Otwarło się niebo i zabrzmiał głos Ojca: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie».
Nagrania kazań na niedzielę:
Ponad wodami głos Pański, Pan ponad wód bezmiarem!
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Cywilizacja „naj”
Paweł Krupa OP
Iz 42, 1-4. 6-7 • Ps 29 • Dz 10, 34-38 • Mt 3, 13-1
Cywilizacje się rodzą, rozwijają, przeżywają kryzysy, a w końcu giną w mroku dziejów. Jest jednak cywilizacja, która trwa nieprzerwanie, niezależnie od czasu i miejsca – to cywilizacja Naj. Widać ją wszędzie: w megalitycznych budowlach, w piramidach, w średniowiecznych katedrach, renesansowych pałacach i w wieżowcach Manhattanu. Naczelną jej zasadą jest niechęć do zwyczajności, bo wszystko musi być „naj”. Najpiękniejsza kobieta, najwyższy mężczyzna, najszybszy samochód, najbogatszy przedsiębiorca. Można przejść na drugą stronę skali, ale i tam cywilizacja Naj świetnie się trzyma: najkrótszy wiersz, najmniejszy pies, najbrzydsza kreacja wieczorowa czy najprostszy mechanizm.
Kilka razy w życiu stałem nad brzegiem Jordanu, w miejscu, w którym Chrystus miał przyjąć chrzest od ostatniego z proroków Starego Testamentu. Jordan jest przeciętną rzeką – jak tysiące innych rzek, potrafi groźnie wylać, lecz zwykle toczy swe wody spokojnie i bez hałasu. Kraj, przez który płynie, jest zwyczajnym krajem – to soczewka Biblii każe nam patrzeć na niego jak na centrum świata. Nic więc dziwnego, że Bóg, który wykracza poza wszelkie najbardziej wyszukane ludzkie przymiotniki, unika cywilizacji Naj. On szuka miejsc zwyczajnych i wchodzi w codzienność, nie potrzebuje blasku złota, odcienie szarości zupełnie Mu wystarczą. Nie żąda też od nas niczego wyjątkowego. Nawet słowa Apokalipsy, które ganią letniość (Ap 3, 15), nie każą nam być najgorętszymi lub najzimniejszymi – wystarczy, jeśli będziemy gorący lub zimni. Babcia jednej z moich znajomych na pytanie, dlaczego się zdecydowała w czasie wojny ukrywać żydowskich sąsiadów, odpowiedziała: „To było normalne”.
Jeśli chcesz spotkać Boga, trzymaj się z dala od cywilizacji Naj. Szukaj Go raczej w cichym szumie wód Jordanu, w tym, co epikurejsko-stoicka filozofia z upodobaniem nazywała „złotym umiarkowaniem” (aurea mediocritas) – tam Go odnajdziesz.
Otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał Ducha Bożego
Po cichu
Norbert Kuczko OP
Iz 42, 1-4. 6-7 • Ps 29 • Dz 10, 34-38 • Mt 3, 13-1
Powszechne jest przekonanie, że ważne rzeczy dzieją się w świetle fleszy i przed obiektywami kamer. Istnieje to, co zostało wystarczająco mocno nagłośnione. Tylko wtedy jest szansa na sukces.
W Piśmie Świętym najważniejsze sprawy dzieją się po cichu, bez rozgłosu. Ci, którzy przychodzili przyjąć chrzest nawrócenia od Jana Chrzciciela, zostawiali w wodach Jordanu swój ciężar, grzech, niemoce i słabości. I nie dziwi, że robili to po cichu, bo czym tu się chwalić? Jezus w ciszy zanurza się w wodach Jordanu i bierze na siebie to, co inni tam zostawiali. Dokonuje się milcząca wymiana. Bóg Człowiek oczyszcza wodę i pokazuje, że przyszedł, aby się ze mną utożsamić. Daje to, co Boskie i czyste, a zabiera to, co moje i brudne.
Ojcowie Kościoła widzieli w tym wydarzeniu analogię z potopem. Tak jak wówczas świat został oczyszczony ze swych nieczystości przez wodę, a gołębica przyniosła do Arki Noego gałązkę oliwną, zwiastując pokój na ziemi, tak teraz Duch Święty zstępuje w postaci gołębicy, aby ogłosić światu odpuszczenie grzechów i Boże miłosierdzie. Dlatego Jan Damasceński pisze: „Tam gałązka oliwnego drzewa, tutaj miłosierdzie naszego Boga”.
