Mów, Panie, bo sługa Twój słucha. Ty masz słowa życia wiecznego.

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Paweł Krupa i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

Nie zawsze odrzucenie Kościoła jest tym samym, co odrzucenie Pana Boga. Ludzie czasem nie rozumieją, zatrzymują się na jakichś zewnętrzych elementach, które ich drażnią, które ich bolą, których nie rozumieją i mówią «nie». Ale czy to znaczy, że mówią «nie» Panu Bogu? Nie nasza sprawa to sądzić, to nie my znamy ich serca. Rzucanie gromów nie należy do nas, potępianie nie należy do nas – pozostawmy Panu Bogu sądzenie.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą
 Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę,
abym potem poszedł za tobą

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Dobre rady

 Michael J. Dodds OP

 1 Krl 19, 16-21 • Ps 16 • Ga 5, 1. 13-18 • Łk 9, 51-62

Nie ma nic gorszego od tak zwanych dobrych rad. Słyszymy je nieustannie. Uwagi pasażera na temat prędkości jazdy, pomocne rady teściowej pod adresem synowej na temat tego, że zupa była źle przyprawiona. Przykłady można mnożyć.

W dzisiejszej Ewangelii Jakub i Jan także służą dobrą radą w odniesieniu do wioski samarytańskiej, która nie przyjęła Jezusa. Wydaje im się, że ogień spadający z nieba jest dokładnie tym, czego potrzebują mieszkańcy owej miejscowości. I wspaniałomyślnie oferują pomoc w realizacji swojego pomysłu. Ale Jezus odrzuca ich sugestię, ponieważ Jego królestwo jest królestwem pokoju, a nie zemsty.

Inni, których Jezus spotyka w drodze, chcieliby pójść za Nim, ale stawiają warunki: „Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca, pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”. Jezus nie przyjmuje ich propozycji, ponieważ relacja bycia uczniem – relacja miłości – jest bezwarunkowa.

Ktoś z tłumu, deklarując chęć pójścia za Jezusem, „dokądkolwiek się uda”, myślał, że Nauczyciel zmierza w jakimś konkretnym kierunku i chciałby pójść z Nim. Ale Jezus mówi, że „Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”. Po ludzku Jezus idzie donikąd. Bo Jego droga prowadzi do Jerozolimy i do krzyża – ostatecznej ofiary miłości.

Jakże często w naszym podążaniu za Jezusem posługujemy się dobrymi radami, czy też raczej tanimi wymówkami, które stawiają warunki naszej przynależności do Mistrza. Odpowiedź Jezusa jest wciąż ta sama. Zaprasza nas do pójścia Jego drogą – drogą krzyża, obumierania własnego „ja”, drogą bezwarunkowej miłości, która prowadzi do prawdziwego życia.

 

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus

Jak wędrowiec

Wojciech Prus OP

1 Krl 19, 16-21 • Ps 16 • Ga 5, 1. 13-18 • Łk 9, 51-62

– Ależ oni dużo i daleko chodzili – stwierdził ktoś, kto niedawno na własne oczy zobaczył drogi Jezusa i Apostołów. Ale w dzisiejszej Ewangelii Nauczyciel mówi, że „lisy mają nory i ptaki podniebne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”.

Wiele wspólnego z Jezusem wędrującym mają dzienniki różnych podróży. Lubię je czytać. Ci, których podejrzewałem o bycie herosami, okazują się zwyczajnymi ludźmi. W domu rodzinnym na półce stała seria „Naokoło Świata”, teraz chętnie sięgam po Marka Kamińskiego. Ciekawy jest zapis początku jednej z wypraw na biegun, kiedy notuje, że od miesiąca jest chory. Katar, kaszel, grypa – lekarstwa nie pomagają i gdy tylko z Wojtkiem, nieodłącznym towarzyszem drogi, wychodzą na mroźne powietrze, szybko stwierdzają: „Wchodzimy do ciepłego, bo zachorujemy”. Kamiński podsumowuje z humorem, że to przedziwne słowa jak na dwóch polarników, którzy już niebawem będą dokonywać rzeczy na granicy ludzkich możliwości. Nie inaczej rozpoczyna się dziennik pewnej rowerowej wyprawy dookoła świata: gdy tylko za zakrętem znikają żegnający, globtroter skręca do najbliższej kafejki, żeby zamówić colę i kawę – tak jest wyczerpany ciężarem przygotowań przed rozpoczęciem drogi.

