My sami nie wiemy, czym jest czas, więc czegóż wymagać od zwierząt? One i tak potrafią wiele.
Z Andrzejem Kłosińskim, behawiorystą, rozmawia Radosław Nawrot
Pamięta pan niedźwiadka polarnego Knuta z berlińskiego zoo, który stał się ulubieńcem odwiedzających? Matka przestała się nim opiekować i jej miejsce zajęli ludzie.
– Naturalnie, pamiętam.
Knut jednak zdechł. Okazało się, że miał wrodzoną wadę, o której być może wiedziała jego matka i dlatego go porzuciła. Ludzie się nim zajęli, gdyż w naszym świecie opieka nad słabszymi to wyznacznik empatii. Czy to znaczy, że zwierzętom jej brak?
W żadnym razie. Zwierzęta również mają neurony lustrzane odpowiedzialne w mózgu za empatię. Od wielu lat mamy możliwość badania procesów mózgowych. Można je śledzić na przykład za pomocą tomografii komputerowej, by stwierdzić, które struktury mózgu pracują podczas działania różnych bodźców.
To pozwala nam jednoznacznie stwierdzić, że zwierzęta posługują się emocjami. Odczuwają strach, podniecenie, radość, smutek, mają zachowania związane z opieką nad potomstwem, lubią coś albo nie lubią.
Przeczytaj omówienie czerwcowego numeru W drodze
Tak jak my?
Od lat czterdziestych do końca lat siedemdziesiątych w psychologii dominował nurt stawiający wyraźną granicę między emocjami ludzkimi i zwierzęcymi. Dzisiaj patrzymy już na to inaczej. Przy czym problem z oceną zwierzęcej emocjonalności będziemy mieli zawsze. Możemy ustalić, jak zwierzęta reagują, ale nie wiemy, o czym myślą.
Co ma pan na myśli, mówiąc: „myślą”?
Zwierzęta z pewnością nie myślą w taki sposób jak my, ale mogą to robić poprzez operacje poznawcze. Potrafią tworzyć proste pojęcia naturalne, czego dowodzą eksperymenty. Na ich podstawie wiemy, że wiele zwierząt umie w swym mózgu stworzyć np. pojęcie człowieka, a następnie go rozpoznawać w różnych okolicznościach.
Inne eksperymenty wskazują na to, że gdy schowamy psu piłkę, którą się bawił, on będzie wiedział, że piłka gdzieś jest, tylko że jej nie widzi. Ma jednak wytworzone jej pojęcie w głowie, jej reprezentację poznawczą.
Myślenie abstrakcyjne?
Nie, to nie jest myślenie abstrakcyjne. To raczej bardzo podstawowe operacje na konkretnych receptorach poznawczych. My też tworzymy reprezentacje poznawcze przedmiotów. Jeśli na pańskich oczach schowam długopis, który przed chwilą miałem w ręku, to pan także będzie wiedział, jak on wygląda, bo ma pan w umyśle reprezentację mojego długopisu, choć nie widzi go pan w tej chwili.
Historia Knuta wydaje się jednak okrutna. Czy właśnie takie zachowanie mamy na myśli, mówiąc o kimś, że „zachowuje się jak zwierzę”?
Zwierzęta mają rozwinięty podstawowy zestaw emocji, takich jak radość, złość, strach. One są wspólne z nami. Wiemy to dzięki Josephowi LeDouxowi i badaniom, które wykonał w 1995 roku. Wykazał on, że układy mózgu wywołujące reakcje strachu u ludzi i u zwierząt są podobne.
U ssaków, a także u ptaków istnieje coś, co nazywamy emocjonalnym systemem opieki, który jest niczym innym jak przystosowaniem ewolucyjnym. Prowadzi on do tego, że zwierzęta przeżywają pozytywne emocje związane z opieką nad potomstwem. Noworodki i dzieci zwierząt mają pewne cechy, na przykład stosunkowo dużą głowę czy nieporadne ruchy, które – jak się okazuje – wyzwalają przyjemne emocje i prowokują do opieki.
U ludzi jest podobnie. Małe dzieci też mają nieproporcjonalnie duże głowy i oczy.
Proszę zwrócić uwagę na to, że maskotki czy kreskówki tworzy się na tej samej zasadzie. Ten system opieki wyewoluował u wszystkich ssaków właśnie po to, by matka nie opuszczała dzieci, by czuła z nimi więź opartą na przeżywaniu pozytywnych emocji.