Po co to wydarzenie? Żebym widział i wierzył, że Bóg wchodzi w moje doświadczenia, że niczego nie unika, nie krzyczy i nie podnosi głosu, nie dogasza ledwie tlącego się knota, nie zgniata tego, co we mnie nadłamane, ale otwiera więzienia i wyprowadza na światło.
Istnieją takie słowa, które wypowiedziane nawet szeptem brzmią potężniej niż najsilniejszy grzmot. I wszystko mogą zmienić. To słowa miłości, mające większą moc niż najmądrzejsze rady i najsłuszniejsze strofowania. Dlatego, kiedy nad Jezusem rozlega się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”, mogę wreszcie poczuć się spokojny, bo przecież Jezus to mój brat. W tym jednym zdaniu zawarta jest odpowiedź na wielkie pragnienie każdego serca – być umiłowanym i mieć pewność, że jest Ktoś, kto znajduje we mnie upodobanie.
Dziś Bóg w ciszy nad Tobą wypowiada te właśnie słowa. A to wszystko zmienia.
Pan zasiadł nad potopem, Pan jako Król zasiada na wieki
List od Boga
Józef Puciłowski OP
Iz 42, 1-4. 6-7 • Ps 29 • Dz 10, 34-38 • Mt 3, 13-1
Biblia jest listem Boga do człowieka — tak nazwał ją jeden ze świętych. Listem do każdego: wykształconego i bardzo prostego (nie mylić z prostakiem), ponieważ „Bóg naprawdę nie ma względu na osobę” (Dz 10, 34). Jak delikatna jest przestrzeń między wykształceniem a prostotą — ściślej mówiąc, jak się pokrywa — pokazuje wielka przyjaźń Alberta Einsteina ze śmieciarzem.
W Jezusie On sam zbliża się do stworzonej materii, do człowieka Jana i do wód Jordanu. „Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego” (Mt 3, 13). Jezusa nie przyprowadzają ani nie przynoszą. W rzeczywistości to nie On zostaje ochrzczony. Ochrzczona — uświęcona — zostaje materia. Nad tym, co Bóg niegdyś stworzył i uznał, że jest dobre, rozlegają się Jego słowa chwały: „To jest mój Syn umiłowany” (Mt 3, 17).
Wobec widzialnego stworzenia objawia się niewidzialny dotąd Bóg w widzialnej osobie Jezusa. Ten Bóg wskazuje na najprostszą drogę doń prowadzącą, od zachwytu nad stworzeniem do poznania rąk, które je sprawiły. Jakim dostrzegamy Go w Jezusie? „Nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej. Nie zagasi knotka o nikłym płomyku”, ale też „z mocą ogłosi Prawo, nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi” (Iz 42, 2-4). Taki nam się objawił „Syn umiłowany” Ojca. I takiego też pokazał Boga — Ojca. Właściwie Tatusia, bo abba znaczy „tatuś”.
On też wydobędzie nas z ciemności, byśmy w Jego świetle zobaczyli samych siebie. Dostrzeżmy — obyśmy ku własnemu nawróceniu zobaczyli — w czym często widzimy nadzieję, gdy przemówi przez nas mieniąca się mądrością głupota. Odzywa się przede wszystkim wtedy, gdy bardziej cenimy własne, ludzkie pomysły i wynalazki. Pokładamy nadzieję w nich, miast w słowach Pana, w liście Pana. Biblia bowiem pełna jest promieni nieba, blasku gwiazd, bruzd ziemi, zapachu ciężkiego od spiekoty dnia, ale też cuchnącego potu ludzi i zwierząt. Bóg mówi w Piśmie Świętym o sobie, nie pomijając realizmu świata wraz z ludzkim bytowaniem.
W kim i w czym pokładamy nadzieję? Zaiste, czy wielu z nas nie woli żyć złudzeniami ciemności i bezbarwnej szarości, bo spotkanie z samym sobą może być jeszcze bardziej bezbarwne, ciemne i smutne? Czy nie zagubiliśmy sensu naszego chrztu, gdy sam Pan przyszedł do nas?
Bóg napisał list do człowieka, by na zawsze Słowo zamieszkało wśród ludzi (z prefacji na niedzielę Chrztu Pańskiego) oraz by — jak tego dnia się modlimy — „Przybrane dzieci, odrodzone z wody i Ducha Świętego zawsze żyły w Twojej miłości”.