Istotą studiowania nie jest nagromadzenie wiedzy. Chodzi o otwarcie na inne.

„Oczyść mnie od błędów, które są skryte przede mną.”

Ps 19, 13

 

„Zniszczenie jakiegoś złudzenia nie prowadzi do żadnej prawdy,
lecz powiększa naszą niewiedzę,
rozszerza „pustą przestrzeń”, w jakiej żyjemy.”

F. Nietzsche, Notatka z roku 1885

 

Celem moim jest postawienie pytania o nowego człowieka. I nic poza tym.
Brzmi to paradoksalnie, ale tylko na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości bowiem nie jest to proste zadanie. W tym paragrafie postaram się wyjaśnić, dlaczego tak jest.

 

1. Pytanie od wewnątrz 

Pytania można stawiać różnie, przynajmniej na dwa sposoby. Kiedy przechodnia na ulicy pytam o godzinę lub drogę, stawiam pytanie. Takie postawienie pytania w pewien sposób angażuje mnie i zapytanego przeze mnie przechodnia, ale angażuje jedynie powierzchownie.

Co prawda zagadnięty musi popatrzeć na zegarek, odczytać godzinę i wypowiedzieć ją, może zwrócić na mnie uwagę, przerwać tok swoich myśli, zapomnieć o czymś ważnym, ale po chwili, gdy odpowie, pytanie przestaje obowiązywać. Udzielona odpowiedź odwołała pytanie z miejsca, w którym przez tą krótką chwilę trwało – z przestrzeni między mną a przechodniem. Ono przestało być ważne. Postawione pytanie po chwili obowiązywania – „kreowania” sytuacji – przestaje być postawione. Przestaje stać.

Nie o takie postawienie pytania o nowego człowieka tu chodzi.

Przejdź do strony pisma Teofil

O ile pytanie o godzinę, czy o drogę, można nazwać zewnętrznym, bo angażuje jedynie przelotnie i nie do głębi, o tyle zależy mi, by pytanie tego artykułu było postawione od wewnątrz.

Zilustruję to w ten sposób: kierunek, w którym namysł nad pytaniem o nowego człowieka powinien nas prowadzić, jest w pewien sposób wyznaczony – wiara w Jezusa Chrystusa jako warunek konieczny, wzrost w bożej łasce i miłości, czyli umieranie starego człowieka, w końcu przebóstwienie, a więc bycie najpełniej człowiekiem.

Kierunek ten jest jednak czymś zewnętrznym: słowa te, choć powinny nieść życie, mogą pozostać puste. Tzn. mogą – podobnie jak odpowiedź na pytanie o drogę – zajmować nas tak długo, jak je wypowiadamy (może chwilę dłużej).

Pytanie postawione od wewnątrz to tak postawione pytanie, że raz postawione nie przestaje obowiązywać, nie przestaje angażować zapytanego. Pytanie postawione od wewnątrz nie przestaje stać, lecz trwa.

Rzecz jasna – to, co napisałem o pytaniu od wewnątrz nie jest zbyt ścisłe. Powiedzenie „pytanie trwa” nie oddaje istoty takiego pytania. Nie ma (chyba) żadnych słów, które by trwały bez tego, kto je wypowiada (lub przynajmniej słucha). Faktycznie bowiem „pytanie trwa” oznacza, że trwa w tym pytaniu ten, komu pytanie postawiono (ten, komu pytanie postawiono może okazać się jednocześnie tym, kto stawia pytanie). A to oznacza z kolei, że pytanie to dotyka go do głębi i bez przerwy. Wyznacza niejako sposób bycia zapytanego.

Pytanie od wewnątrz zatem to bardzo dziwne pytanie. Zauważmy, że pytanie o godzinę zostaje zniesione przez odpowiedź. Jeśli zatem pytanie wewnętrzne ma trwać – a to znaczy stale angażować zapytanego – to odpowiedź nie może unieważniać tego pytania. Jak zobaczymy poniżej, odpowiedź jest dla takiego pytania śmiercionośna (w pewnym sensie oczywiście, bo w innym sensie życiodajna).

 A. Śmiercionośna odpowiedź

Na pytanie, które chciałoby być zadane od wewnątrz, można co prawda postawić prostą odpowiedź. Np. na pytanie: „kim jest nowy człowiek ?”, odpowiedzieć można: „dzieckiem Bożym”, „kimś zanurzonym we Krwi Chrystusa”, itp.