Tylko u ssaków?
Także u ptaków, choć nie w takim nasileniu, co jest poniekąd logiczne. Ale na przykład żaba składa skrzek do wody i nie opiekuje się nim więcej, więc u niej prowokowanie opieki byłoby zbędne.
Ssaki natomiast inwestują sporo czasu i energii w swoje dzieci. Mają ich mniej niż inne grupy zwierząt, np. gady, płazy czy ryby, za to troszczą się o nie bardziej. Emocjonalny system opieki nad dziećmi jest zatem u nich szalenie ważny, właściwie kluczowy dla przetrwania. Jest on sterowany mózgowo i hormonalnie, na przykład wydziela się wtedy oksytocyna. Samica ssaka, która pierwszy raz w życiu rodzi, jest zalewana przyjemnymi uczuciami.
To bardzo silne uczucie.
Bardzo. Pańska teoria, że matka Knuta porzuciła go, by nie wkładać energii w wychowanie chorego potomstwa, niekoniecznie musi być prawdziwa. Owszem – to, co u ludzi jest moralnie naganne i budzi niesmak, u zwierząt jest przystosowawcze, gdyż pozwala im łatwiej przetrwać. Jednak nie ma przekonujących dowodów na to, że samice zwierząt potrafią wyczuć chorobę czy upośledzenie swego dziecka. Nie ma też żadnych dowodów na to, że tak właśnie było w wypadku niedźwiadka Knuta.
Pomówienia?
Być może. Niewykluczone, że powodem porzucenia było coś zupełnie innego. Niekiedy matki zwierząt porzucają swe dzieci ze strachu. Kotki potrafią zostawić kocięta, by ratować własne bezpieczeństwo. Z drugiej strony – zwierzęta wielokrotnie stają w obronie swoich dzieci, często bohatersko, według naszych ludzkich ocen, by wspomnieć chociażby samice dzika.
A zatem nie osądzajmy matki Knuta przedwcześnie jako okrutnej albo cynicznie potrafiącej przewidywać przyszłość czy stan zdrowia dziecka. W grę mógł wchodzić błąd. Takie błędy niekiedy się zdarzają, także u ludzi.
Powiada pan, że zachowania i – co za tym idzie – emocje zwierząt wykształcone w trakcie ich przystosowania do przetrwania są bardzo ważne?
Owszem. Czy wie pan, że zaobserwowano zwierzęta roślinożerne takie jak sarny, które w obliczu niestrawności potrafią zmienić swą dietę i żywić się jedynie roślinami, które działają przeciwzapalnie i łagodzą niestrawność?
Wybierają je świadomie?
I to jest dobre pytanie! My świadomie wybieramy rumianek albo szałwię, bo wiemy poprzez przekaz kulturowy, jakie jest ich działanie. Sarny działają instynktownie. Być może podobnie zachowała się matka Knuta.
Świadomość jest dostępna także zwierzętom?
Nie wiadomo, ale pamiętajmy o tym, że ludzki umysł zawsze będzie szukał sensu i wytłumaczeń przyczynowych. Zachowania zwierząt nie wzięły się znikąd, nie powstały tak sobie. Są logiczną konsekwencją ewolucji, prowadzącą do przetrwania. A zatem najczęściej sprowadzają się do tego, co zwiększa ich szanse na przeżycie – unikania zagrożeń, znalezienia pokarmu i wydania na świat potomstwa.
Świadomość to wyższy stopień rozwoju zdolności psychicznych. Oznacza np. zdolność uznania odrębności siebie i psychiki innego zwierzęcia. To także zdolność do tzw. teorii umysłu, czyli wyobrażenia sobie umysłu i myślenia drugiej istoty.
Test lustra przeprowadzany na wielu zwierzętach wskazywał na to, że mają taką świadomość. Mówimy o teście, podczas którego malowano na lustrzanym odbiciu twarzy kropkę i sprawdzano, czy zwierzę będzie starało się ją zdrapać czy usunąć. To by znaczyło, że ma świadomość swej odrębności z otoczeniem.
I zdrapywały?
Szympansy, delfiny czy słonie – tak. Robiły to też trzyletnie dzieci.
Młodsze nie?
Dwuletnie dziecko nie ma jeszcze samoświadomości. Trzeba jednak zaznaczyć, że badania te były krytykowane. Naukowcy uważają, że wysuwa się na ich podstawie zbyt daleko idące wnioski.
