Jeśli człowiek cieszy się jeziorem, górami, kiedy patrzy na drugiego człowieka – ukazuje się mu Twarz Pana Boga.

Ojciec Ludwik Wiśniewski kończy dziś 80 lat. Był cenionym duszpasterzem akademickim w Gdańsku, Lublinie, Wrocławiu i Krakowie. Odważnym opozycjonistą w czasach komunistycznej opresji. Pomagał odrodzić się religii w zsowietyzowanym Sankt Petersburgu. W wolnej Polsce zabiera śmiało głos, gdy niepokoi go to, co dzieje się w polskim Kościele.

W dniu jubileuszu przypominamy fragmentem książki „Duszpasterz. Rozmowy z ojcem Ludwikiem Wiśniewskim”, wydanej przez „Znak”. Ojciec Ludwik odpowiada w nim na pytanie: Jak uwierzyć w Boga?

Pojęcia nie mam

Jest taka książka „Autobiografia”, zawierająca rozmowy z ojcem Joachimem Badenim. Pytają go tam między innymi: „Jak się ojciec modli?”. A Joachim na to: „Pojęcia nie mam”. Ty mnie pytasz o Pana Boga i ja mógłbym, a może nawet powinienem odpowiedzieć: „pojęcia nie mam”.

Przejdź do strony Wydawnictwa ZNAK

Ale spróbuję odpowiedzieć jak potrafię. Przez całe życie o tym myślę. Można by nawet rzec, że moje powołanie do kapłaństwa i do życia w zakonie świętego Dominika zrodziło się z tego pytania.

Pamiętam takie wydarzenie z dzieciństwa. Któregoś dnia usłyszałem, jak grupa młodych mężczyzn rozmawia o Bogu i życiu po śmierci. I nagle jeden z nich mówi: „A może tam i coś jest”. Nie wiem, ile miałem wtedy lat, byłem jeszcze małym chłopcem, ale pamiętam, że natychmiast postanowiłem sobie, że poświęcę życie, aby odpowiedzieć na to pytanie.

Pięć dróg świętego Tomasza

Wielokrotnie mnie w życiu pytano: Jak uwierzyć w Boga? Jak odkrywa się Boga? Odpowiadałem, jak umiałem. Były trzy różne etapy w moim życiu kapłańskim, podczas których, próbując odpowiedzieć na te pytania, akcentowałem różne momenty.

Na początku, zaraz po święceniach, bardzo wielką wagę przywiązywałem do czegoś, co się nazywa dowodami na istnienie Pana Boga, do „pięciu dróg świętego Tomasza z Akwinu”. W ogóle przez całe swoje zakonne życie byłem przekonany, że założyciel zakonu, nasz patriarcha święty Dominik, chciał, aby przy naszych klasztorach istniały szkoły filozoficzno-teologiczne. Duszpasterstwa akademickie, które prowadziłem, upodabniałem do takiej szkoły. Było to jednak ciągle za mało, dlatego podejmowałem próby jakiego sformalizowania tej pracy. Dotyczy to zwłaszcza okresu mojego pobytu w Gdańsku.

Właśnie w Gdańsku stworzyliśmy „studium filozoficzne”, do którego z wykładami przyjeżdżali wybitni profesorowie, głównie – choć nie wyłącznie – z KUL-u. Niestety, studium to istniało jedynie dwa lata i po moim wyjeździe z Gdańska upadło.

Jednym z wykładowców przyjeżdżających do nas był profesor Mieczysław Gogacz. I właśnie w obecności Gogacza prowadziliśmy zażarte dyskusje na temat istnienia Boga i owych pięciu wiodących do Niego dróg. Wszystko, co jest w świecie, nie musi być, jest zatem przygodne. Ale skoro wszystkie byty są przygodne, to musi istnieć chociaż jeden byt, który nie jest przygodny, którego istnienie jest konieczne i który jest podstawą i źródłem wszystkiego. Inaczej świat byłby absurdalny. Ten konieczny byt nazywa się Bogiem. To jest w wielkim skrócie rozumowanie świętego Tomasza.

Co zrobisz z Chrystusem?

Potem przyszedł drugi etap w moim mówieniu i myśleniu o Panu Bogu, etap Chrystusa. Dobrze – mówiłem rozmówcy – możesz nie wierzyć, ale co zrobisz z Chrystusem? Z tym fenomenem, który przez dwa tysiące lat ciągle zadziwia? Z Chrystusem, który mówił o najprostszych rzeczach, a jednocześnie wskazywał ludziom rozwiązania zasadniczych problemów życiowych?

Czy można rzeczywiście Chrystusa odrzucić? Czy można przejść obojętnie obok tej postaci?