Zobaczmy, co dzieje się z pytaniem, gdy skwitujemy je prostą odpowiedzią.
Pytanie zestawione z taką odpowiedzią wydaje się proste. Dla kogoś – myślimy – kto nie zna Nowego Testamentu, odpowiedź taka może wydać się odkrywcza, ale my to już wiemy. Pytanie wtedy właśnie przestaje być nurtujące, a zadający przestaje czuć wewnętrzny niepokój, pewnego rodzaju przynaglenie, by podążyć za pytaniem. Odpowiedź czyni pytanie prostym. To, o co w pytaniu chodzi, przestaje budzić w nas niepokój, przestaje zatem być ważne. Prosta odpowiedź unieważnia przedmiot pytania, ponieważ pozwala „opanować” to właśnie, o co zapytano. W stan pewnej niewiedzy, swoistego chaosu, z którego wyłania się pytanie, odpowiedź wprowadza porządek. Rzeczywistość, o którą zapytano, zostaje oswojona, staje się niestraszna, ale z drugiej strony już nieciekawa. Tym samym wymyka się z pola naszego zainteresowania. Mamy w zanadrzu prostą odpowiedź, którą możemy wyjąć w każdej chwili – sama zaś owa rzeczywistość nas już nie interesuje – wiemy bowiem o niej tyle ile nam potrzeba.

Prosta odpowiedź znieczula tego, kto poprzestaje na takiej odpowiedzi. A to znaczy tyle, że kiedy na pytanie roszczące sobie pretensję do bycia pytaniem od wewnątrz zadawalamy się odpowiedzią, którą można jedynie dać na pytanie z zewnątrz, przestajemy interesować się rzeczą, której pytanie dotyczy. Dokładnie tak samo się dzieje, gdy po odpowiedzeniu przechodniowi, która jest teraz godzina, zapominamy o zegarku.

W tym też znaczeniu powiedziałem wyżej, że odpowiedź jest dla trwania w pytaniu śmiercionośna – po prostu unieważnia pytanie, a zatem nie pozwala w nim trwać.

B. W pytaniu chodzi o mnie

Aby zadać o człowieka nowego pytanie od wewnątrz, czyli trwać w tym pytaniu, nie można sobie pozwolić na proste odpowiedzi. To zdanie przekłada się na inne: rzeczywistość nowego człowieka musi stale dotykać, być niepokojąca. Jeśli tak ma być, to pytanie nie może być w żadnym razie abstrakcyjne.

Nie pytam bowiem o człowieka w ogólności, nie interesuje mnie konstrukt myślowy tego rodzaju, że – gdyby ktoś się w niego wcielił – musiałby z konieczności zostać zbawiony.

Przeciwnie: pytam o człowieka nowego, czyli o to, kim ja osobiście – jako stawiający pytanie – już w pewnym stopniu jestem, kim się staję i kim będę. Pytanie to każdy stawia sam sobie samemu. Pytam ja o samego siebie. O swoje zbawienie.

Jeśli więc pytanie, które ja sam stawiam samemu sobie kwituję prostą odpowiedzią, unieważniam samego siebie.

C. Szansa

O prostych odpowiedziach powiedziałem, że są śmiercionośne, bo unieważniają pytającego. Ale one są. Wiemy też, że edukacja polega na uczeniu się takich formułek, nie są więc całkowicie bezużyteczne. To prawda. Zresztą nawet pomijając edukacyjny aspekt, można spożytkować różnego rodzaju adagia, by w pytaniu trwać.

W każdą odpowiedź wbudowane są dwa momenty, które dają szansę, by nie unieważnić przedmiotu pytania. Z jednej strony odpowiedź (nawet prosta) zawsze niesie ze sobą jakąś treść, która coś mówi o tym, czego pytanie dotyczy. Treść może pokazywać kierunek namysłu, choć jak widzieliśmy, jest to aspekt zewnętrzny. Treść odpowiedzi w pewnym sensie ubogaca nam rzeczywistość, o którą toczy się pytanie, ale o wzbogaconą rzeczywistość na nowo należy zadać pytanie. Po to, by wytrwać w pytaniu.

Z drugiej strony odpowiedź skądś się bierze. Jest na czymś ufundowana, tzn. kryje za sobą pewne założenia. Dopiero w świetle swych założeń odpowiedź może być dobrze zrozumiana.

