Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.
Nagrania kazań na niedzielę:
Dziel swój chleb z głodnym
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Miłość bliźniego drogą do Boga
Wojciech Surówka OP
Iz 58, 7-10 • Ps 112 • 1 Kor 2, 1-5 • Mt 5, 13-16
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że istnieje związek między miłością Boga i miłością człowieka. Nie można kochać Boga, którego nie widzimy, jeśli nie kochamy człowieka, którego widzimy. Istnieją przynajmniej trzy warianty wzajemnej relacji tych dwóch miłości.
Po pierwsze, miłość Boża przynagla nas, byśmy kochali bliźniego. Doskonale to widać na przykładzie św. Pawła, którego fragment Listu do Koryntian dzisiaj czytamy. Prześladowca Kościoła, ten, który zgadzał się na więzienie, a nawet śmierć chrześcijan, nagle, po spotkaniu z Chrystusem, poświęcił całe swoje życie służeniu tym ludziom. Stanął przed nimi „w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem”. Miłość Boża jest motorem naszego służenia innym.
Po drugie, okazywanie chrześcijańskiej miłości może być narzędziem ewangelizacji. We fragmencie Ewangelii według św. Mateusza Jezus stawia przed chrześcijańską wspólnotą trudne zadanie. Mamy być solą ziemi i światłem świata. Chrześcijanie mają świecić nie po to, by inni ich chwalili, ale „aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. Życie chrześcijan ma być w jakimś sensie „dowodem” na istnienie Boga.
I wreszcie po trzecie, miłość bliźniego otwiera moje oczy na Boga. Papież Benedykt XVI tak pisał o tej perspektywie w swojej pierwszej encyklice: „Miłość bliźniego jest drogą do spotkania również Boga, a zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka ślepym również na Boga”. O tej perspektywie często zapominamy. Odkryła ją kiedyś dla siebie św. Teresa z Lisieux. Kiedy przeżywała ciemną noc wiary, otworzyła Biblię i wzrok jej padł na fragment z Księgi proroka Izajasza, który dziś czytamy: „Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza”. Kiedy gaśnie lampa wiary, możemy zapalić lampę miłości bliźniego i w ten sposób odnaleźć drogę do Boga.
Twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem
Dziurawy koszyk
Norbert Kuczko OP
Iz 58, 7-10 • Ps 112 • 1 Kor 2, 1-5 • Mt 5, 13-16
Jedna z historii o mnichach egipskich z IV wieku opowiada o tym, że pewien brat w Sketis zgrzeszył. Zwołano więc zebranie i posłano także po abbę Mojżesza, ale nie chciał przyjść. Ponownie kapłan skierował do niego wezwanie: „Przyjdź, bo cały lud na ciebie czeka”. Wstał więc i poszedł, ale wziął dziurawy koszyk, napełnił go piaskiem i poniósł na plecach. Ci, którzy wyszli na jego spotkanie, zapytali go: „Ojcze, co to znaczy?” Starzec im odpowiedział: „Moje grzechy sypią mi się za plecami, ale ja ich nie widzę, a przychodzę dzisiaj sądzić cudze winy”. Kiedy to usłyszeli, nic już nie powiedzieli tamtemu bratu, ale mu przebaczyli.
Dosyć często można usłyszeć wypowiedziane wprost lub subtelnie zawoalowane twierdzenie, że jeśli w końcu ci „inni” się zmienią, nawrócą, zrozumieją swój błąd – świat będzie lepszy. Prorok Izajasz natomiast wskazuje, że droga do Światła zaczyna się tam, gdzie przestajemy grozić palcem (w starożytności ten gest był tożsamy z formalnym oskarżeniem), tam, gdzie usuwamy swoje jarzmo i rozdajemy miłosierdzie. Światło zaczyna jaśnieć tam, gdzie stajemy w prawdzie o swoim życiu i dobro w sobie nazywamy dobrem, a grzech grzechem. Niby oczywiste, a jednak nie zawsze. Nawrócenie zaczyna się od „JA”, a nie od „TY”. Ten prosty wniosek wyznacza nową jakość, nadaje nowy smak. Dlatego wspólnie ze św. Pawłem możemy dostrzec, że w byciu chrześcijaninem nie chodzi o to, żeby błyszczeć słowami, żonglować argumentami, ale żeby najpierw dawać świadectwo o tym, iż rzeczywiście moc w słabości się doskonali. Jesteśmy solą ziemi i światłem świata, kiedy stajemy się bardziej ludzcy dla siebie i dla innych.
