Dziś wspominamy bł. Czesława. To on założył wrocławski klasztor.

Już w 1226, czyli zaledwie dziesięć lat od papieskiego zatwierdzenia Zakonu, Wrocław wpisał się w dzieje Polskiej Prowincji Dominikanów. Zrozumienie klimatu tamtych czasów przez człowieka żyjącego w XXI wieku z pewnością będzie bardzo trudne, ale spróbujmy to potraktować jako drogę, w której towarzyszyć nam będą św. Jacek i bł. Czesław – wierni wezwaniu św. Dominika, by „głosić wszędzie, wszystkim i na wszystkie możliwe sposoby”.

Jacek i Czesław rozdzielili się

Święty Jacek wraz ze swoimi towarzyszami, w  tym z  bł. Czesławem, wyruszył do Polski z Rzymu po kilku miesiącach nowicjatu, rozpoczętego najprawdopodobniej w roku 1221. Cała grupa po drodze zatrzymała się we Fryzaku, pierwszym klasztorze prowincji niemieckiej, następnie zaś udała się w podróż do Czech i na Morawy. Według lektora Stanisława, św. Jacek i bł. Czesław dotarli do Krakowa w 1222 roku. Długosz pisze, że rozesłanie braci, w tym także do Wrocławia, nastąpiło w roku 1225. Inną hipotezę wysuwa Paweł Kielar OP: jego zdaniem bracia rozdzielili się w już Czechach.

Źródła przytoczone przez Dariusza Dekańskiego w „Początkach Zakonu Dominikanów prowincji polsko-czeskiej” przeważnie zgodne są co do roku zawitania braci do Krakowa z tym podanym przez Stanisława. Wśród braci przybyłych do grodu Kraka nie wymieniają one Czesława, osoby równie istotnej, bo także blisko spokrewnionej z biskupem krakowskim Iwo Odrowążem. Według Kielara, który opiera się na źródłach czeskich, Jacek miał się wtedy udać do Brna, Ołomuńca i Krakowa, Czesław zaś – do Igławy i Pragi. Zatem wszystko wskazuje na to, że wśród braci przybyłych do Krakowa nie było Czesława.

Data przyjęta przez Długosza, jak to zauważył Jan Andrzej Spież OP, jest zbyt odległa od rzeczywistego momentu przybycia braci kaznodziejów do stolicy Małopolski. Popularność zakonu oraz jego charyzmat nie pozwoliłyby na tak długi pobyt wszystkich przybyłych braci w Krakowie. Powodem takich zapisów w kronikach Stanisława i Długosza mogły być starania o kanonizację Jacka, który sprawował pieczę nad wszystkimi poczynaniami braci, jako ten, który był głównym źródłem podejmowanych decyzji.

Marie-Humbert Vicaire OP podaje, iż w roku 1221 zebrała się kapituła generalna nowo powstałego zakonu, na której utworzono pięć prowincji oraz zaplanowano powołanie trzech następnych mających się stać „bazą wypadową braci poza granice krajów chrześcijańskich, na północy Europy, a także w Azji”. Na kapitule generalnej w roku 1228 w Paryżu wśród prowincjałów wymieniony jest również Gerard z Wrocławia, prowincjał prowincji polskiej.

Specjalna misja zakonu nakładała na braci obowiązek dynamicznego i odważnego postępowania. Utworzenie klasztoru wymagało pewnego czasu i odpowiedniej liczby zakonników, a żeby prowincja mogła zaistnieć, powinna mieć przynajmniej zarysowaną sieć klasztorów. Można przypuszczać, że tak krótki pobyt Jacka wraz z braćmi w Rzymie był spowodowany pragnieniem św. Dominika, aby jak najszybciej rozpocząć akcję nawracania Kumanów zamieszkujących tereny na północny wschód od Słowiańszczyzny. Sam Dominik nie mógł podjąć się tego zadania z racji swojego wieku i innych obowiązków.