Niestety – oczywiście w pewnym sensie „niestety” – widzenie odpowiedzi w świetle jej założeń relatywizuje tę odpowiedź. Owa ułomność jednak okazuje się błogosławiona, gdyż pozwala trwać w pytaniu nadal, a zarazem nie stać w miejscu. Jeśli każda odpowiedź ma założenia, swoje przed-rozumienie przedmiotu pytania, to posiada je także moja odpowiedź na pytanie o samego siebie. Naturalną koleją rzeczy jest więc po każdej odpowiedzi postawić pytanie jeszcze raz.

Poruszamy się tedy jak gdyby po kole (może po spirali). Odpowiedzi można stawiać zatem tak, by trwać w pytaniu; by rzecz, o którą pytamy, była nieustannie ważna. Poruszanie się po takim kole, to sposób bycia tego, kto stawia pytanie od wewnątrz.

Istnieje zapewne wiele sposobów trwania w pytaniu o nowego człowieka. Jestem jednak przekonany – i taka jest teza tego artykułu, którą postaram się uargumentować – że studiowanie jest właśnie takim sposobem trwania w pytaniu, a co za tym idzie, że jest sposobem stawania się nowym człowiekiem.

 2. Studiowanie

Studiowanie jest tu pomyślane inaczej niż potocznie.

Wprawdzie ważne jest gromadzenie wiedzy, ale nie to stanowi istotę studiowania. Ważna jest swoboda poruszania się po jakimś obszarze, np. po teologii. Ale dążenie do takiej swobody nie jest sednem studiowania. Najmniej w studiowaniu chodzi o umiejętność dyskusji z przeciwnikiem i sprawne (przekonywujące) argumentowanie na rzecz swojej sprawy (np. obrony chrześcijaństwa). Podobnie uzyskiwanie stopni naukowych, choć skądinąd ważne, nie jest do studiowania konieczne. Zaprzeczeniem studiowania jest takie uczenie się, które wbija w pychę i pozwala patrzeć z góry na innych. Zdobywanie wiedzy, która zamyka zdobywającego ją w getcie, nie jest studiowaniem.

Czym zatem studiowanie jest ?

Studiowanie jest procesem. Proces oznacza, że coś się dzieje z kimś (lub czymś). W studiowaniu dzieje się coś ze mną – studiującym. Studiując coś robię (np. czytam książkę, wnikam w myśl Nietzschego, itp.), a przez to, że to robię, coś dzieje się ze mną. Chodzi więc o to, że w procesie studiowania dzieję się ja sam. Studiowanie to proces, w którym sam studiujący się staje.

A. Patrzeć inaczej, na nowo

Studiując – jednak nie w znaczeniu potocznym – staję się kimś innym, kimś nowym. Na coś, co do tej pory uważałem za oczywiste, bezdyskusyjne, nieproblematyczne, zaczynam patrzeć inaczej. Z odmiennej perspektywy. Z innej perspektywy znaczy, że coś, co nie zwracało mojej uwagi, nie zajmowało mnie, zaczyna pojawiać się z innym sensem.

Podczas studiowania fragment, nad którym się zastanawiam, poczyna jawić się z nowym sensem. Na coś oczywistego zaczynam patrzeć jako na coś, co oczywiste być przestaje. O owo coś – co przestaje być oczywiste – trzeba zapytać. Jeśli można myśleć inaczej niż tak, jak do tej pory myślałem i wydawało mi się to normalne, to jak się rzeczy mają ? Coś, co przestało być oczywiste, zaczyna stać pod znakiem zapytania.

Podczas tego procesu zachodzi zmiana w studiującym: przestaje być pewien swoich przekonań, traci dotychczasowy sens, pojawia się inny sens. Studiujący zaczyna pytać o coś, co do tej pory było oczywiste. Zaczyna pytać. Aby uwyraźnić fakt, że to zmienia studiującego, powiemy: zaczyna trwać w pytaniu.

