Wielki prorok powstał między nami i Bóg nawiedził lud swój.

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Paweł Gużyński i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

Codziennie na tym świecie wiele wdów, tak jak ta z dzisiejszej Ewangelii, traci swoich synów i Jezus tych synów nie wskrzesza. Tysiące ludzi choruje i dziś umrze z powodu takiej czy innej choroby i Jezus nie zdąży ich uzdrowić. Pytam więc: jaka to Dobra Nowina, że Jezus wskrzesił młodzieńca z Nain? Memento mori – „pamiętaj, że śmierć nie zwleka”. Medytacja o śmierci jest po to, by stworzyć polisę ubezpieczeniową na życie, że kiedykolwiek w życiu spotka mnie coś tragicznego i i złego, a ja dzięki tej medytacji będę bezpieczny. Nie popadnę w histerię, nie popadnę w rozpacz – doświadczę bólu i smutku, ale one mnie nie pokonają.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Spodobało się Bogu, aby objawić Syna swego we mnie
 Spodobało się Bogu, aby objawić Syna swego we mnie

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Nie płacz!

 Frank Ewerszumrode OP

 1 Krl 17, 17-24 • Ps 30 • Ga 1, 11-19 • Łk 7, 11-17

Nawet trudno sobie wyobrazić, jak czuła się wdowa z Nain, która straciła swojego jedynego syna. Gdy Jezus powiedział do niej: „Nie płacz”, pewnie nie potraktowała tego poważnie. Dlaczego miałaby nie płakać, skoro straciła jedyne dziecko? Co więcej, jej przyszłość też była zagrożona, ponieważ była wdową. Cały świat runął w gruzach.

Czasami doświadczamy czegoś podobnego w relacji z Bogiem. Modlimy się do Niego, prosimy o konkretne rzeczy, których pragniemy, ale Jego odpowiedź nie zawsze jest dla nas pomocą. Możemy się czuć zawiedzeni.

Tymczasem Bóg nigdy sobie z nas nie żartuje. Nasze potrzeby i zmartwienia zawsze traktuje poważnie, bo kocha tych, których stworzył. Jak czytamy w dzisiejszej Ewangelii, okazuje cierpiącym współczucie. Wzruszył się na widok pogrążonej w żałobie, zrozpaczonej matki z Nain i wykorzystał swoją Boską moc, aby przywrócić życie zmarłemu synowi. Robi coś, co jest poza możliwościami człowieka. Nawet jeśli w danym momencie nie wszystko rozumiemy i sprzeciwiamy się Bożym planom, możemy być pewni, że Bóg daje nam zawsze to, co dla nas najlepsze. Nie może być inaczej, bo pełen jest miłości, miłosierdzia i współczucia.

 

Pan wysłuchał wołania Eliasza
Pan wysłuchał wołania Eliasza

Wskrzeszać wiarę

Dominik Jurczak OP

1 Krl 17, 17-24 • Ps 30 • Ga 1, 11-19 • Łk 7, 11-17

Każdemu, kto choć raz szukał Boga, nieobce są pytania, które wcześniej czy później muszą się pojawić: Jak Go rozpoznać? Skąd mieć pewność, że to On, a nie pobożna bajeczka, własne wyobrażenie lub wymysł przebiegłych „funkcjonariuszy kultu”? Dlaczego Jego obecność nie może być jakoś prostsza, bardziej namacalna i oczywista? No właśnie, dlaczego? Bo wiara, jeśli pretenduje do tego, by nie być bezmyślnym ruchem umysłu, nie może gwałcić ludzkiej wolności, lecz ją zakładać i oczyszczać.

W kontekście dzisiejszych czytań warto zauważyć, że apostołom i pierwszym chrześcijanom wcale nie było łatwiej z Jezusem niż nam. Wiemy, ile czasu potrzebowali, by na nowo „nauczyć się” Zmartwychwstałego, by zrozumieć, że Jego „przypadek” nie jest ani casusem młodzieńca z Nain, ani sprawą obecności lub braku oddechu, jak w historii syna kobiety, w której domu zatrzymał się Eliasz. Jego „wskrzeszenie” ma zupełnie inny charakter.

