Jezus Chrystus, będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Robert Głubisz i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

To przeciwstawienie przez Jezusa dzieci światłości i dzieci świata ma nam pokazać, że może jesteś świetnym biznesmenem i znakomitym dyrektorem: zarządzasz ludźmi, zarządzasz czasem, potrafisz sobie wszytko świetnie poukładać – jest ład i harmonia. Ale okazuje się, że tylko w tym świecie tak potrafisz. A świat Boży, o którym mówisz, że w niego wierzysz, jest zaniedbany: nie potrafisz sobie zorganizować czasu na modlitwę, na to, żeby odpocząć, żeby zatroszczyć się o relacje. Zaradni jesteśmy w świecie mamony, a tak bardzo bezradni bywamy w świecie ducha, w świecie Pana Boga.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Żaden sługa nie może dwom panom służyć
 Żaden sługa nie może dwom panom służyć

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Daję, abyś dawał

 José Barrado Barquilla OP

 Am 8, 4-7 • Ps 113 • 1 Tm 2, 1-8 • Łk 16, 1-13

Dzisiejszą Ewangelię czytam bardzo społecznie. Szkoda, że politycy, menadżerowie i inne osoby odpowiedzialne za wspólne dobro tak mało czerpią w swojej działalności z Ewangelii. Świat byłby inny, gdyby ci, którzy nim kierują, nie traktowali swojej władzy w sposób absolutny. Uznanie, że Bóg jest prawdziwym Właścicielem świata, uwalnia nas od pychy i niesprawiedliwości.

Stara rzymska zasada mówi do ut des – daję, abyś dawał. Tak właśnie działa Bóg: daje nam w zarząd ten świat. Nie po to, żeby zaspokoić nasz egoizm, ale po to, żebyśmy się dzielili z innymi. Potrzebujemy dziś nowej sprawiedliwości, która będzie funkcjonowała na wzór przychylnego i życzliwego nam Stwórcy.

Skoro świat został nam oddany pod zarząd, co w nim może najbardziej do nas należeć? Myślę, że łaska zbawienia – dar Boga, którego żaden złodziej nam nie ukradnie. Prośmy, aby to, czym zarządzamy, nie przysłoniło nam prawdziwego Właściciela oraz najprawdziwszego daru, na który czekamy.

 

Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy
Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy

Uczniowie światłości

Krzysztof Popławski OP

Am 8, 4-7 • Ps 113 • 1 Tm 2, 1-8 • Łk 16, 1-13

W Xi’an, kolebce chińskiej kultury, znajduje się nestoriańska kolumna pamiątkowa z 781 roku. To pierwszy znak obecności chrześcijan w Chinach. W tamtych czasach prawo i ważniejsze wydarzenia zapisywano na kamiennych tablicach. Na tej tzw. chrześcijańskiej tablicy wyryto piękne określenie chrześcijaństwa jako „religii światłości”.

Światłość to powszechnie zrozumiały symbol, ale przecież – jako chrześcijanie – mówimy o Światłości, która jest Osobą. Jezus mówi o sobie: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12). Konsekwencją tego dla nas jest to, co pisze św. Paweł: „Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności. Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi!” (1 Tes 5, 5-6).

Jezus opowiada przypowieści, byśmy – jak uczniowie – zrozumieli coś z przesłania Bożego skierowanego do nas oraz odkryli prawdę o nas samych. Stąd też nie trzeba się skupiać na szczegółach przypowieści ani też tropić niekonsekwencji psychologicznych czy teologicznych. Należy je przeczytać jako proste wezwanie – niekoniecznie proste do wykonania – które Jezus kieruje do nas.

Najpierw to, co o nas, o mnie. Kluczowe jest stwierdzenie: „Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości” (Łk 16, 8). Jako ludzie wierzący jesteśmy synami światłości. To Jezus jest Światłością, która nie pozwala nam się zagubić w ciemności (por. J 12, 35-36), a także Światłością, która umożliwia nam przekroczenie tego, co można nazwać „cwaniactwem współczesnego człowieka”. To oczywiście kosztuje i może prowadzić do bardzo trudnych wyborów, ale dla tych, którzy rzeczywiście są synami światłości, największą stratą jest utrata światła życia.

Ta przypowieść mówi przede wszystkim o Jezusie. W naszym życiu z Bogiem ciągle jesteśmy odwiedzani przez obrotnego rządcę – Jezusa, który proponuje nam różne sposoby zmniejszenia naszego długu. Jesteśmy bowiem dłużnikami, wielkimi dłużnikami, odkupionymi przez krew Jezusa. Ciągle na nowo wpadamy w długi, w ciemności. Światłość świata przychodzi z łaską przebaczenia i na nowo zapala nam światło życia.

 

Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny
Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny

Albo Bóg, albo mamona

Michał Paluch OP

Am 8, 4-7 • Ps 113 • 1 Tm 2, 1-8 • Łk 16, 1-13

Pan Bóg jest Bogiem zazdrosnym, nie chce od nas ochłapów – czasu, energii, serca. Chce nas samych, to znaczy chce, byśmy w pójście za Nim zaangażowali całą intymność, inteligencję i twórczość, na jakie nas stać. Oczywiście nie jest to łatwe. Domaga się nieustannej czujności. Potrzebujemy też pomocy, by wytrwać na właściwej drodze.

Jednym z najważniejszych „aparatów pomiarowych” naszego zaangażowania, o którym wspomina Ewangelia, a który od wieków działa bezlitośnie precyzyjnie, jest nasz stosunek do pieniędzy. Otrzymujemy go nie dlatego, że Bóg w Chrystusie chce nas „przyłapać na gorącym uczynku” czy z satysfakcją wskazać nasze niedoskonałości, ale dlatego, że chce nas wyzwolić, uwolnić nasze serce, by mogło kochać i odnaleźć prawdziwe szczęście.

Pieniądz może bardzo wiele z nas wydobyć. Jesteśmy gotowi wstawać wcześnie, kłaść się spać późno, jeździć daleko, jadać nieregularnie, zaniedbywać rodzinę. Potrafimy zmienić nawet swoje gusty estetyczne i kulinarne, by dostosować się do naszego otoczenia w pracy czy wymagań szefa. Jesteśmy gotowi uruchomić wszystkie nasze zdolności, by mieć więcej. Więcej uznania, popularności, szacunku, wpływów: władzy i pieniędzy.

Ile zdoła z nas wydobyć wierność wierze? Na ile stać nas, by pójść za Chrystusem? Zwykle trudno nam modlić się rano i wieczorem, bo rano śpieszymy się do pracy, a wieczorem jesteśmy już tak zmęczeni albo zajęci oglądaniem telewizji, że zapominamy o modlitwie. Posty wydają się dla nas za trudne, usprawiedliwiamy się czasem, że chyba są przeżytkiem w XXI wieku. Bywa, że i msza niedzielna okazuje się wymaganiem ponad nasze siły.

Cóż robić? Może najpierw pozwolić na „pomiar”. Czy często nie tkwimy wciąż w tym samym miejscu, nie będąc w stanie uczynić choćby małego kroku do przodu w naszym życiu duchowym przede wszystkim dlatego, że nie pozwalamy się zaniepokoić Ewangelii?