Małgorzata z Citta di Castello – kolejna święta spod znaku Dominika.
Współcześnie najprawdopodobniej nie pozwolono by się jej urodzić. Po stwierdzeniu podczas USG karłowatości i sporej różnicy w długości nóżek roztoczono by przed rodzicami mroczną wizję tego, jak wiele cierpienia będzie w jej życiu, i zasugerowano aborcję. A skoro w naszej, jakże humanitarnej rzeczywistości, w niektórych krajach przeprowadza się ją nawet z powodu rozszczepu podniebienia (tzw. zajęczej wargi), to odpowiedź rodzicieli wydaje się oczywista.
Rodzinna (wstydliwa) tajemnica
Tymczasem najwięcej krzywdy spotkało ją z powodu odrzucenia przez ludzi, a nie fizycznego upośledzenia. Rodzice – szlachetnie urodzeni, zamożni i wysoko postawieni – wstydzili się jej, więc zaraz po urodzeniu trafiła pod opiekę starego służącego.
I tu w życiu Małgorzatki pojawia się po raz pierwszy promień Bożej łaski – sługa był człowiekiem miłosiernym i szczerze wierzącym. Opiekował się, jak potrafił, powierzonym mu dzieckiem. Uczył je też modlitwy i opowiadał o Panu Bogu. Niestety, pomimo troski nie był w stanie zapobiec temu, że z powodu różnicy w długości nóg z czasem dziewczynce wyrósł garb. Do tego okazało się, że jest niewidoma.
Opiekun nauczył ją poruszać się po zamku tak, by nie wchodziła w drogę księciu i księżnej. Małgorzatka wiele godzin spędzała na modlitwie w kaplicy. Kiedy miała pięć lat, dostrzegł ją tam ktoś z gości i zaczął wypytywać, co to za dziecko. Rodzice, przerażeni, że ich sekret się wyda, postanowili ukryć ją jeszcze skuteczniej. W należącym do nich lesie był kościółek – zbudowali przy nim celę, z okienkiem do prezbiterum i drugim, gospodarczym, służącym dostarczaniu żywności, po czym zamurowali tam swoją sześcioletnią córeczkę.
Na szczęście Bóg o niej pamiętał – posługujący w tym miejscu kapłan szybko zorientował się, że dziewczynka pomimo fizycznego upośledzenia jest wewnętrznie nad wiek dojrzała. Zaczął ją prowadzić duchowo i tak więzienie stało się rekluzją – ścisłą pustelnią. Małgorzata pościła jak mnisi, modliła się jak oni i Pan jej błogosławił.
Cudu nie było
Kiedy miała kilkanaście lat, przeniesiono ją do kamiennej piwnicy w zamku rodziców, gdyż tamtym terenom groziła inwazja. Spędziła w tym miejscu rok, aż do jej matki dotarła informacja, że w sanktuarium Fra Giacomo mają miejsce uzdrowienia.
Rodzice chcieli poszukać pomocy i zawieźli tam Małgorzatę, jednak pomimo całego dnia czuwania, uzdrowienie nie nastąpiło. Wtedy, korzystając z faktu, że jest niewidoma, po cichu ją opuścili, zostawiając na łaskę i niełaskę otoczenia.
Rodzina zastępcza
Córka ich szukała, nawet udało się jej dotrzeć do karczmy, w której nocowali, jednak rodziców już nie było. Zostało jej życie z żebraniny i tu jej kalectwo okazało się olbrzymim atutem. Budziła współczucie swoim wyglądem, co przysparzało jej datków. A kiedy mieszkańcy miasteczka odkryli też dobroć jej serca (np. nigdy nie mówiła źle o swoich rodzicach) i dar opieki nad dziećmi i chorymi, zaczęli przyjmować ją do swoich domów i traktować jak członka rodziny.
Gdy przyjęły ją mniszki, wydawało się, że znalazła dom. Było tak, dopóki nie zmarła przełożona i siostry nie zaczęły rozluźniać obyczajów. Małgorzata pozostała wierna obserwancjom i to tak irytowało wspólnotę, że w końcu kazano jej odejść.
Wywołało to falę plotek w mieście, że musiała mieć coś na sumieniu, skoro ją wyrzucono. Przyjmowała to w milczeniu, a kiedy na jaw wyszła prawda o wewnętrznym stanie klasztoru, mieszkańcy miasteczka – poczucie winy ma wielką moc – zaczęli ją czcić jak świętą.
Dom u dominikanów
Szczególnie lubiła chodzić do kościoła dominikanów i tam przyłączyła się do powstającej świeckiej fraterni. Poznała w niej duchowość zakonu i podobnie jak św. Dominik zaczęła czuwać nocami, a dnie wypełniały jej uczynki miłosierdzia i głoszenie Ewangelii.
Jej szczególne współczucie budzili więźniowie – przynosiła im jedzenie, opatrywała rany a przede wszystkim mówiła o Chrystusie. I byli tacy, którzy nawrócili się pod wpływem jej słów, a przede wszystkim świadectwa.
Zmarła w domu jednej z zamożnych rodzin w 1320 roku, mając zaledwie 33 lata. Przy jej grobie działo się wiele cudów i w XVI wieku otwarto go, planując kanonizację. Okazało się, że jej ciało nie uległo rozkładowi – do dziś można je zobaczyć w kaplicy szkoły dla niewidomych w Citta di Castello. Podczas sekcji w jej sercu znaleziono trzy kunsztownie rzeźbione perły. Zapewne dar, jak otrzymała podczas jednej z licznych wizji.
Jest patronką niewidomych, dzieci upośledzonych i nienarodzonych oraz ruchów obrony życia. W USA tamtejsi dominikanie odprawiają za jej wstawiennictwem wieczystą nowennę w intencji wynagrodzenia za aborcje.
Beatyfikowano ją na początku XVII wieku, w rozkwicie epoki baroku. Jej nazwa pochodzi o słowa, które opisuje doskonale także dominikańską błogosławioną – barocco. Oznacza ono wadliwie ukształtowaną perłę, która właśnie ze względu na swój brak doskonałości jest szczególnie cenna.
Bł. Małgorzata z Citta di Castello (di Castello) – habit dominikański z białym welonem, laska niewidomego, garb, krótsza noga, niski wzrost, serce z trzema perłami.
Dzień wspomnienia – 13 kwietnia