Nie byliśmy zadowoleni z tego, że wygrał. Ale byliśmy bardzo zadowoleni z tego, że Hillary Clinton przegrała.

Ojciec Jarosław Kupczak rozmawia z amerykańskim dominikaninem Timothy Bellamahem
Jarosław Kupczak OP: – Dominikański dom studiów w Waszyngtonie, gdzie mieszkasz, jest obecnie jednym z największych i najbardziej dynamicznych klasztorów dominikańskich na świecie. Jest także intelektualnym centrum dominikańskiego życia na wschodnim wybrzeżu USA. Jak waszyngtońscy dominikanie głosowali w ostatnich wyborach prezydenckich?

Timothy Bellamah OP: – Wątpię, żeby ktokolwiek z dominikanów głosował na Trumpa podczas pierwszych wyborów, kiedy republikanie wyłaniali swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Większość z nas była niezadowolona z faktu, że żaden republikanin nie był w stanie go pokonać i że właśnie Trump został republikańską alternatywą wobec Hillary Clinton – demokratycznego kontr-kandydata.

Z drugiej strony, zdecydowana większość dominikanów była zadowolona z tego, że Trump wygrał; nie dlatego, że cenimy Trumpa, ale dlatego, że uważaliśmy Hillary Clinton za zdecydowanie gorszy wybór. Innymi słowy, nie byliśmy zadowoleni z tego, że Trump wygrał, ale byliśmy bardzo zadowoleni z tego, że Hillary przegrała.

Jeszcze kilka dekad temu w Stanach Zjednoczonych większość katolików głosowała na demokratów. Mówiło się, że kościoły katolickie w niedzielę to Partia Demokratyczna na modlitwie, a kościoły protestanckie to republikanie na modlitwie. Obecnie coraz więcej katolików głosuje na republikanów. W czasie ostatnich wyborów 52 procent amerykańskich katolików głosowało na Trumpa. Co się stało?

Główne powody tej zmiany dotyczą bardziej polityki społecznej niż ekonomii czy polityki zagranicznej. Tak jak Barack Obama, Hillary Clinton zapowiadała otwarcie, że podczas swojej prezydentury poprze radykalne postulaty ruchu feministycznego i organizacji LGTB. Wiele z tych postulatów sprawi, że zarówno poszczególni katolicy jak i katolickie organizacje będą musiały wybierać pomiędzy naruszeniem swojego sumienia albo akceptacją rujnujących konsekwencji prawnych. Kilka miesięcy temu, podczas konferencji w dominikańskim domu studiów, sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego Samuel Alito wprost ostrzegł nas o bliskich perspektywach prawnego prześladowania Kościoła katolickiego.

Fakt, że prezydent Trump odmówił poparcia dla kandydata do Sądu Najwyższego, który był wybrany przez Baraka Obamę, Merricka Garlanda i zaproponował innego sędziego, Neila Gorsucha, już zmienił sytuację. Być może, zarówno Kościół katolicki, jak też wiele protestanckich i żydowskich organizacji, zyskali trochę czasu.

Twoje stwierdzenie o bliskiej perspektywie prawnego prześladowania Kościoła katolickiego brzmi bardzo ostro. Czy możesz podać jakieś przykłady?

Tak, to rozpoczęło się już za prezydentury Baracka Obamy. Przeprowadzona przez Obamę reforma systemu ubezpieczeń medycznych sprawiła, że różnego rodzaju instytucje musiały wykupić ubezpieczenie medyczne dla swoich pracowników, które obejmowało także podpisanie umowy na wykonywanie niemoralnych procedur, jak aborcja. Oczywiście, taka decyzja sprawiła, że katolickie szpitale, domy opieki, żłobki, przedszkola, szkoły stanęły przed poważną alternatywą: być posłusznym prawu czy własnemu sumieniu. Cały szereg katolickich instytucji podało to rozporządzenie Obamy do sądu; proces sądowy nadal jest w toku. Liczymy, że wygramy ten proces, ponieważ prawo do wolności religijnej jest nadal mocnym fundamentem kultury amerykańskiej.

