O tym, jak wielu kochało Dominika, jak wielu chciało go pożegnać – tak wiele dla nich zdziałał przed śmiercią i po niej.
Wróćmy na chwilę do uroczystości pogrzebowych błogosławionego męża. Tak się bowiem złożyło, że w dniach jego pogrzebu przybył do Bolonii czcigodny biskup Ostii, w owym czasie legat Stolicy Apostolskiej w Lombardii, obecnie zaś Najwyższy Kapłan stolicy rzymskiej, papież Grzegorz. Z tego powodu zgromadziło się tam wówczas wielu znakomitych mężów i dostojników kościelnych.
Skoro tylko dowiedział się on o śmierci mistrza Dominika, przybył osobiście. Znał go bardzo blisko i otaczał wielką miłością, widząc, iż jest mężem sprawiedliwym i świętym. Sam przewodniczył obrzędom pogrzebowym z udziałem wielkiej rzeszy uczestników, którzy w swoich sercach czuli, że szczęśliwe jest przejście błogosławionego męża i oczywista dla wszystkich jego świętość, jaką osiągną za życia.
Świadczyło to także o tym, że w przekonaniu stojących tam ludzi otrzymał już on szatę wiecznej nieśmiertelności. Te obrzędy pogrzebowe były kazaniem na temat pogardy świata i zachęcały do refleksji nad tym, jak bezpiecznie można zasłużyć sobie na mieszkanie w niebie i miejsce wiecznego odpoczynku, jeśli się wzgardzi życiem doczesnym, i na wspaniałą śmierć, jeśli się będzie skromnie żyło na tym świecie.
W ten sposób zrodził się wśród ludu kult i przejawy czci. Przychodziło wielu chorych na różne dolegliwości, którzy spędziwszy przy jego grobie dnie i noce wyznawali, że wrócili do pełni zdrowia. Na świadectwo swoich uzdrowień przynosili wykonane z wosku oczy, ręce, nogi i inne części ciała, i zawieszali je na grobie błogosławionego męża. Różne były bowiem schorzenia i sposoby, wskutek których ich ciała zostały uzdrowione i uporządkowane ich sprawy.
Jednak gdy działy się te wydarzenia, nie było prawie żadnego brata, który pośpieszyłby z godnym dziękczynieniem za tę Bożą łaskę. Większość bowiem uważała, że nie należy zajmować się cudami, aby nie sprawić wrażenia, że pod pozorem pobożności szuka się zysku. W taki to właśnie sposób, trwając przy własnym zdaniu i kierując się nierozważną pobożnością, wzgardzili dobrem wspólnoty Kościoła i pogrzebali chwałę Bożą.
Bł. Jordan z Saksonii, „Książeczka o początkach Zakonu Kaznodziejów”, Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”.
rys. Tomasz Rojek OP