B. Otwartość, wrażliwość, wolność

W jakim znaczeniu stanięcie w pytaniu przemienia studiującego? Otóż przezwyciężając bezrefleksyjny punkt patrzenia, dostrzegając nowy sens, robię w sobie „miejsce” na jeszcze inne perspektywy, na jeszcze inne i nowe sensy. Staję się więc otwarty na nowe – jeszcze nieznane – możliwości rozumienia tego właśnie fragmentu rzeczywistości. A w konsekwencji staję się otwarty na ludzi, którzy ze sobą niosą te nowe możliwości. Otwartość, o której mowa przejawia się nie tylko w dopuszczeniu do siebie możliwości pojawienia się innych rozumień, ale nade wszystko w tym, że inne rozumienia stają się dla mnie ważne. Mówiąc metaforycznie: nasłuchuję nowych tłumaczeń, a ściślej – staję się wrażliwy na inne próby odpowiedzi.


Kwestionując swój pierwszy sposób patrzenia, zaczynając rozumieć inne sposoby myślenia, sam zaczynam inaczej rozumieć cząstkę świata. Już nie jedynie taką a taką właśnie, lecz taką, o której można powiedzieć to i zarazem (przy innym sposobie myślenia) tamto. Rozumiem przede wszystkim jak „tamto” w ogóle można pomyśleć.

Przestaję więc być niewolnikiem jednego opisu, nowe sensy świata przestają być zagrożeniem dla mojej egzystencji, a stają się szansą. A kto przestaje być niewolnikiem, staje się wolny. W procesie studiowania więc studiujący zaczyna być wolny (oczywiście nie od razu całkiem wolny – mówimy bowiem o procesie, o „wyzwalaniu”).

Podsumujmy: W procesie studiowania dzieje się sam studiujący. Podczas tego procesu staje się on kimś innym i kimś nowym. Przejawia się to w tym, że staje się bardziej otwarty na nowe spojrzenia, wrażliwszym na to, co inni myślą, staje się kimś bardziej wolnym.

3. Noc

Używamy tutaj słowa „nowy” w sformułowaniu „nowy człowiek”, na dwa sposoby.

Najpierw oznacza ono człowieka przebóstwionego, a później tego, kto przezwyciężył „stary” sposób patrzenia. Teza tego artykułu – mianowicie, że studiowanie jako trwanie w pytaniu jest jednym ze sposobów stawania się nowym człowiekiem – sprowadza się do tego, że jednym ze sposobów stawania się człowiekiem przebóstwionym jest stawanie się człowiekiem patrzącym na nowo.

Spróbuję teraz przedstawić formalną strukturę tego sposobu (a więc studiowania). Ktoś kto wstępuje na tę właśnie drogę nie musi koniecznie odczuwać poszczególnych „etapów”. Proces przecież dokonuje się niezależnie od namysłu nad samym procesem. Momenty, które wyróżnię, wprawdzie będą miały postać jakiegoś ciągu kolejnych kroków – jednak jasne jest, że momenty te mogą ze sobą współwystępować, przenikać się, wpływać wzajemnie na siebie.

Myślę jednak, że poszczególne momenty struktury można porównać z kolejnymi etapami drogi mistyków – zwłaszcza procesem wchodzenia w doświadczenie „nocy” wg św. Jana od Krzyża.

Jeśli więc studiowanie może wprowadzać studiującego w pewnego rodzaju „noc”, a z drugiej strony czyni go coraz bardziej otwartym, wrażliwym i wolnym, to teza tego artykułu jest słuszna: studiowanie to sposób stawania się nowym człowiekiem.

A. Droga

Jak zatem wygląda ta droga? Jak wygląda trwanie w pytaniu?

Najpierw przestaje się recytować, czyli odpowiadać prostymi sformułowaniami, nad których treścią nikt się nie zastanawia. Adagia są ważne, bo porządkują świat – wprowadzają ład. Ale robią to za dość wysoką cenę, gdyż po pierwsze, unieważniają przedmiot pytania, po drugie, każde twierdzenie zaprzeczające adagium jest dla porządku zagrożeniem – recytowanie więc zamyka nas w getcie.

Przestać recytować to pozwolić zabrzmieć innym odpowiedziom. Następnie zauważa się, że to, co oczywiste nie jest takie samo w sobie, lecz zbudowane jest na pewnych przed-sądach. A więc pyta się skąd nasze oczywiste nastawienia się wzięły, jakie założenia się za nimi kryją (czasem się mówi: w których z możliwych światów da się nasze twierdzenia w ogóle głosić ?). Aby dojrzeć jakiś przedmiot trzeba stać poza nim. Podobnie, aby zdać sobie sprawę z własnych założeń, trzeba wyjść poza nie. Trzeba je porzucić.

