Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

Nagrania kazań na Boże Ciało:

 

Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa?
 Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa?

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Życie nie polega na pożeraniu

 Krzysztof Kocjan OP

 Pwt 8, 2-3. 14b-16 • Ps 147 • 1 Kor 10, 16-17 • J 6, 51-58

Słyszałem kiedyś taką oto anegdotę: Matka opowiadała dziecku, skąd się bierze jedzenie: kurka daje jajka, krówka daje mleczko, a świnka daje mięsko. Mamusiu, pyta dziecko, a w jaki sposób świnka daje mięsko…?

Pytanie dziecka jest jak uderzenie obuchem w głowę. Matka, tak jak to bywa w bajkach, nadała zwierzętom cechy ludzkie, wpisała je w sieć uczuć i relacji. Ale dziecko kieruje swoją myśl na kawałek mięsa.

Słowa Pana Jezusa też są dla nas szokujące, bo kiedy mówi o swoim ciele, które jest pokarmem, w naszych myślach pojawia się jakaś rzeź. Aby to, co żyje, stało się pokarmem, musi być zabite. Przestaje być podmiotem relacji. Relacja się kończy, zostaję tylko ja. Zwykły pokarm jest martwy, dlatego nie może być źródłem życia. Przez pewien czas podtrzymuje jedynie to życie, które jest w nas.

Pan Jezus mówi, że jest pokarmem, który daje życie. Jego ciało jak każdy pokarm doświadczyło śmierci, ale właśnie w tym ciele objawiło się zwycięstwo życia. Dając nam swoje ciało, Chrystus ofiarowuje nam to życie. Jednak aby je przyjąć, muszę się zgodzić na to, że to On we mnie będzie źródłem życia, a nie ja.

To może wzbudzać lęk. Jeśli Jezus jest źródłem życia we mnie, jeśli to już nie ja żyję, a żyje we mnie Chrystus, to czy moja osoba przestaje być sobą?

Życie, które daje mi Jezus, nie tylko mi nie zagraża, ale jest mi niezbędne. Nie chodzi tu bowiem tylko o biologię, ale także o uczestnictwo w życiu Trójcy: Ja żyję przez Ojca, ten kto Mnie spożywa, będzie żyć przeze Mnie. Boże Życie nie polega na pożeraniu, ale na dawaniu, nie na niszczeniu, ale na afirmacji. Bóg chce mnie obdarzyć pełnią. Żebym mógł ją przyjąć, muszę zmienić paradygmat mojego życia – troszczyć się nie o to, co będę miał, ale czy będę umiał dawać.

 

Nie zapominaj o Panu, Bogu twoim
Nie zapominaj o Panu, Bogu twoim

Przedsmak

Jarosław Głodek OP

Pwt 8, 2-3. 14b-16 • Ps 147 • 1 Kor 10, 16-17 • J 6, 51-58

Między człowiekiem takim, jaki jest, a takim, jaki może się stać, jest różnica taka, jak między chlebem a eucharystią. Żyjemy na co dzień zwykłym życiem, zajęci własnymi sprawami, a przecież nie całkiem źli. Dajemy swój czas najbliższym, mozolnie budujemy nasze domy, rodziny. A jednak raz po raz budzi się w nas pragnienie, by dać z siebie więcej. By przestać się martwić o to, komu przypiszą zasługi, ale po prostu kochać i czynić dobro dla innych. Bo to przynosi radość. Dobro rozdane i życie oddane przynosi poczucie spełnienia i szczęście po prostu. Jeśli ktoś nie wierzy, to niech spróbuje.

Przekonanie o tym, że warto budować ludzkie więzi i oddawać siebie tym, których się kocha, jest przedmiotem wiary, ale takiej, która potwierdza samą siebie. Ta wiara daje w zamian przedsmak szczęścia, którego inaczej nigdy byśmy nie skosztowali ani nawet się nie spodziewali. Greckie prolepsis oznacza zapowiedź, która zawiera już to, co zapowiada. Jesteśmy chlebem, bo karmimy sobą tych, których kochamy. Ale stajemy się eucharystią, gdy ta miłość łączy się z Bożą miłością i gdy odkrywamy, że przez to dawanie się innym włączamy się w większe od nas Dawanie, że jesteśmy częścią Bożej miłości, która objawia się w nas i przez nas. Każdy okruch dobra w naszym życiu jest przedsmakiem większego dobra, jest zapowiedzią, która ma w sobie to, co zapowiada. Prolepsis to Boże „zakąseczki”, które nas karmią, zapowiadając ucztę.