Innym rozporządzeniem Obamy było, że w różnego rodzaju instytucjach można używać toalet, miejsc przebierania się i łazienek niezgodnie ze swoją płcią stwierdzoną w akcie urodzenia, ale zgodnie ze swoją tożsamością płciową. Dodatkową rekomendacją było, aby urządzać osobne toalety i łazienki dla osób, które określają siebie jako trans-genderowe.

Taka polityka społeczna oczywiście podważa wprost naukę Kościoła katolickiego o płci oraz w imię politycznej poprawności stwarza cały szereg nowych zagrożeń i problemów. Podobnie, nauczyciele w szkole byliby zobowiązani do zwracania się do uczniów w szkole nie zgodnie z ich płcią biologiczną, ale zgodnie z ich własną definicją, kim się czują. Chłopcy mieliby możliwość uczestniczenia w zajęciach dla dziewcząt, korzystania z ich szatni, łazienek i miejsc przebierania się – i odwrotnie. Odmowa takiego zwracania się do dzieci i młodzieży zgodnie z ich własną auto-definicją oraz traktowania ich tak, jak się czują, byłaby karana wysokimi karami.

Oczywiście, dla katolików takie radykalne i szaleńcze rozwiązania polityki społecznej są bezpośrednim naruszeniem wolności ich sumienia, uderzają w to, co Kościół uczy o płci.

A więc, to strach przed radykalnymi eksperymentami społecznymi sprawił, że amerykańscy katolicy nie chcieli głosować na demokratów?

Tak. Jeszcze jednym powodem, dla którego katolicy w moim kraju nie zagłosowali na demokratów była sytuacja w Sądzie Najwyższym. Jak wiesz, członkowie Sądu Najwyższego są proponowani przez Prezydenta i zatwierdzani przez obie izby Kongresu: Senat i Izbę Reprezentantów. W ciągu ostatnich 20-30 lat ten proces podlegał coraz dalej idącej polityzacji. W czasie wyborów prezydenckich było jedno wolne miejsce w Sądzie Najwyższym po śmierci sędziego Antonina Scolia. Do jego śmierci konserwatyści i liberałowie w Sądzie Najwyższym, zależnie oczywiście od rodzaju podejmowanych spraw, znajdowali się w pewnej równowadze. Teraz mamy bardzo dużo do stracenia.

O co chodzi? Co amerykańscy katolicy mogą stracić?

Najważniejszą sprawą jest aborcja, która jest potężną raną w naszym społeczeństwie. Aborcja jest dozwolona praktycznie w całym okresie ciąży; w ciągu każdego roku mamy około miliona aborcji. Nie możemy oczekiwać, że Sąd Najwyższy ogłosi, że aborcja jest zabójstwem i że grożą za nią określone kary tak jak za każde zabójstwo…

Dlaczego?

Ponieważ to nie jest rola Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy ma za zadanie jedynie dokonywać osądu, czy dane prawo jest zgodne z Konstytucją Stanów Zjednoczonych i z dotychczasowymi decyzjami prawnymi. To, co jednak może się zdarzyć i na co liczą amerykańscy katolicy: to odwołanie decyzji Sądu Najwyższego z 1973 roku, Roe versus Wade, która sprawiła, że wszelka legislacja ograniczająca aborcję została uznana za niekonstytucyjną, ponieważ uderzała w coś, co lekkomyślnie nazwano „prawem do prywatności” (right to privacy). Odwołanie tej kontrowersyjnej decyzji, opartej na bardzo chwiejnej argumentacji prawnej, nie oznaczałoby, że automatycznie aborcja stanie się nielegalna. Oznaczałoby jednak powrót kwestii aborcji do debaty w poszczególnych stanach, czyli przywrócenie tej niebywale kontrowersyjnej i dzielącej społeczeństwo kwestii procesowi demokratycznemu.

Równie kontrowersyjną decyzją jest uznanie przez Sąd Najwyższy związku homoseksualnego za małżeństwo?