Co byłoby niezbitym dowodem na istnienie teorii umysłu innych zwierząt?
Oszukiwanie, robienie na złość. Są badania wskazujące na to, że niektóre zwierzęta potrafią oszukiwać.
Nie mówimy o zwykłej mimikrze, czyli upodabnianiu się do otoczenia jak u kameleonów?
Nie. Znane są sytuacje, kiedy pies, który nie miał kości, potrafił oszukać tego, który ją ma. Zaczynał mianowicie podbiegać do drzwi i szczekać, jakby ktoś nadchodził. Pies z kością porzucał ją, aby to sprawdzić, a wtedy nasz spryciarz wracał i przejmował kość.
W niedawnym badaniu psy potrafiły wprowadzać w błąd eksperymentatora, kiedy wiedziały, że po doprowadzeniu go do pudełka z kiełbaską człowiek ten zabierze im ulubiony przysmak, natomiast kiedy doprowadzą go do innego pudełka, po jakimś czasie przyjdzie opiekun zwierzęcia i da im ukrytą w pudełku kiełbaskę.
Klasyczny fortel.
Owszem, ale czy to dowód na dysponowanie teorią umysłu? Kanon Lloyda Morgana głosi bowiem, że jeżeli jakąś zdolność zwierzęcia możemy wyjaśnić, odnosząc się do procesu niższego rzędu, nie możemy uznawać jej za dowód procesu wyższego. Pies bez kości mógł po prostu zaobserwować zjawisko z drzwiami. Było to zatem warunkowanie instrumentalne – prosta forma uczenia się przez kojarzenie zachowania z jego konsekwencjami. Ponadto w eksperymentach z oszukiwaniem część psów potrafi uciec się do prostego oszustwa, ale część już nie.
Małpy używają innych krzyków ostrzegawczych, gdy zbliża się lampart, a innych, gdy nadlatuje ptak drapieżny. I niektóre małpy nauczyły się stosować zmyłkę w postaci krzyku ostrzegającego przed lampartem, aby wystraszyć inne i zabrać im pożywienie. Pojawia się to samo pytanie: Czy to świadomość umysłu innych członków grupy czy warunkowanie instrumentalne?
Czy zwierzęta śnią?
Badanie parametrów snu, takich jak aktywność mózgu, ruchy gałek ocznych, wskazuje na to, że tak. Więcej – ruchy łap psa podczas snu zdradzają, że najprawdopodobniej śni o bieganiu. Żadne ze zwierząt nie jest jednak w stanie przekazać nam szczegółów tego, co dzieje się w ich umyśle.
Skoro zestaw naszych podstawowych emocji i zachowań jest podobny, to co sprawia, że jesteśmy od zwierząt doskonalsi?
Jest kilka powodów. Pierwszym jest język werbalny, którym potrafimy się posługiwać, a który jest nieosiągalny dla zwierząt. Drugi powód, to wspomniana już wcześniej zdolność myślenia abstrakcyjnego. To ono sprawia, że widzimy w człowieku istotę moralną, co jest kategorią znajdującą się poza biologią.
Język to trampolina, dzięki której człowiek znajduje się wyżej na drabinie emocji?
Język to wręcz nieporównywalna różnica jakościowa także w wyrażaniu emocji. Zwierzęta nie są do tego zdolne, chociaż były próby uczenia języka małp człekokształtnych. Zwłaszcza szympansów, które mają z nami wspólne 99 procent genów. Jednakże nie mają aparatu mowy wykształconego tak jak człowiek…
Zatem języka migowego?
Tak, języka migowego albo obrazkowego. Małpy były w stanie wyrażać w ten sposób swoje potrzeby. Nigdy jednak nie posłużyły się składnią w takim stopniu, w jakim potrafi to robić trzyletnie dziecko. Nigdy też nie udało się doprowadzić u nich do takiego posługiwania się językiem, które mogłoby wskazywać na wyrażanie myśli czy opinii, poza zupełnie podstawowymi, takimi jak dobre/niedobre, chcę tego lub tamtego.
Nawiasem mówiąc, przez pierwsze trzy lata życia ludzkie dzieci w kwestii nauki języka są na podobnym poziomie jak szympansy. Potem jednak następuje gigantyczne przyspieszenie. Dziecko zaczyna się uczyć w zawrotnym tempie, poznaje słowa, składnię, znaczenia. Zwierzę zostaje daleko w tyle.
