Okaż Twemu słudze światłość swego oblicza i naucz mnie Twoich ustaw.

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Janusz Chwast i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

Pan Jezus nie mówi nam, żeby nie kochać bliskich. Mamy kochać mamę, tatę, rodzeństwo, małżonków, swoje dzieci, ale nie możemy ich ubóstwiać, nie możemy ich postawić wyżej niż Boga, bo wtedy mamy do czynienia z idolatrią. Nie chodzi o nienawiść, chodzi o pilnowanie pewnej hierarchii wartości w swoim życiu.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką
 Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi,
z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Naśladowca czy uczeń

 Juan Efraín Hernández Cruz OP

 Mdr 9, 13-18b • Ps 90 • Flm 9b-10. 12-17 • Łk 14, 25-33

Czasem siłą napędową do podążania za Jezusem są entuzjazm i emocje. Jezus jest jednak realistą i wie, że to za mało, by stać się Jego uczniem.

Przypomina to trochę relację między kobietą i mężczyzną: gdy jesteśmy zakochani, towarzyszą nam silne emocje, dowiadujemy się o drugim człowieku samych dobrych rzeczy, widzimy przed sobą niemal idealną osobę bez żadnych wad. Jednak ten stan nie trwa długo. Jeśli para zakochanych chce zbudować prawdziwą i głęboką więź, musi w swojej relacji odkryć coś więcej. Podobnie jest z życiem zakonnym – zakonnik powinien sobie jak najszybciej uświadomić, że nie jest aniołem i że tylko realizm może być drogą do świętości.

Jeśli kogoś naśladujemy, możemy to robić jedynie przez krótki czas. W podążaniu za Jezusem naprawdę chodzi o bycie uczniem otwartym na głos Mistrza. Ale żeby stać się uczniem, potrzebna jest miłość. Święta Katarzyna ze Sieny mówiła, że dusza jest stworzona z miłości. Nasza dusza jest zdolna kochać i pragnąć Boga. Nie można jednak zapomnieć o tym, że miłość ćwiczy się w codzienności i dotyczy konkretów naszego życia.

Czy jako uczeń Jezusa prosisz o rozwój swojej miłości? Czy jako uczeń Jezusa dzielisz się swoją miłością? Kogo kochasz?

Być uczniem Chrystusa to być specjalistą od miłości, bo przez miłość chrześcijanie z pomocą łaski Bożej budują Królestwo Boże, tu i teraz.

 

Nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem
Nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada,
nie może być moim uczniem

Wyrzec się i udźwignąć

Maciej Biskup OP

Mdr 9, 13-18b • Ps 90 • Flm 9b-10. 12-17 • Łk 14, 25-33

Kategoryczne słowa Jezusa o tym, by mieć w nienawiści ojca i matkę, brzmią niedorzecznie. Bez ożywczych więzi z bliskimi obumieramy. Chrystus sam wzrastał złączony więzami rodzinnymi. Otoczony miłością Maryi, czuł się przywiązany do Matki. Trwałe i piękne były jego przyjaźnie, jak ta z domem Marii, Marty i Łazarza. Gdy Łazarz umarł, Jezus bardzo to przeżył. Zgromadził przy sobie uczniów, zaufał im i włączył do współpracy w zbawieniu świata. Nazywając przyjaciółmi, nie wyrzekł się żadnego z nich, choć zawiedli. Chrystus odsłania Oblicze Boga, który JEST w relacji do człowieka, a nigdy bez niego. Czy Bóg – Filantropos, jak nazywa się Chrystusa na Wschodzie, który błogosławi prześladowców, uczy miłości, rozbraja nienawiść, a nieprzyjaciół czyni braćmi (św. Augustyn), mógłby się wyrzec kogokolwiek?

Używając paraboli charakterystycznej dla ludzi Bliskiego Wschodu, Jezus przestrzega przed relacjami pozbawionymi ostatecznego źródła w Bogu. Bezkrytyczna miłość, „uwieszająca się” na drugim, rozpaczliwie woła o akceptację. Drugi człowiek jest wówczas tylko tłem. Ucieczka od siebie samego i „zadurzenie się” w drugim człowieku oddalają od Boga, który stworzył nas, zna nas i kocha. Przywrócenie pierwszeństwa Bogu gwarantuje odnalezienie trwałego fundamentu dla poczucia swojej wartości, aby, jak pisała Anna Kamieńska, „widzieć człowieka nie tam gdzie właśnie stoi / ale gdzie jest naprawdę”. Bez samotności nie ma prawdziwych ludzi. Ona jest miarą naszego przystosowania do życia we wspólnocie z innymi. Doświadczenie samotności uświadamia nam, że nikt i nic nie może „zawłaszczyć” serca.

