Jan Macias – święty spod znaku Dominika.
Świętość jest jak zaraźliwa gorączka. Na ogół tam, gdzie pojawia się choć jeden rozpalony nią człowiek, zaraz jej objawy zaczynają mieć kolejni i do tego bardzo szybko tworzą grupę wsparcia.
Świetnym przykładem na to może być Lima na przełomie XVI i XVII wieku. Żyła tam wtedy przynajmniej trójka Bożych zapaleńców i to jeśli mówimy tylko o dominikańskim środowisku: Marcin de Porres, Róża i Jan Macias.
Tego ostatniego możemy poznać na obrazach po przewieszonym przez przedramię lub niesionym w ręku koszyczku z jedzeniem, co w zestawieniu z czarnym szkaplerzem brata konwersa, zakonną kapą i zarzuconym na głowę kapturem upodabnia go do Czerwonego Kapturka.
Jednak podobieństwo jest tylko powierzchowne: zamiast czerwieni mamy elegancką czerń, zamiast wilka – ubogich lub putta pogrupowane w zgrabne pulchno-różowe pęczki, czasem też gdześ z boku widać osiołka. I, oczywiście, taka forma przedstawienia ma swoje głębokie uzasadnienie w biografii świętego.
W poszukiwaniu Nowej Jerozolimy
Jan był emigrantem z Hiszpanii, gdzie sztukę kontemplacji praktykował, pracując od najmłodszych lat jako pasterz owiec (do tego nawiązuje jego przydomek) i umilając sobie to zajęcie odmawianiem różańca. Praktyce tej pozostał wierny i już jako brat zakonny odmawiał codziennie trzy pełne różańce: za siebie, za grzeszników i za dusze czyśćcowe.
Jako dorosły wyemigrował do Ameryki Południowej. Jedni twierdzą, że pojechał ze swoim pracodawcą. Inni – że chciał praktykować to, co Ojcowie Pustyni nazywali xeniteia. Mowa o byciu dobrowolnym wygnańcem – kimś nieustannie w drodze, pozbawionym domu, przynależności, grona przyjaciół i rodziny.
Jest to namacalne doświadczenie, że wszyscy jesteśmy wygnańcami, którzy zmierzają do swojego domu – Nowej Jerozolimy.
Schronisko w drodze
Jednak w Peru odnalazł namiastkę domu – okazali się nim dominikanie, mający w swoim charyzmacie życie w drodze i miłosierdzie. Został przyjęty do klasztoru św. Marii Magdaleny w Limie jako brat konwers i został tam bramkarzem, a mówiąc bardziej zakonnie – furtianem.
Zaprzyjaźnił się z Marcinem de Porres. Obaj pomagali ubogim, zamieniając furty klasztorów, w których żyli, na darmowe jadłodajnie, obaj także mieli dar rady.
Ponadto Macias codziennie robił obchód po ubogich w okolicy swojego klasztoru, sam też ich wynajdywał i rozdzielał im część tego, co wcześniej sam użebrał. Towarzyszył mu w tych wędrówkach osiołek, którego nauczył sztuczek, dzięki którym łatwiej było nakłonić bogatszych do podzielenia się swoim stanem posiadania.
Głodny katechista
Brat Jan surowo pokutował w intencji grzeszników i dusz oczyszczających się w czyśćcu. Często niedojadał, dzieląc się swoim pożywieniem z głodującymi. Jednak nie kończyło się na dzieleniu jedzeniem – uczył ich też katechizmu i modlił się wraz z nimi.
Bracia i ludzie spotykani na ulicach nie szczędzili mu kpin i upokorzeń, które spokojnie przyjmował i oddawał Bogu. Jego pokora, posłuszeństwo i mądrość z czasem zaowocowały zaufaniem i miłością ze strony otoczenia.
Zmarł w 1645 roku, śpiewając wraz z braćmi Salve Regina.
Cud rozmnożenia ryżu
Chociaż kult zaczął się tuż po śmierci Jana, beatyfikowano go dopiero w XIX wieku, a kanonizowano w XX.
Jednym z cudów do kanonizacji było cudowne rozmnożenie ryżu. Otóż w 1949 roku w jednej z hiszpańskich parafii wydawano obiady dla sierot i ubogich, ale akurat tego dnia udało się uzbierać podczas kwesty tylko nieco ryżu i odrobinę mięsa. Kucharka, zanim zaczęła gotować posiłek, pomodliła się o pomoc do brata Jana. Ku jej zdziwieniu gotujące się ziarno przepełniło jeden garnek, potem następny i jeszcze jeden. To był jeden z niewielu dni, kiedy wszyscy potrzebujący najedli się do syta.
Św. Jan Macias – habit brata konwersa (z czarnym szkaplerzem), koszyk z jedzeniem, osiołek, ubodzy.
Dzień wspomnienia – 17 września