Otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym wołamy: «Abba, Ojcze».

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Robert Głubisz i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

Ojcze nasz… O co prosisz w tej modlitwie, co słyszysz, kiedy ją odmawiasz (jeśli masz na nią czas), o co się modlisz? W tej modlitwie nie ma „mnie”, ja w niej nie istnieję, to moje „ja” jest jakoś mocno ukryte. Na końcu jestem dopiero, bo jestem sługą – Boga i człowieka. Strasznie to jest piękne w tej prostej, a jakże wielkiej, głębokiej modlitwie. Tak to jest, że Pan Bóg zawsze będzie nam wskazywał na inny mianownik niż „ja”. Będzie nam wskazywał na „my”, bo „my” to więź, to wspólnota.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Gdy chodzę wśród utrapienia, Ty podtrzymujesz me życie
 Gdy chodzę wśród utrapienia, Ty podtrzymujesz me życie

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Zaufaj Mu

 Martin Grandinger OP

 Rdz 18, 20-32 • Ps 138 • Kol 2, 12-14 • Łk 11, 1-13

Uczniowie Jezusa, jak małe dzieci, proszą Go: Naucz nas się modlić! Pokaż nam, jak to się robi! I Jezus nie zostawia tej prośby bez odpowiedzi. W tej Ewangelii (Łk 11, 1-13) Jezus daje im coś „zewnętrznego”, słowa modlitwy Ojcze nasz – ale nie tylko. W całym przepowiadaniu Jezusa chodzi o to, żeby wymiary wewnętrzny i zewnętrzny odpowiadały sobie nawzajem. Tak jak Jezus nie chce ślepego posłuszeństwa wobec prawa, tak nie chce także pustych słów modlitwy. Równie ważna jak słowa, których Jezus uczy, jest postawa, która ma towarzyszyć modlitwie – postawa ufności. I nie ma to nic wspólnego ze ślepym zaufaniem.

Wyjaśnia to na przykładzie przypowieści, którą tak rozumiemy: Każdy z nas pomaga swojemu przyjacielowi, kiedy ten jest w potrzebie, nawet w środku nocy. Dlaczego? Ponieważ przyjaciel chce dobra dla innych. Więc nawet jeśli nie jest nam łatwo nazwać Boga przyjacielem (ponieważ On po prostu jest od nas inny i dla nas niewidoczny), to mocno wierzymy, że Bóg jest dobry i chce naszego dobra. Dlaczego nie miałby tego robić? I tu Jezus idzie dalej: Bóg nie jest dla nas tylko przyjacielem. Jest naszym Ojcem, a my jesteśmy Jego dziećmi. Dlatego nie może inaczej, jak tylko dać nam wszystko to, co ma: Ducha Świętego.

Jezus uczy nas, jak mamy się modlić. I pokazuje, kim jesteśmy: dziećmi Boga, ożywionymi Duchem Świętym. Kiedy zrozumiemy to ostatnie, inaczej będziemy się modlili słowami Ojcze nasz. Ufaj. Kto prosi, otrzymuje.

 

Zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który wskrzesił Chrystusa
Zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który wskrzesił Chrystusa

Oswajanie śmierci

Maciej Roszkowski OP

Rdz 18, 20-32 • Ps 138 • Kol 2, 12-14 • Łk 11, 1-13

Gdyby Pismo Święte stało się obiektem psychoanalizy, nadzwyczaj wdzięcznym materiałem badawczym okazałyby się zapewne listy św. Pawła, a szczególnie obecny w nich motyw śmierci. To, z jaką częstotliwością, fascynacją, a nawet – nie bójmy się tego powiedzieć – obsesyjnością używa się tam metafor związanych z szeroko pojętym umieraniem, mogłoby posłużyć za podstawę wielu śmiałych teorii dotyczących autora, jego niełatwego dzieciństwa, rodziny itd. Określenie powyższego motywu pism św. Pawła mianem „obsesyjnego” jest oczywistą ironią wobec dość powszechnego przekonania, że już samo myślenie o śmierci nosi w sobie znamiona choroby. Ale też nie do końca chodzi jedynie o ironię. Wydaje się, że w myśleniu św. Pawła jest w istocie coś obsesyjnego; coś, co można łatwo wziąć za chorobliwą fascynację śmiercią.

