W Chrystusie Bóg pojednał świat z sobą, nam zaś przekazał słowo jednania.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Gużyński i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Kiedy stajesz wewnątrz świątyni i masz się modlić, nie modlisz się na tle kogoś, przeciwko komuś, z pogardą wobec kogoś, w przekonaniu o tym, że jestem mniejszym grzesznikiem. Wchodzę do świątyni i mówię: jestem takim samym grzesznikiem, jak wszyscy inni ludzie na tym świecie. I modlę się – ja, grzesznik – do Pana Boga. I tylko to jest ważne. Jeżeli próbujemy robić sobie podczas modlitw, liturgii, podczas Eucharystii (co jest niepojęte,) tło z tych „onych, złych, parszywych zdrajców” i na tle tych „onych, parszywych zdrajców” się modlić, to jest to z gruntu niechrześcijańskie, nieewangeliczne, niejezusowe.
Nagrania kazań na niedzielę:
Wybawi mnie Pan od wszelkiego złego czynu i ocali mnie
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Ty jesteś tym człowiekiem
Ingeborg-Marie Lovenskiold Grüner Kvam OP
Syr 35, 12-14. 16-18 • Ps 34 • 2 Tm 4, 6-9. 16-18 • Łk 18, 9-14
W swoich przypowieściach Jezus wykorzystuje genialną metodę, którą znajdziemy też w historii opowiedzianej królowi Dawidowi przez Natana (2 Sm 12). Dzięki niej łatwo możemy się zorientować, jakie postępowanie jest właściwe, a jakie nie, i palec oskarżycielsko zwrócony w stronę winnego skierować na siebie.
Dla ilu z nas słuchanie dzisiejszej Ewangelii jest odkrywaniem sekretnej modlitwy naszych serc: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni…”? Po raz kolejny Chrystus ujawnia naszą gotowość do osądzania innych i samooszukiwania się na temat własnej prawości i pokory.
Dobrze wiemy, że blisko nam do celnika z przypowieści i że jesteśmy grzesznikami potrzebującymi Bożego miłosierdzia. Niestety, często zapominamy, że uznanie własnej grzeszności nie daje nam prawa do osądzania innych, którzy być może nie mają świadomości swoich wad i zła, do którego są zdolni. Ewangelia stwierdza wyraźnie: Jezus opowiedział tę przypowieść „niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili”. A ostatni wiersz przypomina: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”. Zatem dzisiejsza przypowieść Jezusa dotyczy szczególnie tych, którzy w różnych sytuacjach czują się lepsi od innych.
Święty Dominik w konstytucjach zakonnych zachęcał swoich braci i siostry, aby nigdy nie osądzali innych, bo gdy człowiek podejmuje się osądzania bliźniego, często robi to w sposób błędny. Wiedząc, że sami jesteśmy grzesznikami potrzebującymi Bożego miłosierdzia, mamy także i my być miłosierni dla innych, ufając, że Bóg okaże się taki dla nas.
Modlitwa pokornego przeniknie obłoki
i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu
Policzek
Maciej Roszkowski OP
Syr 35, 12-14. 16-18 • Ps 34 • 2 Tm 4, 6-9. 16-18 • Łk 18, 9-14
Drugi List do Tymoteusza jest jednym z najbardziej poruszających fragmentów Pisma Świętego. Piszący go św. Paweł nie jest już spektakularnie nawróconym neofitą, który z wielkim zapałem głosi to, co zostało mu cudownie objawione. Jest człowiekiem wyczerpanym kilkunastoletnią pracą, wie o swoich niepowodzeniach oraz o tym, że są sprawy, na które przestał mieć wpływ. Przebywając w więzieniu, czekając na śmierć, pisze do swojego umiłowanego ucznia niezwykle osobisty list. Dwie sprawy wydają się w nim szczególnie ważne.
Paweł ma świadomość, że w czasach, w których przyszło mu żyć, za życie miłe Bogu płaci się w sposób nieuchronny wysoką cenę. Że wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie, spotkają prześladowania. Nie jest to wizja optymistyczna i można by ją złożyć na karb sytuacji osobistej autora, gdyby nie wyzierająca z niej ponadczasowa prawda: świat, w którym żyjemy, nie jest światem ewangelicznym i dlatego życie dobre i prawe, jakkolwiek zawsze i wszędzie możliwe, wiąże się z ponoszeniem strat.