Może dlatego Paweł, odpierając kolejny raz zarzut, że głoszona przez niego ewangelia to jedynie ludzki wymysł, jest tak bezwzględny w słowach: „Oświadczam wam, bracia, (…) nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus”. Odwołując się do własnej historii, pokazuje, że choć jego opowiedzenie się po stronie ewangelii nie znajduje ludzkiego wytłumaczenia, nie jest podyktowane chęcią zrobienia kariery czy przymusem, nie jest też rezultatem „piętnastodniowego kursu” zorganizowanego przez apostoła Piotra w Jerozolimie. To nowy Eliasz, który wskrzeszał umarłych w okolicznej krainie, Jezus „wskrzeszony” przez Ojca, jest jedynym powodem zmiany warunkującej całe życie.

Jak rozpoznać Boga? Nie tylko czekając na cuda, nawet te najbardziej niemożliwe, lecz także podejmując wolną decyzję o pójściu za Nim. Jezus, wzruszony ludzką biedą i cierpieniem, jest w stanie dotknąć mar naszego życia, przywracając nam oddech, taki bez zadyszki. Skąd mieć pewność, że to faktycznie On? Znajdując Go w Piśmie. Tam jest zapowiadany nie tylko w słowach, lecz i w gestach. Wskrzeszenia, o których mowa we wszystkich dzisiejszych czytaniach, nie należą tylko do przeszłości, one dokonują się na naszych oczach…

 

Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!
Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!

Chrześcijanin idealny

Grzegorz Chrzanowski OP

1 Krl 17, 17-24 • Ps 30 • Ga 1, 11-19 • Łk 7, 11-17

Ewangelia, którą głosi św. Paweł, nie jest wymysłem ludzkim. Nie jest też jednak wymysłem nieludzkim. Jest adresowana do człowieka i wierzymy, że nie została wymyślona w taki sposób, że zupełnie nie pasuje do niego i jego życia. Ma być dla każdego człowieka dobrą nowiną, drogą do zbawienia. Każdy ma w niej znaleźć swój własny szlak, coś dla siebie.

Cóż to znaczy, że Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim? To znaczy, że pochodzi od Boga, który pragnie, abyśmy wzrastali w dobru. Zawarty w niej ideał jest zawsze trochę ponad człowiekiem. Być człowiekiem, a chrześcijaninem chyba w szczególności, to przekraczać siebie, wzrastać. Można to rozumieć rozmaicie: na przykład przedstawić człowiekowi jakiś wzór i powiedzieć: „taki masz być”. Można wymienić, jakie cechy, zalety powinien posiadać, aby był „dobrym chrześcijaninem”. Czasami takie wyliczanki bywają komiczne, a nawet trochę nieludzkie.

Pamiętam opowiadanie pewnej starszej siostry zakonnej na temat dobrego wychowania. Dawno temu, gdy była nowicjuszką, uczono ją, że zakonnicy nie przystoi swobodny śmiech. Zamiast tego z właściwym osobie zakonnej umiarkowaniem powinna poruszać w górę i w dół samymi ramionami bez wydawania dźwięków, objawiając w ten sposób rozbawienie. Być radosnym, a jednocześnie jakże skromnym, oto ideał!

Nie, nie chodzi o to, aby osoby zakonne rżały jak konie z lada powodu. Chodzi o to, że ideał człowieka, który możemy wymyślić, może być głupi, a przy tym głoszony z namaszczeniem. Przekraczanie siebie, o które chodzi w Ewangelii, nie jest ruchem ku ideałowi ponad naszymi głowami, ale miłością ku drugiemu człowiekowi. Matka, która czuwa w nocy przy chorym dziecku, ojciec, który ciężko pracuje dla rodziny, przyjaciel, który stanie obok przyjaciela w trudnej chwili, kapłan ofiarnie spełniający swoje powołanie. Gdyby tych ludzi zapytać, czy realizują ideał chrześcijanina, wielu odpowiedziałoby, że nie za bardzo, no, może trochę, ale jeszcze im daleko do świętości. Mają swoje słabości i nie zawsze im się chce. Jednak robią rzecz najważniejszą na świecie i najistotniejszą w chrześcijańskiej wizji człowieka: przekraczają samych siebie w geście miłości ku drugiemu człowiekowi.