Tak, Sąd Najwyższy wypowiedział się na ten temat latem 2015 roku. Homoseksualne „małżeństwo” w gruncie rzeczy zostało uznane w prawie amerykańskim. W Stanach Zjednoczonych cała debata na temat homoseksualizmu została sformułowana w kategoriach praw człowieka. A więc każdy, kto nie uznaje praw związku homoseksualnego do nazwania się małżeństwem jest kimś w rodzaju rasisty, czyli człowieka, który obraża kogoś ze względu na kolor jego skóry czy pochodzenie.

Czy takie decyzje prawne niosą zagrożenie dla Kościoła katolickiego?

Zdecydowanie tak. Mieliśmy już takie sytuacje, kiedy katoliccy cukiernicy byli podani do sądu za odmowę wykonania tortu weselnego na wesele pary homoseksualnej. Niestety, z powodów, które wskazałem powyżej, sądy zasądzają bardzo wysokie kary za takie zachowanie.

Jest również bardzo możliwe, że katolickie parafie, które mają sale weselne na swoim terenie, będą zmuszane do tego, żeby wypożyczać je również na wesela par homoseksualnych. Jeśli tego nie będą robić, będą podawane do sądu i niestety jest bardzo prawdopodobne, że będzie to osądzane przez sąd jako dyskryminacja osób homoseksualnych, analogiczna do dyskryminacji ze względu na kolor skóry.

To nie jest bardzo optymistyczna perspektywa.

Nie jest. Musimy jednak pamiętać, że ostatecznie obecna rewolucja homoseksualna to ciąg dalszy rewolucji seksualnej, która w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się pół wieku temu. Kiedy w kulturze amerykańskiej zaakceptowano antykoncepcję i kiedy został rozcięty związek pomiędzy seksualnością i posiadaniem dzieci, naturą mężczyzny i kobiety a normą moralną, droga do powszechnej akceptacji dla związków homoseksualnych została otwarta.

Innymi słowy, za powszechną akceptację homoseksualizmu odpowiada mentalność antykoncepcyjna, co warto podkreślić: rozpowszechniana również przez wielu teologów katolickich. Dzisiaj każda krytyka homoseksualności uznawana jest za przeciwstawianie się ludzkiej wolności, godności i prawom człowieka.

Nic optymistycznego na koniec?

Musimy pamiętać, że klimat polityczny i kulturowy może zmienić się bardzo szybko. Wystarczy 20-30 lat, żeby większość społeczeństwa zaczęła myśleć inaczej. Przecież jeszcze za prezydentury Ronalda Reagana nikt nie przypuszczał, że możliwa jest prawna legalizacja związków homoseksualnych.

W Kościele katolickim w moim kraju, także w prowincjach dominikańskich, mamy obecnie do czynienia z dużym ożywieniem religijnym, które widać w różnych dziedzinach życia Kościoła, także w ilości i jakości powołań kapłańskich i zakonnych. Niemniej, myślę, że amerykańscy chrześcijanie powinni poważnie przygotować się na możliwość prześladowania i cierpienia za swoją wiarę, tak jak do niedawna cierpieli chrześcijanie w krajach komunistycznych.

Ostatecznie, ludzka historia należy do Chrystusa – Alfy i Omegi, Pana wszystkiego, co wydarza się w czasie. Poprzez wydarzenia ludzkiej historii Zbawiciel troszczy się o swój Kościół i swoich wybranych. Chodzi o pełne wiary patrzenie na historię i na to, co wydarza się wokół nas.

Ojciec Timothy Bellamah OP (ur. 1960) – dominikanin, członek amerykańskiej prowincji św. Józefa, profesor teologii dogmatycznej w dominikańskim domu studiów w Waszyngtonie. Jest także członkiem Komisji Leonina zajmującej się krytyczną edycją dzieł św. Tomasza z Akwinu oraz naczelnym redaktorem prestiżowego czasopisma „The Thomist”. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1998 roku. Przed wstąpieniem do zakonu pracował jako makler.

fot. fickr.com / Nic McPhee