Czy jestem wdzięczna jak Symeon i Anna za mój chrzest?
Kiedy Maryja i Józef przynoszą maleńkiego Pana Jezusa do świątyni, by dopełnić poleceń Prawa i przedstawić Dziecię Bogu składając przepisaną ofiarę na wykupienie pierworodnego, są tam obecni Symeon i Anna. Obydwoje podeszli w latach wielbią i wychwalają Boga. Oni już wiedzą, bogaci doświadczeniem długiego życia, że wszystko od Boga otrzymali i wszystko do Niego należy i że On spełnia obietnice dane człowiekowi.
Do mnie ta prawda docierała powoli, a gest Maryi i Józefa wnoszących Dziecię do świątyni wciąż przede wszystkim kojarzy mi się z sakramentem chrztu świętego. To wtedy dzieci przynoszone są przez rodziców do kościoła, by we wspólnocie wierzących otrzymać łaskę Bożego dziecięctwa.
O tym wydarzeniu – nie mogłam go pamiętać – opowiedziała mi moja chrzestna matka, gdy już byłam w klasztorze. Trzymając mnie na rękach pomyślała, że nigdy, nikomu mnie nie odda. Wtrąciłam, że właśnie wtedy mnie oddała. Zapadła cisza. A do mnie dotarło, że faktycznie zostałam oddana Bogu i nie należę już ani do siebie, ani do rodziny, ani do wspólnoty sióstr.
Przede wszystkim należę do Boga. Jestem Jego dzieckiem, a On troszczy się o mnie przez tych, których stawia na mojej drodze: rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, wspólnotę. I tak jest z każdym z nas wierzących. Ofiarowani Bogu należymy do Niego, a On troszczy się o nas tak, jak troszczył się o Pana Jezusa, gdy mieszkał na ziemi.
Tylko czy o tym pamiętam? I czy jestem wdzięczna jak Symeon i Anna?
s. Katarzyna