Duch Pański nade mną, posłał mnie, abym głosił dobrą nowinę ubogim.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Gużyński i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Jezus nie angażuje się w los Jana Chrzciciela, nie pociąga go za sobą, ale kładzie akcent na to, że skoro głusi słyszą, chromi chodzą, a z martwych wstają ci, którzy poumierali – nastało Królestwo Niebieskie. Ta zmiana jest dla Jezusa decydująca: oto miniona epoka jest zamknięta raz na zawsze, odchodzi w niepamięć wraz z Janem Chrzcicielem. Są nowe czasy, czasy Królestwa. Każdy, kto to Królestwo zdobywa, jest wielki. Przestań narzekać, przestań zwracać nadmierną uwagę na to, że w tym świecie jest za mało dobra. Ty zacznij być dobry!
Nagrania kazań na niedzielę:
Bóg wiary dochowuje na wieki, wypuszcza na wolność uwięzionych
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Wszystko w porządku?
Katharina Margreiter OP
Iz 35, 1-6a. 10 • Ps 146 • Jk 5, 7-10 • Mt 11, 2-11
I już połowa Adwentu za nami. Ewangelia odrywa nasz wzrok od codzienności i prowokuje, abyśmy ponownie odszukali w naszym życiu źródło prawdziwej radości, której nic i nikt nie jest w stanie nam zabrać.
My jednak coraz częściej mylimy radość z rozrywką, przyjmujemy tanie keep smiling, kwitujemy przelotnym „wszystko w porządku”. Entuzjazm, pozytywne myślenie to jeszcze nie radość. Współczesna kultura oferuje nam mnóstwo okazji do przyjemności, jednak niewiele powodów do radości. Czy w tym deficycie może nam pomóc dzisiejsza niedziela, czy nasza wiara w Jezusa ma na to jakąś odpowiedź?
Słyszymy dziś o znakach rozpoznawczych obecności Jezusa – mają one utwierdzić w nadziei uwięzionego Jana. Ich lista jest wciąż aktualna – Jezus żyjący pośród nas czyni wielkie znaki i cuda. I to one mają moc przywrócić nam nadzieję i radość. Nawet gdy wszystko wokół – podobnie jak w wypadku Jana Chrzciciela – chce nam tę radość i nadzieję odebrać.
Tak jak w Jezusie spełniają się wszystkie proroctwa, tak też w Nim spełniają się wszystkie nasze tęsknoty i pragnienia. On może uzdrowić nasze widzenie świata, które przyprawia nas o smutek i rezygnację. Kto poznał Dobrą Nowinę, nie może mieć grobowej miny – mówi papież Franciszek. Dlatego tyle w naszym życiu będzie prawdziwej radości, ile będzie w nim Ewangelii.
Dzisiejsza niedziela pyta każdego z nas o źródło naszej radości. Jest ono we mnie, w moich zasługach, zdolnościach czy w ukrzyżowanym Zbawicielu i nadziei życia, które się nie kończy? Gdy już odpowiesz na to pytanie, żyj tak, by swoim życiem pokazać wszystkim uwięzionym w smutku, że Jezus dokonuje wielkich rzeczy i że są one możliwe w życiu każdego człowieka.
Przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą
Murzyn zrobił swoje
Jarosław Głodek OP
Iz 35, 1-6a. 10 • Ps 146 • Jk 5, 7-10 • Mt 11, 2-11
Zatem tak wygląda przyjaźń z Jezusem? Jan Chrzciciel i Jezus byli kuzynami, niemal rówieśnikami, ich matki znały się i przyjaźniły, a losy obu od momentu poczęcia naznaczone były cudownymi wydarzeniami i znakami Bożej obecności. Jan był Głosem przygotowującym drogę Jezusowi. Zapowiadał Jego nadejście jako Mesjasza, udzielał Mu chrztu, był świadkiem objawienia Boga w postaci Gołębicy nad wodami Jordanu i słyszał głos wskazujący na Jezusa jako Syna Bożego. To były wielkie czasy, wielkie wydarzenia, dające poczucie, że uczestniczy się w czymś niezwykłym. Ale potem było już całkiem inaczej…
Uczniowie Jana porzucali swojego mistrza, idąc za Jezusem, co wzbudziło nawet oburzenie jednego z sympatyków Jana, który mówił do niego z wyrzutem: „Ten, którego ochrzciłeś, teraz sam głosi i wszyscy idą do Niego!” (J 3, 26). A potem było jeszcze gorzej. Jezus nie tylko zabrał mu najlepszych uczniów, ale i pozostawił go całkiem samego! Jan, uwięziony przez Heroda, w samotności czekał na jakiś znak i ciąg dalszy cudownych wydarzeń, na objawienie Mesjasza, triumf sprawiedliwości i zwycięstwo Jezusa, a tu… nic. Pustka, więzienie i samotność. Mógł się czuć rozczarowany, bo Ten, który był jego przyjacielem, nawet go nie odwiedził, a przecież mówił o czynieniu dobra oraz odwiedzaniu chorych i uwięzionych… więc jak to tak? Nic dziwnego, że prosi uczniów, by poszli do Jezusa i zapytali: „Czy Ty jesteś tym, na którego czekaliśmy?”. A w podtekście zastanawia się pewnie także: „Czy mój los jest Ci obojętny?”. Potem jest już tylko absurdalna śmierć Jana, jak z greckich tragedii, śmierć w wyniku kaprysu, pijanej uczty, uwodzicielskiego tańca. Śmierć niepotrzebna i przypadkowa, bez znaczenia, bez specjalnego sensu.
