Kapłan jest pochylony przed Bogiem po to, aby nie pochylać się przed bożkami
Jest coś niezwykłego i wzruszającego już w samym podejściu kapłana do ołtarza. Ludzie w kościele wstają… Kapłan zaś, nim wypowie jeszcze jakiekolwiek słowo, zbliżywszy się do ołtarza, wykonuje trzy gesty. Te trzy gesty, wykonane w milczeniu, wielkiej są głębi i urody oraz jeszcze większego znaczenia. W cudowny sposób streszczają życie kapłana. Zauważcie te gesty. Uczcijcie tajemnicę kapłaństwa.
Kapłan, podchodząc do ołtarza, najpierw się pochyla. O pochyleniu kapłana chciałbym więc napisać. O pochyleniu nad ołtarzem, o pochyleniu nad księgą, o pochyleniu nad Bożą Tajemnicą. Bo kapłan innej postawy nie może przybierać. Kapłan jest pochylony przed Bogiem po to, aby nie pochylać się przed bożkami. Jest pochylony nad człowiekiem po to, aby nie kłaniać się ludziom. Pochylenie się przed wartością nie przynosi ujmy. Pochylanie się nad człowiekiem nie jest nigdy stawianiem siebie wyżej. Pochylanie się jest zawsze postawą miłosiernego Samarytanina, jest postawą pokory i poszukiwania. Jest próbą zrozumienia. Dowodzi wrażliwości człowieka i jego otwarcia.
Przejdź do sklepu Wydawnictwa W Drodze
Następnym gestem dotyka kapłan ołtarza. I czyni to tak, jak gdyby dotykał samego Chrystusa. Ołtarz od starodawna przedstawiał Chrystusa. Później dotyka kapłan Księgi słowa Bożego, świętych kart Ewangelii. To jakby Bożych Tajemnic dotykał. Wreszcie dotknie ciała i krwi Chrystusowej. Dotknie, by samemu spożywać i by rozdawać ludziom. Wielki to przywilej i wielka odpowiedzialność. Dotyk jest formą poznania. Za pomocą dotyku poznajemy to, co jest poza nami.
I wreszcie już pochylony i trzymający się ołtarza, całuje kapłan z nabożeństwem krawędź ołtarzowej mensy. I to jest tak, jakby Chrystusa całował. Musi zatem uważać, aby pocałunek jego nie był pocałunkiem Judasza. Całuje jeszcze kapłan święte słowa Ewangelii po ich odczytaniu, a w dawnym rycie dominikańskim był taki zwyczaj, że tuż przed wypiciem konsekrowanego wina całował kapłan krawędź kielicha. Widziałem ze wzruszeniem, jak czynili to jeszcze starsi zakonnicy. Nauczyli się tego gestu w swojej młodości, kiedy odprawiali swoje prymicje. Teraz myśleli, że nikt na nich nie patrzy, całowali więc kielich po dawnemu. Pocałunek, odkąd człowiek istnieje, zawsze był sposobem porozumienia się w miłości.
Takie oto trzy gesty wykonuje kapłan, zanim rozpocznie mszę świętą. Gesty te wykonuje w milczeniu. Bezgłośne gesty tak wiele mówiące o kapłaństwie, więcej może niż to wszystko, co później przez najbliższe pół godziny powie. Zauważcie te gesty. Uczcijcie tajemnicę.
Pochylenie się, dotykanie i pocałunek – intymne to gesty i piękne. Chodzi więc o to, aby tutaj, przy ołtarzu, wykonywane były w sposób uczciwy, czysty i wyłączny.
Za pomocą tych gestów wchodzi kapłan w świat inny. Gesty te są bowiem sposobem kontaktowania się z innym światem po to, żeby odczytać sens własnego życia, jak i sens życia innych ludzi. Gesty te są swoistego rodzaju dogłębnym odczytaniem rzeczywistości, jej zrozumieniem w miłości.
Z taką zatem wiarą musi kapłan pochylać się nad ołtarzem, aby kamienna ołtarzowa płyta przestała być wreszcie kamieniem grobowym, by przestała straszyć swoim przerażającym zimnem, ale by się stała kamieniem odwalonym przez Chrystusa z grobu w dniu zmartwychwstania.
Z taką wiarą winien kapłan dotykać chleba i wina, aby pod wpływem słów Chrystusa zstąpił na nie Duch Święty i by stały się żywym ciałem i krwią Chrystusa, czyli pokarmem na życie wieczne.