„Wyrzeczenie się” ludzi dla Boga pozwala odkryć, że nie są oni własnością, lecz darem. Na krzyżu Chrystus przygarnia wszystkich, choć nikogo nie zawłaszcza. W śmierci pozostał dramatycznie sam na sam z Bogiem. Radykalnie osamotniony i odrzucony przyjął krzyż, czyli podźwignął każdego z nas, abyśmy byli już nie „przychodniami i obcymi, lecz domownikami Boga”. Nawet tej szczególnej relacji z Matką nie zatrzymał dla siebie. Powierzył Maryję umiłowanemu uczniowi, aby i ona nim się opiekowała. Dźwiganie krzyża to także wierne niesienie innych. Skoro człowiek jest darem, nie można go porzucić, postępując jak ze zużytą zabawką: gdy traci atrakcyjność, trafia do kąta. Odrzucenie jest wypadkową zaborczej miłości.

 

Proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach
Proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach

Nienawiść dla miłości

Grzegorz Chrzanowski OP

Mdr 9, 13-18b • Ps 90 • Flm 9b-10. 12-17 • Łk 14, 25-33

Słowa Pana Jezusa o tym, że kto chce być Jego uczniem, powinien mieć w nienawiści ojca, matkę, żonę, braci i siostry i na dodatek jeszcze samego siebie, winny nas zdziwić i zachęcić do pytania, co Chrystus miał na myśli, gdy je wypowiadał? Co jest w tych słowach zaskakującego? Przede wszystkim dziwne jest to, że Jezus wzywa do nienawiści, raczej pamiętamy Jego nauczanie o miłości Boga i bliźniego, o tym, że nie ma większej miłości niż oddać życie za przyjaciół. Z ewangelicznego opisu znamy Jego czyny: dobroć, pomoc bliźniemu, uzdrowienia. Co więcej, można by jeszcze jakoś po ludzku – choć nie ma tego w nauczaniu Jezusa – zrozumieć wezwanie do nienawiści wobec wrogów i złoczyńców, słowa o słusznej karze lub zemście za krzywdę, ale Chrystus wzywa do nienawiści osób najbliższych każdemu z nas. Na koniec mowa jest także o nienawiści wobec siebie samego. To już w ogóle, przynajmniej na pierwszy rzut oka, pachnie jakimś niezdrowym cierpiętnictwem albo chorobą psychiczną. Co zrobić ze słowami Pana Jezusa o nienawiści?

Zwróćmy uwagę na jeden z możliwych, występujący w Biblii, sposobów rozumienia słowa „nienawiść”. Jak mówią znawcy Pisma Świętego, dla semickiego sposobu wyrażania się charakterystyczne jest posługiwanie się parami słów o przeciwstawnej treści bez uwzględniania pośrednich odcieni znaczeniowych. I tak na przykład w Starym Testamencie, gdy mowa jest o małżeństwach poligamicznych, żona kochana mniej od pozostałych żon określana jest po prostu jako „znienawidzona”. Pojęcie owo nie oznacza tutaj nienawiści w ścisłym znaczeniu, czyli wrogości i odrazy wobec konkretnej osoby, ale miłość mniej intensywną. Jeśli takie rozumienie „nienawiści” zastosujemy do słów Pana Jezusa, oznaczałoby to, iż kto chce być Jego uczniem, powinien bardziej niż swoich najbliższych krewnych miłować Chrystusa. Dlaczego? Dlatego, że do każdego przedsięwzięcia, czy jest to budowa wieży, czy bitwa należy się zabrać z głową. Przyjaźń z Chrystusem jest źródłem miłości i siły, także w relacjach z ludźmi. Ktoś powie: po co mi Ewangelia, sam wiem, jak mam kochać żonę i bliskich, nie mam z tym żadnych problemów. Być może nie mamy z tym problemów do czasu. Miłość do bliskich również potrafi być wyzwaniem i dlatego potrzebujemy umocnienia i światła do podejmowania mądrych i dobrych decyzji. A być może nigdy nie nauczymy się kochać, jeśli Chrystus nie pociągnie nas do pójścia za Nim drogą Ewangelii.