Uważa się, iż bracia zmierzający do Czech i Polski dostali specjalną autonomię, która polegała na byciu pod bezpośrednią jurysdykcją centralnych władz zakonu. Zwlekanie z jakimkolwiek ruchem mającym umocnić dominikanów w regionie, na przykład przez przedłużający się brak starań braci o nowe klasztory, byłoby zatem sprzeczne z misją dominikańską.

Kościół po kanonikach regularnych

Najstarszymi dokumentami, które przetrwały do czasów współczesnych, potwierdzającymi obecność braci kaznodziejów we Wrocławiu są dwa pisma z 1226 roku, wystawione przez biskupa wrocławskiego, Wawrzyńca. Na jednym z nich znajduje się data 17 kwietnia – 1 maja, drugi pochodzi z 1 maja. Oba dotyczą wykupu kościoła św. Wojciecha od kanoników regularnych i przekazania go dominikanom.

Podobne akty powstały w Krakowie i Gdańsku, jednak te wrocławskie są najstarsze. Oprócz informacji o samym przekazaniu kościoła, przeczytać w nich można o lokalizacji nowej siedziby braci w stolicy Dolnego Śląska.

Jacek Woroniecki OP pisze, że przed osadzeniem dominikanów przy kościele św. Wojciecha rezydowali oni przy należącym do premonstratensów kościele św. Marcina na wyspie Tumskiej. Pogląd ten Woroniecki zaczerpnął zapewne od Abrahama Bzowskiego, który jako pierwszy wskazał na taką możliwość. Polemizuje z nim Adam Żurek, który odrzuca taką ewentualność, twierdząc, że siedzibą pierwszych wrocławskich dominikanów był dwór biskupi. Propozycja Żurka wydaje się bardziej prawdopodobna, ponieważ od samego początku zakonu jego członkowie byli otaczani specjalną opieką biskupów.

Wyraźny przykład takiego patronatu w Polsce można było znaleźć w Krakowie: biskup Iwo Odrowąż sprowadził braci do Krakowa, a zanim ofiarował im kościół Świętej Trójcy, ulokował ich na swoim dworze. Nie bez znaczenia może być też bulla rekomendacyjna, z którą kaznodzieje udali się do Wrocławia – był to wydany przez papieża swoisty „paszport”, legalizujący działania związane z misją zakonu. Honoriusz III rozpoczyna dokument cytatem z Pisma Świętego: „kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma”.

Biskup Iwo rywalizuje z biskupem Wawrzyńcem

W tym czasie w episkopacie Polski trwała rywalizacja pomiędzy biskupem Iwo a biskupem Wawrzyńcem o pierwszeństwo przy arcybiskupie gnieźnieńskim Henryku Kietliczu. Świadczy o tym chociażby zerwany przez Iwa w 1226 roku synod zwołany przez Kietlicza do kościoła św. Błażeja. Arcybiskup przeznaczył miejsce obok siebie dla Wawrzyńca, nic więc dziwnego, że zwierzchnik kościoła wrocławskiego chciał zatrzymać przy sobie braci, których obecność uchodziła wówczas za oznakę nowoczesności. W takim wypadku każdy sposób pokazania przez Wawrzyńca swojego wysokiego miejsca w kościelnej hierarchii wydawał się istotny.

Pisząc o  miejscu, w  którym zostali osadzeni bracia, należy zwrócić uwagę, iż nie było ono przypadkowe. Świątynia św. Wojciecha była przed 1226 rokiem kościołem parafialnym – jedynym takim w ówczesnym Wrocławiu. Ze względu na braci siedzibę parafii przeniesiono do przyszłego kościoła św. Marii Magdaleny.