Boże Ciało to nie tylko procesje i feretrony. To nie tylko wspominanie przeszłych wydarzeń. Inny grecki termin: anamnesis oznacza właśnie wspomnienie, ale takie, które uobecnia to, co się kiedyś wydarzyło. To, co było, staje się teraz, a to, co jest teraz, jest już tym, co będzie. Taka jest eucharystia: anamnesisprolepsis, to, co było, jest i będzie: w jednym kawałku.

Eucharystia to prawdziwe życie, które się staje i które się w nas rozwija. To życie jest darem, który pochodzi ze źródła prawdziwego Życia. Możemy czuć niedosyt, że Bóg postanowił być obecny pośród nas „tylko” w postaci Chleba i Wina. Mógł przecież jakoś wyraźniej, skuteczniej. A tu tylko Chleb. Ale tak jest dobrze. Bóg staje się częścią mojego życia i mojego ciała, nie zabierając mi mojego życia i mojego ciała. Przemienia mnie od środka, sprawiając, że sam mogę stawać się eucharystią.

 

Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba

Za was i dla was

Cyprian Klahs OP

Pwt 8, 2-3. 14b-16 • Ps 147 • 1 Kor 10, 16-17 • J 6, 51-58

Podobno w średniowieczu mnisi z Cluny, przystępując do komunii świętej, zdejmowali buty – jak Mojżesz zbliżający się do Krzewu Gorejącego, do Najświętszego.
Zdumiewająca jest ludzka zdolność oswajania tego, co niezwykłe. Bo przecież dla nas Eucharystia, komunia święta, jest czymś zwyczajnym, a przez to może nieraz zbyt mało cenionym. Zdarzało mi się spotkać ludzi, którzy z powodu poplątanego życia nie mogą przyjmować Eucharystii – niektórzy z nich mają jednak tak wielkie pragnienie komunii, jakiego nie spotyka się u większości praktykujących katolików.

Uroczyste świętowanie Bożego Ciała ma swój początek w widzeniach św. Juliany z Liège i zostało wprowadzone najpierw w diecezji Liège, ale wkrótce rozszerzono je na cały Kościół. Przyczynił się do tego cud, który miał miejsce w Bolsenie niedaleko Orvieto: podczas mszy świętej, którą sprawował ksiądz wątpiący w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, uniesiona przez niego hostia zaczęła krwawić, co przekonało niedowiarka księdza i wielu innych – dawniej i dziś.

Różne były losy tej uroczystości i różne przypisywano jej znaczenia: wyznanie wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie; uświęcenie miast i wsi; błogosławieństwo pól, uproszenie dobrej pogody i urodzaju. U nas w czasach PRL-u można było nieraz usłyszeć – a i dzisiaj jeszcze można – że podczas procesji Bożego Ciała mamy „zamanifestować naszą wiarę” (cokolwiek to znaczy).

Ostatecznie jest to święto Eucharystii. W moim jej przeżywaniu ostatnio na pierwszy plan wysuwają się dwie myśli. Pierwsza dotyczy kruchości. Kiedy łamię hostię nad ołtarzem, często myślę o tej kruchości i o tym, że Jezus właśnie tak chce do nas przychodzić. „Bierzcie i jedzcie, to jest moje Ciało za was wydane”. Za was i dla was. Możecie z nim zrobić, co chcecie. Możecie nim wzgardzić, zlekceważyć je, okazać mu obojętność. Możecie je z miłością przyjąć, wziąć do siebie i patrzeć, jak w was rośnie, i rosnąć razem z nim.

Druga myśl, zaczerpnięta od Jana Pawła II, dotyczy komunii. Zachwyciło mnie spostrzeżenie papieża, że w komunii nie tylko każdy z nas przyjmuje Chrystusa (to dla nas dość oczywiste), ale też Chrystus przyjmuje każdego z nas! Chrystus przystępuje do komunii, by mnie przyjąć. To dla mnie jest rzeczywiście wielkie święto!