Z taką wiarą ma całować karty Księgi słowa Bożego, żeby całe wyrazy przyklejały mu się do warg, a potem już jako żywe słowa trafiały do ludzkich serc. Wtedy dopiero powiedzieć można będzie o kapłanie – tak, ten prawdziwie był złotousty.
Pocałunek ołtarza, Księgi i kielicha Pańskiego obdarza kapłana niezwykłą wolnością, ale równocześnie go zobowiązuje. Nie wolno mu tych gestów powielać gdzie indziej, w innym duchu. Nie będą wtedy czyste, nie będą wtedy czytelne. A niewiele znaczące i niewiele mówiące, będą bezsensowne.
Bardzo trudno jest całować zimną kamienną płytę ołtarza ze świadomością, że całuje się niejako samego Chrystusa. Bardzo trudno wtedy o tę po ludzku rozumianą satysfakcję, że całuje się kogoś żywego. Bardzo trudno jest całować stronice Księgi tak, aby zawarte w niej słowa odrywały się za każdym razem na nowo i wpadały ludziom do serca.
O tych rzeczach nie powinienem może mówić, tak jak nikt nie opowiada na rynku o swojej miłości. Dlatego może lepiej wykonywać te gesty w milczeniu, nie odsłaniając tajemnicy ich intymności. Jubileuszowa jednakże uroczystość ku czci kapłaństwa skłania nas, byśmy raczej mówili, niż milczeli. Od czasu do czasu musimy się odważyć. Bardzo trudno jest nosić w sobie tajemnice i nie móc się nimi z nikim podzielić.
Kapłańskie powołanie, które wyżej wspomniane gesty wyrażają i tak doskonale streszczają, zawsze było i będzie świadectwem najwyższego poświęcenia się człowieka. Istotę jego stanowią siły niezrozumiałe i niepojęte nawet dla tych, których one pchają do decyzji podjęcia tej służby Bogu i człowiekowi. Nikt chyba do końca nigdy nie wyjaśni i nie wytłumaczy, jakie pobudki kierują ludźmi w ochotniczym do tej służby zaciągu.
Kapłaństwo Chrystusa w historii swojej nie potrzebuje nieprawdy, tak jak nieprawdy tej nie potrzebują poszczególni kapłani. Czyny nasze i działalność przynoszą nam chwałę, ale również nie wstydzimy się niepowodzeń, gdyż służbę naszą, niejednokrotnie przekraczającą ludzkie siły, pełnią nie nadludzie, ale kapłani śmiertelni.
Za to, co czynimy, za to, czym jesteśmy, rozmaitą płacimy cenę. Na nic nie liczymy, niczego nie żądamy, o nic nie prosimy. Królestwo Boże, które zakładamy, nie jest z tego świata.
Boga tylko prosimy o jedno: aby starczyło nam siły i mocy, byśmy w ostatnich chwilach naszego życia, w straszliwych momentach samotności z godnością mogli Mu zwrócić Jego wielkość kapłańską. Byśmy z jasnym i czystym czołem mogli stanąć wobec tych wszystkich kapłanów, których imiona ze czcią dzisiaj wymawiamy.
Od sposobu wykonywania wyżej wspomnianych trzech gestów przez kapłana w dużej mierze zależeć będzie jego zdolność słyszenia kroków Boga. Są to gesty tajemne, tak jak tajemne są gesty miłości. One także mogą stać się rutyną, przyzwyczajeniem, liturgicznym przepisem. Ale kiedy ożywają i stają się czytelne, są jak żyły życiodajne, jak kanały niebieskiej energii. Uczciwość w spełnianiu tych gestów napełnia kapłana mocą płynącą wprost od Chrystusa.
Początek kapłaństwa jest zawsze bardzo wzruszający. Jak pierwszy dzień w szkole, jak pierwsza miłość, jak pierwsze dziecko przychodzące na świat, jak pierwsza zieleń ukazująca się na wiosnę. Początek kapłaństwa jest nie tylko wzruszeniem, jest również przeżyciem wspominanym później przez całe życie.
październik 1977
Fragment książki Jana Góry OP „Mój dom. Mój świat”, która ukazała się w wydawnictwie „W drodze”.
Skróty, tytuł i lead pochodzą od redakcji Dominikanie.pl.