Nie mniej silne jest przekonanie św. Pawła o ostatecznej wartości ofiary. Mając świadomość klęski wielu swoich dzieł, pisze o cierpieniu i ofierze jako rzeczywistościach nieprzemijających. Ich znaczenie zbawcze, poprzez uczestnictwo w jedynej ofierze Chrystusa, jest trwałe i niezależne od tego, czy podejmowane przez nas dzieła na naszych własnych oczach rozpadną się w proch i pył, czy też będą trwały dalej. To nie ich sukces, ale miła Bogu i zanurzona w Nim ofiara jest ostatecznie tym, co może ocalać świat.
Żaden inny fragment Pisma Świętego nie każe mi myśleć tak bardzo o pewnym porzuconym geście liturgicznym. Otóż według dawnych rytów bierzmowania biskup wymierzał przyjmującemu sakrament policzek. Oczywiście istnieje kilka wyjaśnień stosowania tego zwyczaju. Miał on bierzmowanym uświadomić, że świat, do którego zostają posłani, jest przestrzenią zmagań i walki, której koniecznym elementem jest cierpienie. Miał przebudzić z tego, co naiwne, i przygotować do przyjęcia życia także w wymiarze cierpienia i ofiary, nieodłącznie związanych z postępowaniem zbożnym i prawym.
Wydaje się, że to właśnie o tym św. Paweł pisał swojemu umiłowanemu uczniowi w ostatnim liście.
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony
Pokorna zuchwałość
Michał Paluch OP
Syr 35, 12-14. 16-18 • Ps 34 • 2 Tm 4, 6-9. 16-18 • Łk 18, 9-14
Dwóch ludzi przychodzi do świątyni, aby się modlić. Pierwszy – podobnie jak starszy brat w opowieści o synu marnotrawnym – porównuje się z tymi, których spotyka. Dzięki temu żyje – akceptuje siebie tylko dlatego, że może się uznać za lepszego od innych. „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie…”. Bóg nie jest mu specjalnie potrzebny. Wystarczy porównywanie. Albo inaczej: potrzebuje Boga wyłącznie po to, aby ten nałóg uzasadnić i usprawiedliwić. To przecież dzięki Bogu może kłaść się do łóżka ze spokojnym sumieniem, podczas gdy inni…
Drugi człowiek nie jest w stanie wznieść oczu. Nie patrzy wokół siebie. Nie ma odwagi porównać się z innymi. Zbyt dobrze wie, co by to dla niego musiało znaczyć: złodziej, zdrajca narodu kolaborujący z Rzymianami. Zatem podejmuje ryzyko – jak syn marnotrawny – zwraca się bezpośrednio do Boga. Jedyna nadzieja w tym, że Bóg obdarzy go miłosierdziem. Na miłosierdzie ludzkie nie ma co liczyć…
To ten drugi odchodzi usprawiedliwiony.
Czy to jednak jest fair? Czy wyrok jest słuszny, a obraz nie został namalowany zbyt jednostronnie? Bo czyż nie ma czegoś niedojrzałego, wygodnego, bezczelnego w ucieczce od zestawiania się z sobie równymi? A poza tym, jak można domagać się, by zostać przyjętym przez Boga, którego nie widzimy, jeśli nie potrafimy podjąć wysiłku, by wejść w dojrzałą więź z braćmi, których widzimy?
No właśnie: dojrzała więź. U początku każdej dojrzałej więzi musi być szaleństwo wiary w swoją wartość. Nie ma prawdziwej przyjaźni i miłości bez zuchwałości uznania, że jako kochany przez Boga jestem godny miłości bez względu na różnego rodzaju rankingi. Bez takiej wiary nigdy nie będzie szans na spotkanie z kimś równym. Wszyscy będą wyłącznie albo lepsi, albo gorsi.
Celnik potrafił zdobyć się na taką wiarę. I właśnie dlatego pojawiła się przed nim szansa na rozwój. Mógł odejść usprawiedliwiony. Strzeżmy się jednak faryzejskiego potępiania faryzeusza. Po pierwsze, dlatego, że nie my tu jesteśmy od sądzenia. A po drugie, dlatego, że nawet jeśli nie jesteśmy jeszcze na tyle dojrzali, by uznać go za równego – to może wcale nie był od nas gorszy? W każdym razie zauważmy, że zanim nastąpił duchowy kiks, zaczął swoją modlitwę od „dziękuję” (eucharistomai). Oby każdemu z nas tak się zawsze udawało zaczynać…