Wykopaliska archeologiczne dowodzą, że w pobliżu świątyni formował się targ miejski z niespotykanymi dotąd w tej części Europy wytworami kultury materialnej, charakterystycznej dla Europy Zachodniej. Dostawcy, którzy zmierzali szlakiem bursztynowym na północ, w dużej mierze pochodzili z Europy Zachodniej. Nasi rodzimi handlarze z kolei często udawali się na południe i zachód kontynentu, aby sprowadzać nowy towar do rozwijającego się kraju. Byli to ludzie, którzy dobrze znali obyczaje panujące w Europie, dysponujący dużymi majątkami, idealnie więc nadawali się do pracy duszpasterskiej Braci Zakonu Kaznodziejów.

Z czego utrzymywali się bracia

Zakonnicy, którzy nie posiadali swoich dochodów, utrzymywali się z darowizn. Dla klasztoru wrocławskiego pierwszorzędną rolę w pozyskiwaniu stałych dochodów odgrywały stypendia mszalne. Do czasu lokacji miasta osada, w której zostali ulokowani dominikanie, stanowiła największe skupisko ludzi zamieszkujący lewy brzeg Odry. Ostatecznie w 1228 roku papież Grzegorz IX swoją bullą potwierdził fundację klasztoru w tym miejscu.

Wspomniany już biskup Wawrzyniec na swój urząd został wybrany przez kapitułę wrocławską w 1207 roku pod wpływem księcia Henryka Brodatego. W roku 1215 Wawrzyniec uczestniczył w IV Soborze Laterańskim i tam też zapewne dowiedział się o św. Dominiku i jego „rewolucyjnym” pomyśle, wspieranym przez papieża Innocentego III. Być może właśnie wtedy zapragnął, aby i w jego diecezji znaleźli się kaznodzieje, którzy mogliby wesprzeć przeprowadzenie reformy papieża Grzegorza IX, potwierdzonej i wzmocnionej przez sobór. Tak też się stało i dominikanie zawitali do Wrocławia. Nie bez znaczenia był fakt, iż dominikanie wrocławscy w dużej mierze byli Polakami. Biskupstwo wrocławskie w XIII wieku było częścią polskiej prowincji kościelnej, a przez to ośrodkiem wpływów polskich.

Ważną postacią – chociażby z racji wspomnianego już wpływu na wybór Wawrzyńca na biskupa – był Henryk Brodaty. Zanim jednak o nim, należy powiedzieć słowo o jego żonie, Jadwidze. Księżna, która nadawała całemu życiu dworu „piętno głębokiej pobożności”, popierała wszystko, co miało związek z umocnieniem wiary i wpływów Kościoła. Do takiego zadania idealnie nadawali się dominikanie, których ubóstwo i kaznodziejstwo stanowiły świadectwo dla wiernych. Na dworach książęcych wzrosło „zapotrzebowanie” na kaznodziejów i spowiedników29. Być może księżna nie przyczyniła się bezpośrednio do sprowadzenia braci do Wrocławia, mogła jednak być inspiracją dla męża.

Sam Henryk, pomimo zatargów z  Wawrzyńcem o  dominację w regionie, był hojnym sponsorem dla Kościoła. Brodaty, który bił się o pierwszeństwo w królestwie, potrzebował protektora, a mógł nim być Wawrzyniec. Ten z kolei miał dług wdzięczności wobec księcia wspierającego jego kandydaturę. W latach 1225–1226 finalizowały się rozmowy rozwiązujące spór Henryka Brodatego z Leszkiem Białym o prymat w państwie polskim. W negocjacjach uczestniczyli między innymi Wawrzyniec i Iwo. Niewykluczone, że podczas tych rozmów poruszono również kwestię obecności dominikanów we Wrocławiu, przybyłych za sprawą Odrowąża do Krakowa.

Krucjata pruska

Dotychczasowe publikacje nie łączyły przybycia dominikanów do Polski z  zaangażowaniem braci w  krucjatę pruską. Niemniej, istnieją pewne poszlaki, które pozwalają nam wysunąć hipotezę o związku tych dwóch faktów.