Popatrz na świat

Trzeci etap, chyba jeszcze nie ostatni, jest zadziwiająco prosty. Mówiłem – wystarczy patrzeć na świat, na ludzi, na siebie. Kiedy się uważnie patrzy, odkrywa się Boga. Gdy widziałem, że młody człowiek szuka, nie zamyka się w sobie, interesuje się światem, przyrodą, człowiekiem, byłem spokojny. Wcześniej czy później dotrze do Pana Boga, choć może należałoby powiedzieć: Pan Bóg dotrze do niego.

Jestem przekonany, że jeśli człowiek cieszy się światem, ukwieconą łąką, jeziorem, górami, intensywnie patrzy, szukając odpowiedzi na zasadnicze pytania, to wtedy – w sposób trudny do opisania – ukazuje się mu Twarz Pana Boga. Podobnie kiedy człowiek patrzy na drugiego człowieka. Ale powinien patrzeć z miłością. Jeżeli ktoś uważa, że ludzie są wilkami, patrzy na innych z nienawiścią, nie zobaczy Pana Boga, wręcz przeciwnie, będzie się od Niego oddalał.

Wielokrotnie pytano mnie – czynili to zwłaszcza młodzi – po czym poznać prawdziwą miłość. Otóż prawdziwa, zwłaszcza rodząca się miłość ma to do siebie, że otwiera człowieka na Pana Boga. Prawdziwa miłość jest darem Pana Boga i prowadzi do Niego. Podobne doświadczenie mają rodzice, kiedy rodzą się im dzieci. Tak mi wielokrotnie mówiono. Dziecko też jest jakimś oknem, poprzez które można w swoisty sposób dostrzec Twarz Boga.

W Rosji jednym z głównych moich zadań było przygotowywanie dorosłych do chrztu. Zazwyczaj jeśli ktoś prosił o chrzest, pytałem, jakie ma motywy, co go skłania do tego kroku. Odpowiedzi były różne, czasem banalne. Ale kilka razy zostałem dosłownie powalony dojrzałością tego, co usłyszałem. Przychodzi oto czterdziestoletni człowiek i mówi: „Ojcze, gdzie ja nie byłem, czego nie próbowałem! Zaspokajałem wszelkie zachcianki i wszelkie głody, także cielesne i zmysłowe. I oto odkryłem w sobie głód, który zaspokoić potrafi chyba tylko Bóg. Dlatego przychodzę i proszę o chrzest”.

Kiedy człowiek spogląda w głąb siebie i odkrywa swoje głody, to zarazem odkrywa mu się Boża przestrzeń.

Udowodnij, że Bóg istnieje

Ochrzciłem pewną dziewczynę w Petersburgu, miała osiemnaście lat. Po jakimś czasie przyszła do mnie i mówi: „Przyznałam się w domu, że się ochrzciłam”. Nikt z rodziny o tym nie wiedział. A oto jak zareagowali: „Wieczorem tata z moim starszym bratem usiedli przy stoliku, poprosili mnie, bym także usiadła, i powiedzieli: »Jak jesteś taka wierząca, to nam udowodnij, że Bóg istnieje«. I co ja im miałam powiedzieć?”.

Na to ja odrzekłem: „Rzeczywiście znalazłaś się w trudnej sytuacji. Powinnaś była im powiedzieć: »Nawet gdybym jakiś cud przed wami uczyniła, to i tak nie uwierzycie, jeżeli sami Boga nie odkryjecie«”. Najgorzej, jeśli człowiek zamknie się w kryształowym pałacu, jak mawiał Dostojewski, i przestaje się czymkolwiek interesować.

Na zakończenie mojej służby w Rosji wziąłem udział w pielgrzymce autokarowej z Sanki Petersburga do miejsc naznaczonych działaniem Matki Bożej – Lourdes, Fatimy, La Salette. Byliśmy także w bardzo dziwnym miejscu: w małej hiszpańskiej wiosce Garabandal. Od wielu lat trwa spór, czy rzeczywiście w Garabandal przemówiła do dzieci Maryja, czy też nie. Bardzo dziwne, choć bardzo zwyczajne jest to miejsce.

Otóż jednego dnia siadłem sobie na zboczu góry, aby popatrzeć na cudowny świat i pomyśleć jeszcze o tym, jak człowiek może dostrzec Pana Boga. I po raz kolejny, ale z wielką mocą zrozumiałem, że nie trzeba szukać nadzwyczajności, nie trzeba czynić jakichś nadludzkich wysiłków, wystarczy patrzeć na świat, którego sami jesteśmy cząstką. Po prostu patrzeć z akceptacją, z radością, że jest piękny, z podziwem.

Wiara przychodzi ze zwykłego patrzenia.

Fragment książki Bożeny Szaynok „Duszpasterz. Rozmowy z ojcem Ludwikiem Wiśniewskim”, która ukazała się w wydawnictwie „Znak”. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji Dominikanie.pl.

iko_aa