Porzucenie fundamentów własnego myślenia nie jest łatwe. Sam z siebie nikt zrobić tego chyba nie potrafi. Pomocą służyć musi drugi człowiek i to, co on myśli. Porzucenie własnych podstaw możliwe jest jedynie poprzez wniknięcie w myśl różną od mojej i poprzez wysiłek zrozumienia jej. Chodzi zatem o spojrzenie nie własnymi oczami.

Ten, kto trwa w pytaniu prowadzi dialog, ale nie krytykę lub polemikę (polemoz – wojna, bój, walka). Rozumie tego, kto udziela odmiennej odpowiedzi, czyli dociera do rzeczywistości, którą odpowiedź tego drugiego zamraża w słowach. Rozumie – to znaczy także, że rezygnuje z rozmaitych tarcz chroniących jego własne przekonania (ateizm rozmówcy, jego psychiczna choroba, seksualne zboczenia, itp.).

Wyjście poza i spojrzenie nie własnymi oczami sprawia, że pytający wchodzi w świat nie swój, przestaje być u siebie. Nowe miejsce nie jest już poukładane, nie jest łatwe do opanowania i wygodne do poruszania się w nim. Jest obce, pozbawione dotychczasowego sensu. Nowe miejsce można by wprawdzie znów „uporządkować”, nadać mu sens – a zatem nauczyć się nowych odpowiedzi na pamięć, ale byłoby to zaprzestanie trwania w pytaniu. Koniec studiowania.

B. Świat bez sensu

Aby trwać w pytaniu, trzeba zgodzić się na stałe przebywanie w „nowym miejscu”. Jest to stan permanentnego ogołocenia z własnego świata. Własnego świata w starym znaczeniu, jako uporządkowanego i wypełnionego sensem.

Razem z trwającym w pytaniu pojawia się jednak nowy świat. Jego nowy świat jest diametralnie różny. Bez ładu i sensu. Porządek i sens są zrelatywizowane do założeń różnych sposobów rozumienia rzeczy. Rozmaite porządki i sensy pojawiają się jedynie, by zasygnalizować siebie jako możliwości interpretacji rzeczywistości. Własny świat pytającego teraz jest światem, który nie pozwala człowiekowi przestać pytać. Studiujący nie może zatrzymać się w pół drogi. Drogę do nowego człowieka przechodzi się albo całą, albo się jej nie przechodzi wcale.

Nowy świat studiującego weryfikuje jego wiarę. Moment znalezienia się w obcym świecie, „skazanie” na stałe w nim trwanie, może napawać strachem, budzić poczucie pustki, a w konsekwencji powodować utratę wiary. Wiara może się okazać zbyt słaba, by żyć (żyć, bo przecież nie chodzi o to, by przetrwać) w nowym świecie.

Wraz z próbą zrozumienia tych, którzy o Bogu i świecie myślą inaczej, studiujący wchodzi w noc. Nie ma dla niej oparcia w świecie, do którego tak bardzo się przyzwyczailiśmy, a który został zakwestionowany. Śmiem jednak twierdzić, że może to być moment oczyszczenia z obrazów bałwochwalczych leżących gdzieś bardzo głęboko w naszej świadomości.

Chciałbym jednak z naciskiem podkreślić, że noc taka, wejście w obcy świat, a więc próba zrozumienia tych, którzy inaczej myślą, nie jest złem koniecznym. Ten, kto mówi: „dobrze, wejdę w nią, przetrwam, a potem będę brodził w światłości Pańskiej”, faktycznie trwa jeszcze w świecie prostych, recytowanych odpowiedzi.

Wejście w „obcy świat” jest szansą. Szansa jest czymś, czego nie należy jedynie przetrwać. Trzeba się jej poddać; pozwolić się jej ukształtować; faktycznie stać się człowiekiem nowym, przemienionym; otwartym, wrażliwym, wolnym; zrozumieć czym jest wiara we Wcielenie i Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. On bowiem przyjął na siebie człowieczeństwo, a więc każda dziedzina ludzkiej działalności nosi na sobie znamię Wcielenia i Zmartwychwstania.

Jeśli świat bez sensu kwestionuje wiarę studiującego, to znaczy, że jeszcze nie uwierzył on w Tajemnicę Jezusa z Nazaretu.

Tekst ukazał się w piśmie „Teofil” w numerze „Studiując w Kościele”. Autorem tekstu jest Łukasz Kołoczek.