To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie.
Nagrania kazań na niedzielę:
Patrzyłem w nocnych widzeniach,
a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Widziane z góry
Wojciech Jędrzejewski OP
Dn 7, 9-10. 13-14 • Ps 97 • 2 P 1, 16-19 • Mt 17, 1-9
Ewangelia opisuje spotkanie Jezusa z Mojżeszem i Eliaszem na górze Tabor. Ci dwaj wielcy Starego Testamentu to ludzie gór. Pierwszy na Synaju otrzymuje z rąk Boga kamienne tablice. Drugi na Horebie spotyka Pana objawiającego się w głębokiej ciszy. Obaj święci z wysokości swych gór oglądają odsłaniający się horyzont obietnicy Bożej. Mojżesz widzi wierność Boga. Upewnia się, że Bóg doprowadzi swój lud do Ziemi Obiecanej, skoro potwierdza zawieranym Przymierzem własne zamierzenia wobec Izraela. Jahwe nie opuści swojego ludu, który przygarnął. Nie odstąpi od niego, aż doprowadzi swe zamysły do końca. Stopniowo, mocą zawartego Przymierza Bóg będzie przemieniał swoją Oblubienicę, ucząc ją wierności.
Eliasz z wysokości swojej góry dostrzega poruszającą obietnicę Boskiej sprawiedliwości. Wobec szerzącej się ludzkiej nieprawości, która ścina z nóg proroka, odkrywa delikatną Obecność, która nie sięga po przemoc. Bóg nie był w potężnej wichurze, w trzęsieniu ziemi ani w ogniu. Eliasz, który – aby zaprowadzić sprawiedliwość – sam był gotów jak ogień strawić wszystkich czyniących niegodziwość, odkrywa inny rodzaj Bożego działania. Sprawiedliwość będzie się dokonywała poprzez łaskę, przeobrażającą stopniowo w głębokiej ciszy modlitwy i wiary ludzkie serca.
Dwaj mężowie Starego Testamentu z wysokości swych gór widzieli jasny horyzont Boskich obietnic. Widzieli chwałę Najwyższego, która obejmuje ludzką historię. Owa chwała nie miała oślepiać, lecz miała być zakryta pod zasłoną wiernej i dyskretnej obecności. Zakryta jak twarz Mojżesza, gdy schodził z góry.
W Jezusie, któremu Ojciec przekazał cześć i chwałę, obaj święci oglądają spełnienie swych pragnień i nadziei, które zrodził w nich Bóg. Rozpoznają w Nim chwałę konsekwentnie ukrywaną przed ludzkimi oczami. Wiedzą, że to właśnie On, Syn Człowieczy okaże Boską wierność aż do końca. Wiedzą, że przez łaskę Jego sprawiedliwość będzie rodzić Królestwo w ludzkich sercach.
Ukryta chwała Syna Bożego zajaśniała na chwilę przed oczami apostołów. Ze szczytu Taboru mogli dojrzeć zapowiedź zmartwychwstania, które okaże się pełnym zwycięstwem Boskiego piękna nad tym, co bez łaski pozostałoby martwe i pełne rozpaczy. Chwała zmartwychwstania nie oślepia jednak, choć działa już teraz. Raczej jest jak „lampa, która świeci w ciemnym miejscu domostwa doczesności, aż dzień zaświta i gwiazda poranna wzejdzie w naszych sercach”.
Nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości
Dwa Przemienienia
Mateusz Przanowski OP
Dn 7, 9-10. 13-14 • Ps 97 • 2 P 1, 16-19 • Mt 17, 1-9
Co przychodzi nam do głowy, gdy widzimy alkoholika, który rzucił picie? Oto jest moc, która przerasta wszystkie nasze wyobrażenia, moc, która dokonuje rzeczy niemożliwych. Jednym z najpotężniejszych świadectw działania Boga są ludzie, którzy doznali wewnętrznej przemiany. Jednak tego rodzaju przemiana możliwa jest również w życiu społecznym. Czasem zdaje się nam, że jakieś nasze uwikłanie czy też jakaś niesprawiedliwa władza oparta na zmowie, agresji i przesądach, że to wszystko jest wieczne i wszechmocne. I nagle przychodzi Jezus, który „palcem Bożym wyrzuca złe duchy”, i sytuacja ulega głębokiej przemianie. Kto widział coś podobnego, ten rozumie, jak Bóg potrafi przemienić – stanowczo i delikatnie zarazem.
