Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Krupa i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Tylko Bóg może zbawić człowieka, człowiek człowieka nie zbawi. Nie wejdziemy do misji Chrystusa Zbawiciela, nie możemy zbawić świata, ale możemy wejść do owoców tego dzieła, możemy wejść do zbawienia, które On nam przygotował. Jak to się dzieje? To się zaczyna już tu, na ziemi: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem, żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie”. To jest droga do tego zbawienia, do którego Chrystus nas zaprasza, to jest droga do Jego życia. I tam Go odnajdziemy, w pełni, już nie przez zasłonę, już nie pod postaciami, ale twarzą w twarz.
Nagrania kazań na niedzielę:
Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Kochaj, bo jesteś kochany
Adrien Candiard OP
Dz 14, 21-27 • Ps 145 • Ap 21, 1-5a • J 13, 31-35
Bywa, że chrześcijanie skupiają się na wielu drobnych uczynkach, a lekceważą te, które w Ewangelii są najważniejsze. Wyrzucamy sobie na przykład rozproszenie na modlitwie, a jednocześnie jesteśmy zimni i obojętni dla najbliższych osób. To pokazuje, że nie zawsze rozumiemy, jakie ma być nasze chrześcijańskie życie. I nic dziwnego – nie jest to proste zadanie!
Jezus nam mówi, że mamy kochać naszych bliźnich, tak „jak On nas umiłował”. Tym samym to, co było już dostatecznie trudne, stało się wręcz niemożliwe do wykonania. On nas ukochał do tego stopnia, że opuścił swoją boską kondycję, aby poznać cierpienie, zdradę, śmierć. Jak możemy kochać tak samo?
Przykazanie: „tak jak Ja was umiłowałem”, to nie tylko przykład do naśladowania. To pokazanie nam źródła, do którego mamy pójść i zaczerpnąć nowej miłości, Jego miłości. „Tak jak Ja was umiłowałem” znaczy, że mamy kochać miłością, którą On nam nieustannie daje, która pochodzi od Niego.
Jezus mówi: Jeśli nie wiesz, jak kochać innych siłą swojego serca, to przyjdź i zobacz moją miłość. Służ mojej miłości. Kochaj, bo jesteś kochany!
Oto czynię wszystko nowe
W swoim czasie
Maciej Biskup OP
Dz 14, 21-27 • Ps 145 • Ap 21, 1-5a • J 13, 31-35
Ostatnia Wieczerza. Chrystus umywa uczniom nogi i zapowiada drogę śmierci i zmartwychwstania, którą musi przejść ze względu na nas. Dokąd idzie, oni pójść teraz jeszcze nie mogą. Służba i całkowity dar z siebie – to owo „tajemne miejsce”, do którego idzie, by przetrzeć nam szlak: „Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem”… (J 17, 24a). Pascha odsłania „prawzór najpiękniejszego umierania pośrodku życia wiecznego” (H. Urs von Balthasar, Credo) Trójcy.
Na wszystko jest właściwy czas. Niczego nie da się przyśpieszyć, wymusić na sobie pobożnym życzeniem. Psalmista modli się: „nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta me siły (…) wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy (…) jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza” (Ps 131). Stąd, po słowach: „abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”, apostoł Jan spoczął na piersi Mistrza, by wsłuchiwać się w Jego serce. Zasłuchany dojrzewa. Na czas najtrudniejszej lekcji, jaką miała być Pascha, schronił się w Bogu. Piotr i Judasz, którzy „lepiej wiedzieli”, zasłuchani byli w tym czasie we własną wizję drogi, choć Jezus mówił: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie” (J 15, 5). Wiemy, czym się skończyła samodzielna „dorosłość” Piotra, który chciał pójść tam, gdzie Chrystus.
