Ojciec Maciej Zięba odpowiada w „Tygodniku Powszechnym”.

Były prowincjał polskich dominikanów i znawca katolickiej nauki społecznej w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” mówi o liberalizmie, zależnościach między wolnym rynkiem a moralnością i zastanawia się, jak zaradzić biedzie.

Chrześcijaństwo a liberalizm

Kwestia wolności jest bardzo ważnym elementem chrześcijaństwa – pojęcie miłości i pojęcie grzechu zakłada wolność. Grekami rządziła Ananke, Rzymianami – fatum. W islamie jest kismet. A nas „Chrystus wyswobodził ku wolności”.

Dobry chrześcijanin to wyznawca Chrystusa. A w kwestii społecznej chrześcijanin uważa, że wolność jest darem od Boga. Jak powiedział św. Tomasz z Akwinu – homo est naturaliter liber – w tym sensie jest liberałem.

Wolny rynek a etyka

Wolny rynek lepiej zaspokaja potrzeby człowieka, ale oczywiście musi on mieć swoje prawne ograniczenia i silny fundament moralny.

Chrześcijańska wizja ekonomii, gospodarki i w ogóle nauki społecznej mówi wyraźnie: pierwsze pytanie przed podjęciem jakichkolwiek decyzji powinno brzmieć: jak się mają najsłabsi? Silniejsi sobie poradzą, dlatego słabsi są dla nas najważniejsi.

Wszystko zależy od etyki. O tym z mocą pisał Jan Paweł II, że ekonomia, która nie jest personalistyczna – „przedsiębiorstwo jest zrzeszeniem osób” – i nie ma etycznego fundamentu, jest nieludzka. Dwadzieścia kilka lat temu wzrost gospodarczy wspierał liberalny sposób myślenia o ekonomii, w którym jak w doktrynę wierzono, że rynki finansowe same się będą regulować. Panował wielki optymizm. A dziś, co było do przewidzenia, jest większy pesymizm. Po kolejnych kryzysach okazało się, że wiele racji miał Jan Paweł II, który mówił, żeby patrzeć głębiej i szerzej, nie tak krótkowzrocznie.

Co lepsze: prywatne czy państwowe?

Po grzechu pierworodnym – prywatne. Państwowe znaczy biurokratyczne. Co nie znaczy, że prawo własności jest „święte”. Ale ja naprawdę wolę sytuację, w której ludzie sami decydują, co chcą kupić, i co chcą produkować, niż gdy nakazuje im to państwo, urzędnik albo partyjny boss.

Jak zaradzić biedzie? Czy da się?

Na problem biedy trzeba patrzeć strukturalnie. Widzieć go nie tylko doraźnie, ale próbować ogarnąć cały system. Z perspektywy Kościoła mamy dwie drogi. Jedni są przekonani, że wspólnota kościelna powinna zamienić się w jedną wielką instytucje charytatywną. Drudzy natomiast bagatelizują problem, powtarzając ewangeliczną prawdę: „zawsze ubogich mieć będziecie”.

Dzielenie się, troska o najsłabszych są wpisane w sam rdzeń chrześcijaństwa. Dlatego zawsze powtarzam przedsiębiorcom trzy prawdy. Po pierwsze, bogacić się można wyłącznie w sposób etyczny. Po drugie, nie można uzależniać serca od bogacenia się. Po trzecie, trzeba się dzielić. To jest nasza elementarna odpowiedzialność, by z tego, co posiadamy, dawać tym, którzy nie mają.

Wyzysk to grzech

Niedbanie o pracowników jest oczywiście poważnym grzechem. Tak uczy katechizm. Tylko problem jest znacznie większy. Mam smutne wrażenie, że nasza wiara jest po prostu zbyt płytka. Nie rozumiemy, że trzeba żyć wiarą w Chrystusa także w naszych zakładach pracy. Gdy więc jest się przedsiębiorcą i płaci się pracownikom niewspółmierną do ich pracy pensję, to nie można się tłumaczyć sprytem albo mówić: wszyscy tak robią, więc gdy ja przestanę, to wypadnę z rynku.

Co zrobić z chwilówkami?

Zbadać problem. Jeśli mamy do czynienia z lichwą, zlikwidować.

To jest oczywiście ohyda. Wielka zbrodnia. Mamy tu do czynienia z regularną lichwą. Ale lichwa też była w socjalizmie, tylko bardziej ukryta. Wykorzystywanie dramatycznej sytuacji ludzi, którzy muszą zdobyć na coś pieniądze, załóżmy, że są to lekarstwa, jest grzechem ciężkim. Jeśli nie mają do nich dostępu, szukają pieniędzy w różnych źródłach i się zadłużają. Tu jest duża odpowiedzialność państwa, które musi dbać nie tylko o sprawiedliwość, ale też zwykłą przyzwoitość i uczciwość.