Język to nasza przewaga.
– Język werbalny to ludzki fenomen, a zarazem jakościowa przepaść dzieląca nas od zwierząt. One mają możliwość wyrażenia jedynie podstawowych emocji, na co zwracał już uwagę Karol Darwin.
Prawda, pisał o śmiejących się szympansach, a przecież śmiech wydawał się częścią zachowań kulturowych. Jane Goodall, słynna badaczka szympansów z Tanzanii, opisywała wiele ich zachowań podobnych do ludzkich, np. przytulanie się, poklepywanie, dodawanie otuchy, a nawet pocałunki.
Radość, smutek można okazywać na różne sposoby, język werbalny nie jest do tego potrzebny. My jednak jesteśmy w stanie odczuwać emocje znacznie bogatsze, zatem nie tylko sam smutek, ale nostalgię, melancholię, żal.
Przyszły mi na myśl słonie afrykańskie, które zbierają się gremialnie nad szczątkami swego zmarłego towarzysza, by okazywać smutek i poruszenie tym zdarzeniem. Więcej, Marc Bekoff opisywał zachowanie ptaków krukowatych, które na miejsce śmierci swego druha przynosiły podarunki.
Składały obok niego gałązki. Tak, to prawda.
Zapytam więc wprost: czy te zwierzęta przeżywały żałobę albo coś, co możemy do niej porównać?
Z odpowiedzią na to pytanie etologowie i behawioryści mają pewien kłopot. W szkole podstawowej uczyłem się, że ludzie tworzą kulturę, czyli pewien symboliczny świat, i w związku z jego znajomością potrafią się posługiwać symbolami. Po czym okazuje się, że zwierzęta też to potrafią.
Różnica sprowadza się do skali. My tworzymy kulturę, sztukę, budujemy domy, konstruujemy samochody, wkładamy na siebie ubrania, kupujemy kwiaty na urodziny – to są wszystko złożone zachowania. Zwierzęta robią to, ale w minimalnej formie.
Żałoba słoni czy ptaków zdradza jednak ich ewidentną emocjonalność i zdolność odczuwania utraty ważnych relacji społecznych.
Coś, co wykracza poza czystą biologię i zasadę, o której mówiliśmy, według której wszystko ma prowadzić do przetrwania?
Niekoniecznie. Takie zachowania jak żałoba czy smutek po stracie kogoś także do tego prowadzą.
Jakim cudem?
– Budują więzi, a one są bardzo ważne w przetrwaniu. U ssaków wykształcił się komplementarny system paniki, który obserwujemy zresztą także u ludzi. Ma on prowadzić do tego, by dziecko nie oddalało się zbytnio od matki. Gdy mały kociak się zgubi, przeżywa bardzo głęboki ból separacyjny. Właśnie ten ból sprawia, że zaczyna piszczeć i nawoływać matkę. Co więcej, pamięć o tym bólu powoduje, że pilnuje się, by ponownie się nie oddalić. System paniki razem z komplementarnym systemem opieki umożliwia zatem tworzenie więzi, a te służą przetrwaniu, bo zwiększają bezpieczeństwo dziecka.
Niedawno zmarły amerykański neurobiolog Jaak Panksepp odkrył, że ośrodki odpowiadające w mózgu za ból separacyjny znajdują się bardzo blisko miejsc, które odpowiedzialne są za ból fizyczny.
Dlatego strata tak boli?
Dlatego. I proszę zwrócić uwagę na to, że często po stracie kogoś mówi się właśnie o bólu. To nie tylko ból przenośny, ale wręcz dosłowny i fizyczny. Taki ból każda istota chce ukoić. Tak robią ludzie, ale podobnie postępują też zwierzęta. One również odczuwają ból z powodu straty więzi z kimś.
Porozmawiajmy o zmysłach: echolokacja nietoperza, wzrok sokoła, słuch sowy – jak doskonałe muszą być ich mózgi, by analizować tak precyzyjne dane…
Mało tego, niektóre zwierzęta przewyższają nas tysiące razy, jeśli chodzi o zdolność zapamiętywania.
Doprawdy?
Oczywiście. Orzechówka podczas obfitości pokarmu latem i jesienią potrafi schować pożywienie w tysiącach kryjówek, po czym bez trudu je odnajduje, i to zimą, gdy zmienia się krajobraz.