Ludzie wyruszający ku kresowi nie tylko są zwyczajni. W drodze ciągle się im coś psuje – mimo pieczołowitych przygotowań trzeba łatać, sklejać, dokręcać i regulować. Może do tego nawiązuje dziś Jezus w przydrożnych rozmowach? Ktoś stwierdza, że pójdzie za Nim, dokądkolwiek by się udał, inny mówi, że musi pogrzebać bliskich, a jeszcze inny chce się pożegnać ze swoimi. Nauczyciel, odpowiadając, dotyka oczekiwań serc, które chciałyby wszystko perfekcyjnie przygotować i doskonale przeżyć.

A Syn Człowieczy zamieszkał ludzkie niepoukładanie i dlatego „nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”. Jego słowa brzmią jak synteza naszych doświadczeń. Myślę o tym, słysząc w pociągu do Warszawy mamy rozmawiające o wychowywaniu dzieci: „Po dobroci nie skutkuje, a jak krzyczymy, to się denerwuje, więc nie wiadomo, jak postępować”. W tym „nie wiadomo jak” odnajduję podobieństwo do Jezusa, który zna niepewność moich dni. Wie, co to są niedokończone sprawy, nieraz doświadczał niepowodzenia swoich starań. Jestem pewien, że nie odwraca się od ludzkiej bezradności, niestraszny jest Mu nawet mój bałagan. Tym bardziej chciałbym więc żyć jak On – Wędrowiec, dla którego spoczynkiem i rozwiązaniem problemów jest tylko Duch Święty.

 

Postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała
Postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała

Gwałtowność

Maciej Roszkowski OP

1 Krl 19, 16-21 • Ps 16 • Ga 5, 1. 13-18 • Łk 9, 51-62

Różnica między odpowiedzią udzieloną przez Eliasza i tą udzieloną przez Jezusa jest aż nazbyt widoczna. Ze względu na delikatność materii trudno ją też uznać za przypadkową. Jeśli wyrażona w ten sposób odmienność miałaby odpowiadać odmienności istniejącej między światem „starym” a „nowym”, to dość spontanicznie możemy nabrać zrozumiałej wątpliwości lub też dystansu wobec rozwiązań znamionujących to, co „nowe”.

Odpowiedź na pytanie o trudne do zaakceptowania słowa Jezusa nie jest z pewnością jednoznaczna. Na podstawie tego wszystkiego, co o Nim wiemy, możemy stwierdzić, że nie chodziło Mu ani o zanegowanie sensu i wartości ziemskich relacji, ani też o czczy radykalizm. Perspektywą, w której da się w pewnym stopniu zrozumieć słowa Chrystusa, jest perspektywa duchowej walki towarzyszącej przyjmowaniu Dobrej Nowiny.

W porządku przyjmowania Dobra Nowina jest przede wszystkim przeczuciem wolności. Jest chwilą skonfrontowania się z prawdą, że oto naprawdę możemy rozerwać kajdany zła, zerwać więzy śmierci i odnowić nasze życie, ku dobru i niesłychanemu rozdaniu siebie. Jest intuicyjnym uchwyceniem prawdy o tym, że skoro Boża Łaska stale nam towarzyszy, skoro stale umożliwia nam odrzucenie zła, to decyzja naprawdę została złożona w nasze ręce.

Temu uchwyceniu prawdy o wolności towarzyszy oczywiście także działanie Szatana. Przychodzi on i zatrważa nasz umysł, w sposób bardzo subtelny zasiewając ziarno wątpliwości. Po pierwsze, czy to, co rozpoznaliśmy, jest w istocie prawdziwe. A po drugie, wskazując cenę, którą trzeba będzie zapłacić w wypadku podążenia za tym, o czym ostatecznie nie wiemy, czy nie jest jedynie fantasmagorią.

Czas gra na korzyść Złego: im dłużej myślimy i wpatrujemy się w możliwe konsekwencje odmiany życia, tym bardziej grzęźniemy w strachu i w niewierze. To, co w pierwotnym akcie wiary wydawało się czymś osiągalnym, z upływem godzin staje się mrzonką. W ten sposób namysł zamiast dodawać, odbiera nam siły.

Gwałtowność, do której nakłaniał Chrystus, nie jest ekstrawagancją; jest raczej daniem sobie szansy na wygraną.