W czym obecny Papież jest podobny do Świętego z trzynastego wieku?

O zawsze otwartym sercu mówił do dziennikarzy papież Franciszek, gdy wracał ze swojej wizyty w Gruzji i Azerbejdżanie. Warto przypomnieć sobie słowa, kiedy tuż po wyborze na Stolicę Piotrową zapytano go o imię, które wybiera. Zaznaczył, że to, co w postaci świętego z Asyżu urzeka go najbardziej, to spotkanie z człowiekiem prostym – takim, jakim daje nam go Pan Bóg. Odkrycie tej prostoty, bardzo często mylonej przez ludzi, którzy nigdy się z nią nie zetknęli – z prostactwem, uczynił Franciszek mottem swojego pontyfikatu.

Zranienia każdego z nas najdokładniej widać dopiero wtedy, kiedy pozbędziemy się masek nakładanych przez lata dla spełnienia odpowiednich funkcji w relacji do innych ludzi. Ubóstwo zaczyna się wtedy, kiedy zauważymy ich niewystarczalność. Jedynym możliwym, w pełni zaspokajającym upodobnieniem się jest przyobleczenie się w Chrystusa.

Franciszek mówi, iż trwanie przy Chrystusie pozwala spojrzeć na siebie Jego oczami, mimo że umierającymi na krzyżu, to pełnymi życia. Następca św. Piotra w jednej ze swoich katechez prosi swojego patrona: „Naucz nas trwać przed Ukrzyżowanym, pozwalać, aby On na nas patrzył, pozwalać, aby nam przebaczał, stwarzał na nowo przez swoją miłość.”

Owo trwanie rodzi w człowieku pokój. Tylko ten pokój uczy nie oceniać otwierającego swoje serce na innych. „Znak prostoty”, który widzieli w papieżu Franciszku tuż po jego wyborze komentatorzy, brał się z ducha, jaki od założenia zakonu towarzyszył Braciom Mniejszym.

Święty Jan Paweł II wskazywał na św. Franciszka jako brata każdego z ludzi. Upatrywał w jego życiu powszechności Bożego dziecięctwa. W Chrystusie wszyscy jesteśmy braćmi. Papież Franciszek w jednym z kazań powiedział, że „jesteśmy powołani, aby nie żyć jedni bez innych, wywyższając się nad innych czy przeciw innym, ale jedni z drugimi, dla innych i w innych”. Fundamentem tej tezy ma być dla niego relacja w Trójcy Przenajświętszej – wzór idealnej komunii i miłości.

Proste życie zakłada upodobnienie się do samego Boga. Świadomość siebie pozwala rozpocząć pracę nad odnajdywaniem własnego „ja”, które zakorzenia się w Chrystusie. Świat patrzy na chrześcijan – pytanie czego się od nas nauczy. O miłosierdziu w czasie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie Ojciec Święty mówił: „Błogosławieni są ci, którzy potrafią przebaczać, którzy potrafią mieć współczujące serce, którzy potrafią dać innym to, co w nich najlepszego. Najlepsze to znaczy nie to, co im zbywa, ale to, co naprawdę najlepsze”.

Jezus chce dotknąć naszych serc. Tym dotknięciem powinniśmy chcieć się dzielić z innymi. Tak, jak podzielił się nim ze światem święty Franciszek.

Jezus poszukuje serc otwartych. Do osób duchownych i konsekrowanych w Krakowie Papież powiedział, że „Jezus posyła. Od samego początku pragnie On, aby Kościół wychodził, aby szedł do świata. Chce, aby to czynił tak, jak On sam tego dokonał, jak On został przez Ojca posłany na świat: nie jako potężny, ale w postaci sługi (por. Flp 2, 7), nie „aby Mu służono, lecz żeby służyć” (Mk 10, 45) i nieść dobrą nowinę (por. Łk 4, 18)” .

Sługa, którym dla sobie współczesnych był Święty Biedaczyna pokazuje, że istotą posłania nie jest wyposażenie w to, co w oczach świata najistotniejsze, ale w otwartość na ludzką biedę i cierpienie. Bezzałożeniowość w spotkaniu z takimi ludźmi pozwala spotkać człowieka, którego Bóg nam daje, tak jak daje samego siebie. Bezbronność spotykanego wymaga ogromnego szacunku do historii jego życia, której i tak zapewne do końca nie zrozumiemy. Chodzi przecież o dobrą nowinę, a nie o to, aby wiedzieć do końca i zawsze wszystko. Bycie pośrednikiem zakłada, aby to ten, któremu pośredniczymy wiedział wszystko – Bóg o człowieku i człowiek o Bogu.

Troska o tych, do których zostajemy posłani jako chrześcijanie, o której Franciszek mówił w homilii rozpoczynającej pontyfikat, kiedy za wzór dawał świętego Franciszka z Asyżu, ma pozwolić odzyskać im poczucie bezpieczeństwa. Głoszenie Chrystusa metodą grożenia i wymachiwania czymkolwiek, czego osoba, której się grozi i tak nie rozumie, nie ma sensu. Podstawowym warunkiem troski, powinno stać się odnalezienie w sobie tej wrażliwości, którą miał Chrystus umierający za nas na krzyżu.

