Jezus głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszelkie choroby wśród ludu.
Nagrania kazań na niedzielę:
Wszystkich trzymających się mocno mojego przymierza
przyprowadzę na moją świętą górę i rozweselę w moim domu modlitwy
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Prorocze słowa
Tomasz Golonka OP
Iz 56, 1. 6-7 • Ps 67 • Rz 11, 13-15. 29-32 • Mt 15, 21-28
To niezwykle intrygujące: najpierw słyszymy, jak Pan Jezus mówi: „Zostałem posłany do owiec, które zginęły z domu Izraela”, potem do Kananejki zwraca się słowami: „Nie wypada zabierać chleba dzieciom i rzucać go psom”, a w końcu prosi: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Co się stało pomiędzy 15. a 28. rozdziałem Ewangelii według św. Mateusza? Co się stało, że Pan Jezus był w stanie pójść nie tylko do swoich, ale i do obcych, i dać siebie nie tylko swoim, ale i obcym?
Zaryzykuję stwierdzenie: Pan Jezus się rozwinął. – Jak to? – ktoś zapyta. – Pan Jezus się rozwijał? A nie rozwijał się? Przecież „był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu”. A rozwój to jeden z podstawowych procesów w życiu każdego człowieka. Więc się rozwijał. Zresztą sam ewangelista Łukasz powie, że „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”. Jest to o tyle ważne, że skoro się rozwijał, to doświadczał tego samego, czego my doświadczamy – trudu rozwoju. Trudu przemiany myślenia, trudu przemiany zwyczajów, trudu przekraczania ograniczeń.
A trud otwierania się nie tylko na swoich, ale też na innych, a zwłaszcza na obcych, jest jednym z największych. Widać to gołym okiem. Bo znowu powstają mury, mimo że Chrystus zburzył rozdzielający mur – wrogość. I to nie gdzieś daleko rosną mury. Rosną u nas i w nas. Nieodżałowany Jan Paweł II mówił 3 czerwca 1997 roku w Gnieźnie: „Czyż nie można powiedzieć, że po upadku jednego muru, tego widzialnego, jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny – mur, który przebiega przez ludzkie serca? Jest on zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu i innym kolorze skóry, przekonaniach religijnych, jest on zbudowany z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka”. Prorok, czy co? Tak, prorok. Tylko że żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.
Dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne
Bliski Bóg
Stanisław Nowak OP
Iz 56, 1. 6-7 • Ps 67 • Rz 11, 13-15. 29-32 • Mt 15, 21-28
Wiara Kościoła powszechnego nie jest „na wiarę”. Nie jest tylko aktem zaufania, który pozwala skoczyć w gęsty mrok z bezpodstawną nadzieją, że może na samym dole jest ktoś, kto nas ewentualnie złapie. To nie jest katolicka wizja wiary. Bóg nie domaga się zaufania „w ciemno”, nie powie: „Jeśli masz problem, to uwierz mocniej”. Zaufanie buduje się na wspólnym doświadczeniu – na tym, że nie zostałem zawiedziony. Bóg zawsze wychodzi pierwszy z inicjatywą. To On jest Stwórcą, to On zaproponował pakt o nieagresji i wzajemnym świadczeniu sobie dobra zwany Przymierzem, to On posyła proroków, a w końcu – choć bardzo Go zawiedliśmy – posyła swojego jedynego i ukochanego Syna. Dlaczego?!
Bo Bóg wierzy w nas mocniej niż my w Niego.
W tym kontekście warto popatrzeć na zdziwionego Jezusa, przed którym klęczy upokorzona kobieta kananejska. Przedpaschalna misja Jezusa i uczniów jest skierowana przede wszystkim do Ludu Wybranego, bo oni nie muszą wierzyć w ciemno. Ich zaufanie do Boga miało się budować na konkretnych wydarzeniach, przez które poznali, że Bóg ich nie zawiódł, kiedy wojska faraona ruszyły z pościgiem, gdy wielokrotnie zawierał przymierze z ludem i pouczał ich przez proroków, aby oczekiwali zbawienia: poznania Ojca i Tego, którego pośle – Mesjasza tzn. Chrystusa. Obietnica oznacza dobro, które ma się dopiero ujawnić, tak więc wiara ludzi otoczonych objawieniem Boga jest odpowiedzią na to, kim jest Bóg i jak działa. A ta kobieta jako poganka była poza doświadczeniem tak cudownej ingerencji Boga w rzeczywistość jej życia. Jednak przyszła błagać o litość. Jezus nie zostawił jej prośby bez odpowiedzi: „O niewiasto, wielka jest wiara twoja; niech ci się stanie, jak chcesz!”.
