Przed maleńkim Dzieciątkiem zaczyna się rysować perspektywa krzyża.

Dwie noce w ciągu roku są szczególnie wytęsknione. Pierwszą z nich jest noc Bożego Narodzenia, drugą – Noc Paschalna.

Tej drugiej wyczekujemy jako nocy objawienia się Bożej potęgi, zwycięstwa Zmartwychwstałego nad grzechem, cierpieniem, śmiercią i wszystkim, co przytłacza nas na ziemi. Natomiast pierwszą z nich – noc narodzenia Chrystusa – świętujemy jako niepojęte uniżenie się potęgi Boga, Jego wejście w to wszystko, co na tej ziemi jest naszą słabością – w cierpienie, ułomność i śmierć sprowadzone na świat grzechem Adama i Ewy.

Noc Paschalna położyła ostateczny kres mękom Chrystusa. Dlatego radość Zmartwychwstałego jest wejściem w już wieczne wesele.

Natomiast w noc Bożego Narodzenia przed maleńkim Dzieciątkiem zaczyna się rysować perspektywa krzyża. Nawet wśród naszych polskich kolęd – przeważnie żywiołowo radosnych – chwilami pobrzmiewa zapowiedź tego, co stanie się udziałem dorosłego Jezusa.

Dlatego przypomina mi się tu usłyszane przed wieloma laty zdanie: „Cierpienie teraz jest częścią szczęścia potem, a szczęście potem jest częścią cierpienia teraz”. Perspektywa krzyża, choć bardzo trudna, nie przeraża, bo wpisana jest w każdą miłość. A rodzący się Chrystus jako pierwszy pokazuje nam, że nie cofnie się przed cierpieniem ten, kto kocha.

s. Paula