Całą analizę należy zacząć od wydarzenia z  roku 1218, w  którym cysters Chrystian, wyświęcony w 1216 roku na biskupa pruskiego, otrzymuje z rąk papieża bullę wspierającą misję na Prusach. W roku 1218 siostrzeniec Henryka Brodatego, książę czeski, wraz z biskupem Wawrzyńcem propagują w Czechach i na Śląsku ideę krucjat. Sam książę dolnośląski w roku 1219 spotyka się z biskupem Chrystianem w Trzebnicy; tematem rozmów było zaangażowanie księcia (wyrastającego na przywódcę w regionie) w krucjatę. Ich konsekwencją był najazd Brodatego na Prusy w 1221 roku. Rok 1223 to następny czynny udział Henryka Brodatego i Wawrzyńca w krucjacie. Papieże Honoriusz III i Grzegorz IX wykorzystują działalność dominikanów i franciszkanów do krucjatowej propagandy.

Tymczasem do Polski napływają zakony rycerskie: joannici, templariusze (przykładowo fundacja templariuszy w Małej Oleśnicy w 1226 roku za sprawą księcia Brodatego), przede wszystkim zaś zaproszeni przez Konrada Mazowieckiego krzyżacy. Ci ostatni swoją misję realizują w imię obrony przed pogańską agresją, używając siły militarnej i stopniowo przeprowadzając aneksję „nawracanych” terytoriów. W 1230 roku na prośbę krzyżackiej dyplomacji Grzegorz IX powierza organizację kampanii krucjatowej dominikanom. W bulli Cum misericors papież poleca im propagowanie inicjatywy krucjatowej i nakłanianie wiernych do jej poparcia. W tym czasie narasta nieufność Chrystiana wobec działań krzyżowców.

Decyzja Wawrzyńca i Henryka o sprowadzeniu dominikanów do Wrocławia pokazuje nie tylko ich wiarę i oddanie Kościołowi, ale również sprawne poruszanie się w polityce. Chrystian, który był odpowiedzialny za krucjatę pruską, przy wsparciu episkopatu Polski, na czele z reprezentantami diecezji wrocławskiej, umiejętnie rozgrywał walkę o dusze pogan.

W momencie zagrożenia wszyscy wykorzystywali wszelkie możliwe środki, a jednym z najskuteczniejszych w ówczesnych latach „oręży” dostępnych strukturom Kościoła byli właśnie dominikanie. Często traktowani jako „tuba papiestwa”, w wypadku krucjaty na ziemiach Prusów mieli się stać krzewicielami propagandy katolickiej. Niewykluczone, że już w połowie drugiego dziesięciolecia wieku XIII Henryk Brodaty i Wawrzyniec zamierzali wykorzystać braci słynących ze skutecznego nawracania pogan we Francji.

O dominikanach marzyli możnowładcy

W niniejszym tekście starałem się pokazać powody, dla których biskup Wawrzyniec i Henryk Brodaty zapragnęli obecności Zakonu św. Dominika na swoich ziemiach. Niewątpliwie wpływ na ich decyzję miała autentyczna pobożność, oddanie duchowi reform, gorliwość i ubóstwo zakonników.

Nie należy jednakże zapominać o politycznym wymiarze tego wydarzenia. Rodzące się w polskich książętach pragnienie bycia dostrzeżonymi w Kościele powszechnym, a zatem i w Europie, rywalizacja pomiędzy nimi w podzielonym na dzielnice królestwie wzbudziły chęć wykorzystania każdej nadarzającej się okazji do ukazania swojej siły i ducha nowoczesności.

Nietuzinkowość kaznodziejów, ich oryginalność i ogromne wsparcie papieży powodowały, że byli oni doskonałym symbolem tego wszystkiego, o czym marzyli polscy możnowładcy.

Tekst ukazał się w piśmie braci studentów „Teofil” 1/2011. Tytuł, lead oraz skróty od redakcji Dominikanie.pl.