Dorosnąć nie możemy samodzielnie: musimy być otuleni, otoczeni Bożym ojcostwem. Dziecko dojrzewa otoczone bezpieczeństwem i siłą miłości rodziców. Trzeba stać się dzieckiem – uczniem, „albowiem królestwo niebieskie należy do dzieci i do wszystkich, którzy są im podobni” (Mt 19, 14). Dopiero po zmartwychwstaniu, umocniony paschalnym darem Ducha, Parakleta – Obrońcy, Piotr dorośnie: „gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz [wydoroślejesz w miłości], wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. Wypowiedziawszy to, rzekł do niego: »Pójdź za Mną«”.
Teraz już możesz pójść tam, gdzie Twój Pan. Pociągnięty i osłonięty Płomieniem Ducha, „Powstań […] i pójdź!” poza zasłonę, dotąd skrywającą, a teraz odsłaniającą otchłanie Boga. Trójca, w swoje życie Osób Boskich, w wiekuistą wymianę miłości, pragnie przyciągnąć i włączyć naszą wolność.
Po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi,
jeśli będziecie się wzajemnie miłowali
Chrystus bez karabinu
Michał Adamski OP
Dz 14, 21-27 • Ps 145 • Ap 21, 1-5a • J 13, 31-35
Chrześcijanie mają się wzajemnie zachęcać, by wytrwać w wierze, bo przez wiele ucisków przyjdzie nam przejść. Nasza wiara nie jest komfortową polisą ubezpieczeniową, chroniącą nas przed bólem życia i oferującą natychmiastowe ulgi w cierpieniu. Nasza wiara nie rośnie wraz z nami w rajskim ogrodzie, podlewanym łaską Bożą typu instant. Wiara nasza jest kierunkowskazem w drodze powrotnej do naszego domu, ukazującym wędrowcowi horyzont nadziei.
Może zrodzi się wówczas pokusa, by przestać trwać w wierze, by nie tyle wytrwać, ile przetrwać. Tak się budzą nasze wielkie i małe rewolucje, w świetle których Bóg się nie sprawdza, nie zdaje egzaminu z naszego życia. Wtedy tęsknimy – może już nie za złotym cielcem, ale za bliskim Chrystusem z karabinem na ramieniu. Takim, jakiego namalował niejaki Carlos Alonso po zabójstwie Che Guevary. Obraz ten zrobił wielką karierę w Ameryce Łacińskiej, stając się symbolem człowieka, który z bronią w ręku sam walczy o swoją sprawiedliwość i lepszy świat bez łez i ucisku, nie czekając na czasy ostateczne, czyli niedzisiejsze.
Takie plakaty Chrystusa–rewolucjonisty rozwieszali na murach i rozprowadzali na ulicach studenci w krajach dyktatury wojskowej. Ale taki obraz niejeden z nas i teraz niesie w sercu. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie da się już żyć i wierzyć jednocześnie, kochać i trwać, ale chce się porzucić, by przetrwać. Wtedy, kiedy Boga nie można odnaleźć w świecie, chociaż się Go szuka. Boga, za którym nie da się iść, chociaż by się chciało, bo to Bóg niknący w wielkich mrokach dziejów i w mozolnej codzienności walki o naszą ludzką godność. Bóg ginący wraz z zdesperowanym rewolucjonistą w wielkich lasach łacińskiej Ameryki. Bóg ginący wraz z terrorystą na przedmieściach katolicko-protestanckiego miasta. Bóg ginący z fanatykiem w samochodzie pułapce na orientalnym targowisku. Bóg umierający w rodzinie zapitej na śmierć. Bóg zabity, zanim się narodzi wraz z dzieckiem – pomyłką losu.
Jednak Stwórca zostawił ślad, dzięki któremu można Go odnaleźć. Jeden przyblakły, wątły znak na krętym szlaku, który mówi: kochać tak, jak On kochał! Kochać siebie wzajemnie, tak jak On pokochał! Tylko po tym nas poznają, tylko po tym Boga poznają. Tylko tak świat uwierzy. Tylko po tym Boga odnajdą. Wszystko inne nie wytrwa, nie przetrzyma, nie ostoi się. Tylko miłość rozbroi naszego ludzkiego „Chrystusa” z karabinem na ramieniu.
Miłość wszystko przetrzyma. Tylko miłość może przetrwać.