Bociany wracają do Polski po zimie i bez pudła trafiają do gniazda. Też posługują się tą lepszą od nas zdolnością zapamiętywania?
Amerykanin Marc Hauser opisywał to jako mental tools – narzędzia umysłowe. A zatem, choć trudno porównywać inteligencję naszą i ptaków, to jednak specjalizacja w zdolnościach sprawia, że pod wieloma względami zwierzęta zdobywają nad nami przewagę. Migrujące ptaki tworzą z pewnością rodzaj mapy, którą zapamiętują, a do nawigacji wykorzystują cały zestaw zdolności, jak zmysł magnetyczny, umiejętność widzenia polaryzacji światła, posługiwanie się kompasem słonecznym, orientowanie się na podstawie położenia gwiazd czy kierowanie się zapachem (tzw. mapy węchowe).
Pod tym względem człowiek zagubiony na środku oceanu bez kompasu, radia, nawigacji satelitarnej lub „starożytnego” sekstansu, a także bez przeszkolenia w używaniu tych urządzeń, jest bezradny jak dziecko. O tych i innych fascynujących zdolnościach zwierząt można przeczytać w niedawno wydanej książce Tajemnice umysłów zwierząt autorstwa Clive’a Wynne’a i Monique Udell.
A co z inteligencją?
Inteligencją nazywamy zestaw różnych zdolności umysłowych, u ludzi także lingwistycznych, matematycznych, ruchowych (np. zdolność do nauki tańca), które pozwalają łatwiej adaptować się do otoczenia przez rozwiązywanie problemów.
Mówiąc o jakimś zwierzęciu, że jest inteligentne, musimy zdawać sobie sprawę, o jakie zdolności chodzi. Pies wyszukujący ukryty smakołyk robi to, ponieważ jest to jego instynktowne zachowanie, kiedy natomiast zapamiętuje nazwy zabawek i na polecenie przynosi je po kolei, to przejaw inteligencji.
Zwykle, kiedy mówimy o inteligencji psa, mamy na myśli to, że łatwo się uczy lub szybko zapamiętuje różne rzeczy lub sytuacje i potrafi to wykorzystać. Dla psa rasy beagle o nadzwyczajnym węchu odnalezienie ukrytego zapachu będzie działaniem instynktownym, choć już wykorzystanie tej umiejętności do znalezienia drogi do domu można uznać za działanie inteligentne…
Jeśli więc mówimy: „jaki mądry ten policyjny pies, skoro znalazł trop”, to…
…to nie mamy racji. To instynkt, nie inteligencja. Ale jego umiejętność współpracy z policjantem i zapamiętywanie, co po kolei ma robić, to już inteligencja.
Czy zatem zwierzęta rozumieją, co robią?
Co to znaczy „rozumieć”? Rozróżniają naturalne pojęcia i działania, ale nie rozumieją ich abstrakcyjnych znaczeń. Jeżeli ja powiem, że wyjeżdżam za dwa dni, to wiem, co to znaczy. Dla psa rozumienie czasu w taki sposób nie istnieje. Jednak kiedy wkładam buty i kurtkę, to on wie, że niebawem wychodzę. Na podstawie skojarzeń będzie wiedział, że pewne rzeczy lub zdarzenia zapowiadają inne, bo zapamięta, z jakim wyprzedzeniem tę kurtkę i te buty wkładam. Zwierzęta są mistrzami skojarzeń, także dlatego, że nie posługują się językiem, który zastępuje nam wiele innych sposobów wyrażania pojęć i emocji.
Zresztą my sami przecież do końca nie wiemy, czym jest czas, więc czegóż wymagać od zwierząt? One i tak potrafią wiele. Doświadczenia wskazują na to, że zwierzęta na podstawie obserwacji np. wiedzą, że spakowana walizka oznacza „dłużej”, a mały plecak to „krócej”.
Wciąż mało wiemy o emocjonalności zwierząt.
Mało, ale coraz więcej. I wraz z tą wiedzą zmienia się na szczęście nasz stosunek do zwierząt.
Wywiad ukazał się w miesięczniku „W drodze” 6/2017. Tytuł i lead od redakcji Dominikanie.pl.
Andrzej Kłosiński – behawiorysta i psycholog zwierzęcy, dyrektor COAPE Polska, organizacji kształcącej behawiorystów zwierzęcych, trenerów, lekarzy weterynarii, profesjonalnych opiekunów zwierząt.