Św. Paweł pisze o niej namiętnie. Lecz jednak nie tak, jak to bywa w przypadku klinicznej obsesji, ale raczej tak, jak piszemy o czymś ulotnym i kruchym – o czymś, co właśnie odkryliśmy i co chcemy zapisać, by nigdy o tym nie zapomnieć. Tym, co zostało odkryte, wydaje się przede wszystkim prawda o śmierci jako bramie prowadzącej do życia. Nie chodzi tu jednak o dość oczywiste z naszej perspektywy uznanie w śmierci koniecznego etapu, który kończy ziemską egzystencję i otwiera część nową. Paweł pisze raczej o śmierci pojętej szerzej, o takiej, która jest wymiarem umierania dokonującego się już podczas życia na ziemi, a które to umieranie zakorzenione jest ostatecznie w śmierci Chrystusa.

Jeśli Paweł pisze o tak pojętej śmierci w sposób gwałtowny, to także dlatego, że zawiera ona w sobie rys czegoś przerażającego, o ile tylko nie potraktujemy jej jako czystej metafory przeżyć religijno-mistycznych. Umieranie rozciągnięte w czasie, będące świadomą rezygnacją z tego, co mogłoby się wydarzyć w naszym życiu, a co bezpowrotnie odchodzi, mija nas, nie jest ostatecznie rodzajem śmierci mniej przerażającym niż śmierć biologiczna. Możliwy do zauważenia u osób umierających gest kurczowo chwytanego dłońmi powietrza odsłania rzeczywistość szerszą – istniejącą w nas wszystkich niezgodę na to, by życie wymykało się z naszych rąk. Św. Paweł, sławiąc śmierć, występuje przeciwko odruchowi skrajnie naturalnemu.

To właśnie dlatego pisze on nam i sobie o umieraniu tak namiętnie – po pierwsze, by nie zapomnieć, że śmierć ofiarowuje nam o wiele więcej, niż moglibyśmy przypuszczać, po drugie, by nie dać się jej przerazić.

 

Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?
Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?

Przedsionki Pana Boga

Tomasz Gałuszka OP

Rdz 18, 20-32 • Ps 138 • Kol 2, 12-14 • Łk 11, 1-13

Naszemu Bogu trudno się odnaleźć w roli tego, który marszczy czoło i korzysta z niebiańskich gromów, reagując na poczynania swego „bardzo dobrego” dzieła. On bowiem, pokorny i wsłuchany, daje się przebłagać zatroskanemu Abrahamowi i ulega natarczywości żądającego chleba. Jemu wystarcza tląca się w człowieku, ledwie zauważalna prosta wiara, by uczynić go partnerem w targu na życie i śmierć.

Naszemu Bogu trudno jest też odnaleźć się w roli tego, który z całą pilnością musi strzec owej Boskiej nierówności, która jest między Nim a ludźmi. Pozwala mówić do siebie, prosić i pytać, milczeć i krzyczeć, śpiewać i płakać w swojej obecności. Bóg nasz jest Bogiem, który spotyka człowieka w zasłuchaniu nieskażonym piętnem wymiany handlowej.

Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że najwłaściwszą, o ile nie jedyną, odpowiedzią Boga na prośby tych, którzy się do Niego zwracają, powinno być Boskie, nieprzeniknione milczenie. Brak odpowiedzi – mówią – jest najlepszym świadectwem, że Bóg jest Bogiem prawdziwym, tak różnym od nas, a Jego miłość miłością bezinteresowną. Bo czy stosowanie się do próśb człowieka nie jest sprzeczne z Jego majestatem? Czy wypada Temu, który jest niezmienny i nietknięty żadną zmazą, Temu, który trwa na wieki, skłaniać się ku głosowi tych, którzy giną? Czy Bóg, który daje się dotknąć, jest jeszcze Bogiem?

Te wątpliwości wskazują na jeden tylko fakt. Naszemu Bogu trudno jest się odnaleźć w roli tego, który ma być Bogiem na właściwą – to znaczy – naszą, ludzką miarę. Potwierdzają to czytania zaproponowane dzisiaj przez Kościół.

Najpierw w przekazie Starego Testamentu Bóg cierpliwie wsłuchuje się w obawy i prośby Abrahama. Pozwala, by człowiek wraz z Nim współtworzył historię, i zgadza się w swej miłości na przyjęcie postawy posłuszeństwa wobec próśb stworzenia.

Natomiast na kartach Nowego Testamentu Boskie zasłuchanie w człowieka rozszerza się na wyraźne pragnienie intymnego z nim związku. Bóg przedstawia się jako nasz Ojciec, którego Święte Imię zasługuje na najwyższą cześć. Zaprasza do przyjęcia Jego woli, którą czyni gwarantem naszej wolności. Daje chleb i odpuszcza grzechy, ucząc nas drogi miłosierdzia i przebaczenia.

Bóg pragnie, by w Jego niebiańskich przedsionkach nigdy nie zamilkło nasze pukanie i kołatanie. On chce się z nami spotkać i rozmawiać.