Trudno zrozumieć tę przyjaźń. Gorycz samotności podpowiada nam czasem smutne interpretacje: „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść…”. Poczucie, że inni nas wykorzystali do swoich celów, może zatruć każdą starość, każdą przyjaźń. W miłości i przyjaźni można czasem czuć się samotnym i wykorzystanym, ale to jeszcze nie znaczy, że to nie była albo nadal nie jest, prawdziwa miłość. Zanim zamkniesz się w więzieniu goryczy i wątpliwości, wyślij poselstwo do tego, kogo kochasz, i zapytaj go: „Czy to ty jesteś tym, na kogo czekałem?”. Być może usłyszysz w odpowiedzi słowa, które odnowią twoją wiarę i miłość. Życie tego, kogo kochasz, nie musi być także twoim życiem, aby nadal było życiem dla ciebie.
Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela
Test nadziei
Paweł Kozacki OP
Iz 35, 1-6a. 10 • Ps 146 • Jk 5, 7-10 • Mt 11, 2-11
Jan Chrzciciel kiedyś żył surowym życiem proroka, nawoływał ludzi do nawrócenia, bezkompromisowo głosił prawdę, odważnie zapowiadał sąd, był głosem nadchodzącego Boga, a teraz tkwi bezbronny, zamknięty w więzieniu. Kiedyś ciągnęły do niego tłumy, podejrzewając, że to on jest oczekiwanym mesjaszem, dziś zaś uwięziony przez Heroda, zapomniany przez ludzi zadaje pytanie: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Szarańcza i miód leśny okazały się wykwintnymi daniami wobec więziennego chleba. Żar skalistej pustyni miejscem komfortowym wobec ciemności Herodowego lochu. Trudniejsze od fizycznej udręki są długie dni rozmyślania o sensie przepowiadanej nadziei, której spełnienia nie widać, i całkiem ludzkiego pytania, czy jego posłannictwo miało sens, czy się nie pomylił. Przecież wszystko miało wyglądać inaczej.
Podobna jest sytuacja tych, którzy zawierzyli swoje życie Bogu, a nie odnaleźli szczęścia. Mimo marzenia o rodzinie nie znaleźli męża albo żony. Mimo wielu lat przepracowanych w służbie ludziom nie doczekali się wdzięczności. Kiedyś aktywnie uczestniczyli w życiu Kościoła i społeczności, dziś rozciągnięci na szpitalnych łóżkach, odrzuceni przez dzieci, zdradzeni przez przyjaciół, zamknięci przez starość w domach, przeżywają dramat samotności, walczą z ciemnościami zalegającymi w sercu.
Łatwo zawierzyć Bogu, gdy świat stoi otworem, a „pustynia i spieczona ziemia rozkwita i wydaje kwiaty i lilie polne”, prorokować, gdy nadzieja na spełnienie zapowiedzi jest tak wyraźna, jakby miały zrealizować się już jutro. Znacznie trudniej, gdy nie ma już czasu na wypełnienie oczekiwań, gdy w gruzach leży dzieło życia, gdy wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie będzie radości. Niełatwo żyć wiarą w sens swojej misji, gdy głosiło się sprawiedliwy sąd Boży, a Jezus przynosi dobrą nowinę o miłosierdziu, gdy zapowiadało się wyzwolenie więźniom, a Ten, który miał przynieść zbawienie, nie robi nic, by wybawić kuzyna gnijącego w więzieniu. Nieprzypadkowo św. Jakub musi umacniać pierwszych chrześcijan: „Trwajcie cierpliwie…”, „nie uskarżajcie się, bracia…”.
Błogosławiony, który dokonał wielkich rzeczy, a nie zwątpił wtedy, gdy niczego już światu nie mógł zaoferować. Dane mu będzie spotkać Boga innego niż człowiecze wyobrażenia, opuszczonego przez przyjaciół, bezradnego wobec ludzkiej wolności. Wtedy zostanie napełniony światłem, którego nie zgaszą żadne ciemności.