Po Zmartwychwstaniu i Zesłaniu Ducha Świętego Kościół głosi poganom, że nasz Bóg jest ich Bogiem przez odkupienie całej ludzkości. Nie ma już kobiet kananejskich, których wiara opierałaby się jedynie na akcie ufności, bo nawet on jest poprzedzony Duchem Świętym. Warto próbować Go choć trochę zrozumieć. On rozumie nas pierwszy.
Za Karlem Rahnerem warto sobie czasem powiedzieć, że moja wiara należy bardziej do Niego niż do mnie, bo to nie ja wyszedłem pierwszy z propozycją przyjaźni, wręcz przeciwnie.
Niech się narody cieszą i weselą,
bo rządzisz ludami sprawiedliwie i kierujesz narodami na ziemi
Stanąć w prawdzie
Maciej Soszyński OP
Iz 56, 1. 6-7 • Ps 67 • Rz 11, 13-15. 29-32 • Mt 15, 21-28
Po przeczytaniu Ewangelii bardzo łatwo możemy ulec pokusie zgorszenia zachowaniem Pana Jezusa, który z dużym dystansem reaguje na prośbę kobiety kananejskiej. Trudno się uwolnić od pojawiających się pytań. Jak On mógł tak powiedzieć, czy nie zauważył troski matki o los własnej córki, czy naprawdę nic Go to nie obchodziło? Chciałoby się zawołać: „Tak nie rozmawia się z człowiekiem, to uwłacza ludzkiej godności, takimi słowami można głęboko zranić”. Nie ma się czemu dziwić, że gdy czytamy tę Ewangelię, pojawiają się w nas pytania i rozterki. Często mogą być one wyrazem przeżywania naszej codzienności. Ile razy słyszeliśmy, że ktoś zgorszył się postawą kleru, został zraniony przez swoich najbliższych albo zaingerowano w jego godność czy wolność osobistą. Wiele takich historii kończy się decyzją o odejściu od wspólnoty Kościoła, zerwaniem przyjaźni czy wielkim oburzeniem na cały świat.
Warto jednakże zadać sobie jeszcze jedno pytanie. Co musiało się stać w sercu owej Kananejki, która choć usłyszała pod swoim adresem porównanie do psa, nie odeszła obrażona i zgorszona postawą Tego, o którym mówiono, że jest synem Dawida i ma moc uzdrawiania, ale wbrew wszelkim zasadom i logice pozostała i zaczęła z Nim rozmowę. Jej serce musiało przeżyć nawrócenie, które popchnęło ją do odkrycia i uznania w Jezusie prawdziwego i jedynego źródła dającego życie, przywracającego zdrowie i uwalniającego od złych duchów. Przemienione serce daje kobiecie odwagę i moc do stanięcia przed Jezusem w całej prawdzie o sobie z konkretną historią życia, na którą składa się zarówno pogańskie pochodzenie i związany z tym lęk przed odrzuceniem, jak i matczyna troska o dziecko męczone przez złego ducha. Przychodzi do Jezusa z pełną świadomością tego, kim jest, i ufa, że zostanie wysłuchana. Ten, który pozornie ją zranił, w rzeczywistości zaprosił ją do pełniejszego spotkania, nie pozostał obojętny na tak zdecydowany akt wiary i spełnił jej prośbę.
Warto sobie przypominać to ewangeliczne wydarzenie, kiedy mamy pokusę odejść od Jezusa, czując się niegodni Bożej miłości czy przebaczenia. Wypowiedź kobiety z dzisiejszej Ewangelii jest pełną ufności modlitwą do Tego, który zna nas lepiej niż my sami siebie. Taka świadomość jest bardzo uwalniająca, gdyż pozwala nam przyjść do Jezusa w całej prostocie i zaufaniu takimi, jakimi jesteśmy, prosić go o pomoc w trudnościach i kryzysach. Tylko ufna wiara w Boże miłosierdzie jest w stanie wytrzymać zawód związany ze słabością, z którą nie możemy sobie poradzić, czy z gorszącym zachowaniem drugiego człowieka.