Świętość, która rodzi się przez łzy.
Historię życia św. Moniki znamy z autobiografii jej syna – słynnych „Wyznań” św. Augustyna. Autor jest w nich bezwzględnie szczery, zarówno jeśli chodzi o niego samego, jak i historię jego matki.
Przy pierwszej lekturze obraz jego rodzinnego domu, jaki się wyłania z tych zapisków, jest ciemny. Skłonna do uzależnień (już w domu rodzinnym miała epizod uzależnienia od wina) nastolatka wychodzi za mąż za mężczyznę, którego nie kocha, a który jest uzależniony od seksu, notorycznie ją zdradza i nie potrafi panować nad napadami wściekłości.
Tym samym tworzą związek, który współcześnie nazwalibyśmy przemocowym. I jak często w takich rodzinach bywa, Monika zaczyna traktować najstarszego syna jako zastępczego partnera. Nie potrafi mu dać wolności, nieustannie wtrąca się w jego życie, po śmierci męża wszędzie podróżuje za swoim dzieckiem. Nawet piszący o niej z olbrzymią miłością i szacunkiem Augustyn nie potrafi opowiedzieć o tym bez pewnej dawki irytacji, która przebija przez tekst.
Nie ukrywam, że przez to Monika nigdy nie była moją ulubioną świętą. Pisanie o niej jest więc dla mnie wyzwaniem, bo próbą przekroczenia widzenia jej wyłącznie w kategoriach mamuśki-helikoptera. Czego więc mogę się od niej nauczyć? W czym według mnie wyrażała się jej świętość?
- Po ślubie, wrzucona w kompletnie nowe, w dodatku pogańskie środowisko (a sama pochodziła z chrześcijańskiej rodziny), musi wypracować nowe sposoby funkcjonowania. I tu okazuje się genialna: nie daje się wciągać ani w konflikty kreowane przez męża, ani w manipulacje służących, które próbują ją skłócić z teściową. Nigdy też nie zdradza męża. I o ile to, że zdecydował się na chrzest na łożu śmierci, mogło być postępowaniem zgodnym z tym, co było wówczas przyjęte, to niewątpliwie świadectwo życia jego żony mu w tym pomogło.
- Jest niesłychanie cierpliwa, ale też jeśli trzeba podjąć działanie, to nie wycofuje się, tylko działa.
- Chrystus i wiara rzeczywiście są w jej życiu priorytetem. Jednocześnie potrafi czekać z mówieniem o nawróceniu na właściwy moment. Jej nacisk na Augustyna, by porzucił konkubinę i zawarł prawne małżeństwo, niekoniecznie musiało wynikać z zazdrości o niego. Równie możliwe jest to, że widziała jak ten związek oddala jej syna od decyzji o szczerym nawróceniu i chrzcie.
- Pozwala, żeby to inni wpływali na jej dziecko. Ona się modliła, a jej syna tak naprawdę nawrócił św. Ambroży z Mediolanu. Owszem, po nawróceniu dzieliła się z Augustynem swoją wiarą (wystarczy przeczytać wspaniały opis ich rozmowy w Ostii, tuż przed śmiercią Moniki), ale potrafiła też, kiedy było trzeba, zmilczeć.
- Kiedy jej syn przyjął chrzest, jej jedynym pragnieniem było odejście do Pana. Planowała też opuścić Augustyna i wrócić do Tagasty, co wyraźnie wskazuje, że nawet jeśli pierwotnie był on dla niej zastępczym partnerem, to lata modlitwy i walki o jego nawrócenie ją także wewnętrznie uwolniły od potrzeby szukania we własnym dziecku emocjonalnego oparcia.
Te pięć punktów może nie czyni ze mnie szczególnej czcicielki św. Moniki, ale myślę, że mogę zawrzeć z nią duchowy pokój. Była mężna tym trudnym typem dzielności – mało spektakularnym, przemieniającym serce i świat jak zaczyn.
Bóg jej hojnie pobłogosławił – jej syn nie tylko przyjął chrzest, ale jest jednym z intelektualnych i duchowych filarów Kościoła, a na napisanej przez niego regule opiera się także dominikańskie życie. Z Bożą łaską przekroczyła ciemność, w którą na początku małżeństwa wrzuciło ją życie.