Sól to bardzo specyficzna przyprawa, ponieważ nie tyle nadaje czemuś słony smak, ile wydobywa właściwy smak danej potrawy. Jedzenie bez soli jest mdłe, nie ma smaku, ale przesolone również jest niestrawne. We chrzcie zostaliśmy posoleni Duchem Świętym. On to właśnie potrafi wydobyć właściwe proporcje i nadać życiu najlepszy smak, którym jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność.
Nasze światło nie ma być kolejnym neonem przydrożnej reklamy. Ma być takim światłem, które innym nie pozwala stracić nadziei, kiedy wokół jest całkiem ciemno.
Jeśli chcesz być solą ziemi i światłem dla innych, wołaj codziennie o Ducha Świętego, a idąc na spotkanie z drugim człowiekiem, nie zapomnij o swoim dziurawym koszyku na plecach.
Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić?
Światło przed ludźmi
Jan A. Kłoczowski OP
Iz 58, 7-10 • Ps 112 • 1 Kor 2, 1-5 • Mt 5, 13-16
W dzisiejszej liturgii czytamy bardzo zobowiązujące słowa, wypowiedziane przez Jezusa w Kazaniu na Górze. Oznaczają najpierw wezwanie do tego, aby uczniowie Jezusa sami byli świetliści. Cóż to oznacza – czyżbyśmy sami z siebie mieli być źródłem światła? Byłoby to wezwanie do pychy, wiemy bowiem, ile jest w nas ciemności, jak bardzo gęste są chmury, które pokrywają nasze sumienia i nasze życie.
Jezus mimo wszystko mówi: niech świeci światło wasze. Czyżbyśmy mieli stać się źródłem światła dla świata? Skąd to światło mamy zdobyć? Pewna podpowiedź zawarta jest w słowach Prologu do Ewangelii według Jana: „Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1, 9). Znaczy to, że jesteśmy obdarzeni światłem, którego nie wolno chować pod korcem.
W jaki sposób ma ono świecić? Czym uwierzytelniać prawdziwość tej światłości? Jezus wyraźnie precyzuje, na czym ma polegać wiarygodność tego światła: „aby widzieli wasze dobre uczynki”. Jest to bardzo wyraziste kryterium: nie słowa napominania, nie narzekanie na dzisiejsze czasy. Światło niosą dobre uczynki. Wiąże się to z bardzo istotnym wymiarem naszej wiary sięgającym samej istoty chrześcijaństwa – do Boga nie prowadzi droga, która pomija drugiego człowieka.
Dobitny komentarz do ewangelii stanowią słowa proroka Izajasza: „dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie” (Iz 58, 7-8). Wypowiedziane są one w kontekście nauki proroka o tym, czym jest prawdziwa religia – nie jest prawdziwym kultem oddawanym Bogu, jeżeli człowiek ogranicza się do czynności pobożnych, mnożąc ofiary i czyny pokutne. Bogu najbardziej miłe są ofiary składane Mu najpierw przez ręce drugiego człowieka, szczególnie oddawane tym najbardziej potrzebującym i bezbronnym. Bóg potrzebuje człowieka, aby ukazać ludziom swoją miłość, potrzebuje ludzkich rąk i ludzkiego serca. To przekazywanie Bożej miłości, to świadczenie o tym, że Bóg jest miłością i do życia miłością nas uzdalnia – to właśnie znaczy „być światłem świecącym przed ludźmi”.
Bez miłości jest ciemno na świecie, jest ciemno w ludzkich sercach. Bez miłości, bez jej światła człowiek nie widzi dla siebie żadnej przyszłości, nie ożywia go żadna nadzieja. Trzeba, aby świeciła w świecie miłująca obecność uczniów Nauczyciela z Góry Błogosławieństw, trzeba, aby nadzieja była karmiona miłością ludzi.