„Kiedy idziemy bez krzyża, gdy budujemy bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, nie jesteśmy uczniami Pana”. Zanim ukażemy Chrystusa triumfującego, pokażmy Jego drogę do zwycięstwa – zdaje się sugerować w swojej pierwszej homilii po wyborze w Kaplicy Sykstyńskiej papież Franciszek. Dla każdego na tej drodze jest miejsce. To co pociąga w trzynastowiecznym Świętym, to odwaga przejścia drogą wyznaczoną przez Mistrza pomimo wcześniejszego życia wbrew Ewangelii.

„Pokój franciszkański nie jest uczuciem ckliwym. Bardzo was proszę, taki św. Franciszek nie istnieje! I nie jest to też coś w rodzaju panteistycznej harmonii z siłami kosmosu… To również nie jest franciszkańskie! (…) Pokój św. Franciszka to pokój Chrystusa…”.

Słowa Papieża pokazują, że droga na którą zaprosił świętego Chrystus nie była łatwa. Upodobnienie się do Chrystusa zdaniem Papieża z Argentyny wymaga dużej odwagi i umiejętności pozostawienia za sobą wielu rzeczy do tej pory uznawanych za konieczne do życia. Franciszek nie odmawia Ewangelii jej rygoryzmu. Tym jednak na co wskazuje jest świadectwo wzywających wobec wzywanych – posługujących wobec tych, którym posługują.

Indywidualne spotkanie z Chrystusem, które stało się doświadczeniem świętego Franciszka miało stać się doświadczeniem całej wspólnoty. Papież zdaję się dzięki temu wskazywać na kluczową rolę własnej relacji z Chrystusem wobec tego, jaką relację z Nim będą mieli ci, którzy opierają się na świadectwie każdego z nas.

Pan pragnie miłości do braci, pragnie miłości między braćmi – mówił Franciszek w trzecim dniu tegorocznych modlitw o pokój. Owo pragnienie jest dedykowane wszystkim ludziom – niezależnie od granic, które możemy im postawić. To świadectwo jego życia przyciągało do Franciszka wielu. Jego pragnienie miłości i kochania na wzór Chrystusa sprawiało, że pociągał za sobą tumy. Miłością, która go ukochała, chciał pokochać innych.

„Wziąć w objęcia. Wszyscy musimy się nauczyć brania w objęcia, jak to zrobił św. Franciszek, tych, którzy są w potrzebie” – te słowa wypowiedział Franciszek odwiedzając w Rio de Janeiro szpital dla uzależnionych od narkotyków. To wzięcie jest bezwarunkowe i dotyczy wszystkich.

Powinno się jednak pamiętać, że owo „branie w objęcia” nie wystarczy. Trzeba wyciągnąć rękę do osób przeżywających trudności, do tych, którzy znaleźli się w mrokach uzależnienia, nie wiedząc być może nawet, jak do tego doszło, i powiedzieć im: „możesz się podnieść, wyjść z tego, jest to trudne, ale możliwe, jeśli zechcesz.” Zachwycające jest oferowanie własnej obecności i nie zabieranie przy tym wolności drugiemu człowiekowi. Miłość, wiara w konsekwencji nadzieja, która nie zniewalają towarzyszyły świętemu Franciszkowi, a teraz towarzyszą jego imiennikowi – papieżowi Franciszkowi.

„Jeśli spojrzymy na historię zbawienia, to widzimy, że całe Objawienie Boga jest nieustanną i niestrudzoną miłością wobec ludzi: Bóg jest jak ojciec i matka, która kocha niezgłębioną miłością i przelewa ją obficie na wszelkie stworzenie. Śmierć Jezusa na krzyżu jest punktem kulminacyjnym historii miłości Boga wobec człowieka. Miłości tak wielkiej, że tylko Bóg ją może osiągnąć. To jasne, że w porównaniu do tej miłości, która nie ma miary, nasza miłość będzie zawsze niedoskonała. Ale kiedy Jezus wzywa nas do bycia miłosiernymi jak Ojciec, nie myśli o ilości! Żąda od swoich uczniów, by stali się znakiem, kanałami, świadkami Jego miłosierdzia”.

Święty Franciszek inwestując całego siebie w relacje z Miłosiernym Ojcem jest najlepszym przykładem tego, o czym pisze jego imiennik. Kiedy w dziele stworzenia – w otaczającym nas świecie i ludziach nie zobaczy się tego miłosierdzia, trudno jest być chrześcijaninem. Bóg mając otwarte serce na człowieka zainwestował wszystko, aby móc być blisko każdego z nas. Do tej otwartości zaprosił wszystkich, proponując im, aby tak jak On, otworzyli swoje sera na tych, którzy się boją. Prosty gest, nieoceniający nikogo przez pryzmat czegokolwiek pozwala na spotkanie.

Święty Franciszek, patron spotkania inspiruje papieża Franciszka. Przez otwartość na Boga i na innego człowieka pokazuje serce czyste dla każdego z nas. Trudno spotkać się z kimś, jeśli się tego nie chce. Prostota tego wyboru powoduje wiele problemów. Lubimy komplikować Ewangelię – podobnie jak komplikujemy sobie własne życie. Franciszek pokazuje, że nie warto.