Jezus przemienia się na oczach swoich uczniów i jednocześnie zakazuje opowiadania o tym. Czy nie ma tu jakiejś niekonsekwencji? Czy gdyby od razu opowiedzieli o tym wydarzeniu, nie wywarliby na słuchaczach ogromnego wrażenia i nie przyciągnęliby ich do Jezusa bardzo skutecznie? Kluczem jest wymaganie Jezusa, by nie mówić o przemienieniu aż do Jego zmartwychwstania. Jezus myśli tu o swoim drugim przemienieniu. Po zmartwychwstaniu Chrystus pojawi się drugi raz uczniom jako przemieniony, pełen światła. Będzie jednak pewna różnica. Chrystus pokaże im wtedy swoje przemienione rany, które staną się dla uczniów źródłem przemiany serca. „W Jego ranach jest nasze zdrowie”. Tak jakby Jezus chciał dzisiaj uczniom powiedzieć: „Nie mówcie dzisiaj o mojej przemianie, poczekajcie, aż pokażę wam moje przemienione rany. Wtedy opowiadajcie, a ujrzycie, jaką mają moc. Pierwsze przemienienie to nie wszystko, co chcę wam pokazać”.
Panie, dobrze, że tu jesteśmy
Prowadzi Chrystus
Marcin Lisak OP
Dn 7, 9-10. 13-14 • Ps 97 • 2 P 1, 16-19 • Mt 17, 1-9
Są rzeczy, które dzieją się niezależnie od nas. Słońce codziennie wschodzi, choćbyśmy wtedy spali czy jechali do pracy. Jednak, aby zobaczyć wschód słońca, trzeba coś zrobić. Trzeba pomyśleć, dokąd iść; zdecydować się na zerwanie się niemalże w środku nocy; wspinać się na górę – bo stamtąd najlepiej widać – nie zważając na strach, że się pomyli drogę, przecież ciemno wokół. Gdy jednak dojdziemy (i nie spóźnimy się!), to oczy raduje wspaniały widok: mrok ginie, brzask świtu nadchodzi. Nadzieja, że po ciemnościach nocy nastaje dzień, zostaje spełniona.
Sceptyk powie: „Po co to wszystko! Wiadomo przecież: słońce wstaje, jak zawsze”. I ma po części rację. Jeśli jednak ktoś ujrzy piękno i majestat wschodzącego słońca, choć sam tego świtu nie sprawił, to nim się ubogaci. Podobnie jest w życiu duchowym. Boga spotkać możemy zawsze, bo On jest „Słońcem, które nie zna zachodu”. Potrzeba jednak wysiłku wyjścia na górę, by zobaczyć rozbłysk Bożego piękna, przemienienie, o którym nie sposób zapomnieć.
Apostołów i nas prowadzi Chrystus, „ten Syn, który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty”, pokazując Ojca. Jak byśmy szli przez ciemny, gęsty las życia i nagle, ni stąd, ni zowąd, dostrzegli prześwitujący promień słonecznego światła. Ten promień to zmartwychwstanie, którego zapowiedzi doświadczamy, spotykając Pana na modlitwie, w świętych sakramentach, w codziennej praktyce postu, jałmużny, przebaczenia. Obyśmy potrafili przechowywać w naszej pamięci święte chwile, kiedy oświetlił nas Bóg, nawet jeśli tylko raz w życiu wyszliśmy na górę Tabor. Błogosławiona jest pamięć pomagająca wrócić do skarbów Bożej łaski, które są w nas i czekają na rozświetlenie. Pamięć pozwala, byśmy, wychodząc, powracali. Św. Augustyn poucza: „Nie wychodź na świat, wróć do siebie samego: we wnętrzu człowieka mieszka prawda”. Rzeczy są prawdziwe nie dzięki światłu słońca, ale przez Światłość, która oświeca każdego człowieka. Nasze „rozumowanie ich nie stwarza, tylko odkrywa. Trwają więc same w sobie, zanim je odkryjemy, a gdy odkryjemy je, odnawiają nas”. Tak jak Duch Święty, który porusza nas, byśmy odnawiali się w naszym myśleniu.