.
Doświadczenie depresji, ciemności wewnętrznych, przez które przechodzi Jeremiasz, wielu z nas nie jest obce. Doświadczenie bezsensu życia może zabić. Nadzieją jest Ogień – ten, który zapłonął w ciele Jeremiasza. Ogień, który boleśnie oczyszcza i daje światło. Ten Ogień płonie w nas, odkąd daliśmy się Bogu uwieść.
Chrześcijaństwo nie polega jedynie na „duchowych praktykach”. Nie ogranicza się do wzniosłych westchnień i przeżyć dokonujących się w duszy czy sercu człowieka. Paweł Apostoł pisze do Rzymian o ciele. To ciało jest „narzędziem zbawienia” dla każdego z uczniów Wcielonego Słowa. Nie przeszkodą, nie „wierzgającym osiołkiem”. Oczywiście właśnie w naszym ciele najboleśniej możemy doświadczyć grzechu i jego skutków. Święty Paweł jest tego świadom, kiedy nieco wcześniej w tym samym Liście pisze: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (7, 18). Wewnętrzne rozbicie, brak współbrzmienia wszystkich przestrzeni życia człowieka jest naszym wspólnym dziedzictwem. Kiedy Paweł mówi o „dawaniu swoich ciał na ofiarę Bogu, jako wyraz rozumnej służby Bożej”, to pokazuje drogę do przyjęcia owoców odkupienia. Wiedzie ona nie przez odrzucenie i zanegowanie ciała, czyli tego, co w nas trudne, skomplikowane, zranione i bolesne. To droga zaakceptowania swojego człowieczeństwa i oddania się Bogu na wzór Jezusa, który w swoim ciele zjednoczył sprawy Boże ze sprawami ludzkimi. Chrześcijanin to człowiek żyjący odkupieniem, które ogarnia i przemienia go całego.
Idąc za Ukrzyżowanym, mamy być gotowi stracić swoje życie, by odzyskać je w pełni.