Bóg wezwał nas przez Ewangelię, abyśmy dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Wideo na niedzielę:

 Ojciec Janusz Chwast i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»

Nic nie jest w stanie odłączyć nas od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie. Cud w Kanie Galilejskiej wskazuje na to, że Jezus chce wypełnić nasze czasami puste, skamieniałe serca swoją miłością w Duchu Świętym. Kiedy człowiek doświadcza Bożej miłości, uspokaja się, rozluźnia, przestaje się bać…

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Matka Jezusa rzekła do Niego: Nie mają wina
 Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina»

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Bóg święta i radości

 Mila Díaz Solano OP

 Iz 62, 1-5 • Ps 96 • 1 Kor 12, 4-11 • J 2, 1-12

Czytania tej niedzieli wzywają nas, abyśmy byli w pełni obecni w naszych środowiskach i zamieniali wszelkie spustoszenie w nadzieję i wiarę w Boga. Ewangelia opowiada, że razem z Jezusem na wesele w Kanie Galilejskiej została zaproszona także Maryja. Nie była tylko widzem, ale czynnie uczestniczyła w tym, co się działo. Dostrzegła potrzebę i wyraziła ją. Jej niepokój jest odbiciem niepokoju tych, którzy są w potrzebie, tych, którzy doświadczają przemocy, są wypędzeni i wołają: Brakuje nam chleba! Brakuje nam pokoju! Nie mamy gdzie mieszkać! Maryja ufa i ma nadzieję, że Jezus może rozwiązać to, co po ludzku wydaje się nie do rozwiązania. A my? Czy my jesteśmy pośrodku spraw naszych rodzin, wspólnot i świata? Czy jesteśmy wrażliwi na cierpienie i biedę w naszych środowiskach? Jak wyrażamy naszą nadzieję i zaufanie Bogu?

Reakcja Jezusa utwierdza Maryję w tym, że ma być pośredniczką między Nim a nami. Co nas popycha do pomocy bliźnim? Czy zniechę- camy się przy pierwszych przeciw- nościach, czy rezygnujemy z powodu braku uznania?

W Kanie Galilejskiej, na miarę swoich możliwości, współpracowali także słudzy i dzięki nim weselny zwyczaj nieoczekiwanie stał się źródłem radości i święta. Ta przemiana dokonała się w zaciszu codzienności, pośród tego, co niewidoczne.

Wszyscy doświadczają tej cudownej przemiany, także starosta weselny, który chwali gospodarzy. W atmosferze radości chwała Jezusa staje się widzialna. Prorok Izajasz wołał: „Nie będą więcej mówić o tobie »Porzucona«, o krainie twej już nie powiedzą »Spustoszona«” (Iz 62, 4). Pośród tej wspólnoty, która celebruje blask Królestwa, jasne jest, że Bóg był, jest i będzie.

 

Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan
Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch;
różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan

Lanie wody

Wojciech Dudzik OP

Iz 62, 1-5 • Ps 96 • 1 Kor 12, 4-11 • J 2, 1-12

W jakiej roli mogę się odnaleźć w historii z Kany Galilejskiej? Wybieram postać jednego ze sług. Mógłbym oczywiście szukać siebie w panu młodym, w staroście weselnym, w którymś z uczniów czy krewnych Jezusa. Mógłbym nawet odnaleźć siebie w trosce Maryi i wielkoduszności Jej Syna. Jednak wybieram rolę sługi z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego że obsługujący weselników uczestniczy w ich zabawie. Choć nie do końca. Z pewnością słyszy muzykę, widzi tańce, może nawet kosztuje ukradkiem smakowitego jedzenia. To jednak nie on jest gościem i nie dla niego przygotowano tę ucztę.

Z Ewangelią jest podobnie. Mogę o niej słyszeć, widzieć cuda na własne oczy, skosztować smaku życia z Bogiem, a wciąż stać przed drzwiami i nie wchodzić do środka. Sługa stoi na granicy. Jest po części uczestnikiem i obserwatorem. Czy to źle? Odpowiedź znajduję w innych miejscach Ewangelii: tam, gdzie Jezus uczy o sługach nieużytecznych, o tym, że jeszcze nie czas na to, by zasiedli do stołu. Teraz jest czas wykonania wszystkiego, co im zlecono. I jeszcze tam, gdzie Mistrz mówi, że sam jest Sługą. Że przyszedł do nas, aby służyć i dać swoje życie na okup. Odnajduję się w postaci sługi weselnego, bo podobnie jak on nierzadko staję na granicy: kosztuję już tutaj owoców łaski, a jednocześnie jeszcze nie uczestniczę w pełni nowego życia.

Jest jeszcze drugi powód. Jan mocno podkreśla w swojej historii, że choć starosta nie wiedział, skąd pochodzi wino, to słudzy wiedzieli. Byli zapewne prostymi ludźmi. Skąd nagle takie wyróżnienie? Okazuje się, że dowiadują się tego przez lanie wody. Wykonują prostą czynność zleconą przez Jezusa, zachęceni – warto to przypomnieć – przez Jego Matkę: „Zróbcie wszystko…”. To dla mnie bardzo Dobra Nowina. Najzwyczajniejsza woda, która na mój rozum nie rozwiązuje problemu braku wina, okazuje się narzędziem łaski i cudu. Słudzy z tej Ewangelii przywracają mi wiarę w siłę posłuszeństwa wbrew moim „mądrym” kalkulacjom. I w siłę prostych znaków.

 

Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewaj Panu, ziemio cała
Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewaj Panu, ziemio cała

Zapomniane wyznanie

Maciej Roszkowski OP

Iz 62, 1-5 • Ps 96 • 1 Kor 12, 4-11 • J 2, 1-12

Izrael został utkany z miłości, którą obdarzył go Bóg. Ten, który był najpierw nie-ludem, a następnie – poprzez sprzeniewierzenie się Bożemu wyborowi – zasłużył na miano nierządnicy, zostaje na nowo przez Boga przywołany i utwierdzony w przymierzu. Słowem, które dominuje w dzisiejszym opisie powołania Izraela, jest oblubieńczość. Usiłuję sobie przypomnieć, ile kazań zdarzyło mi się słyszeć o Kościele jako Oblubienicy Chrystusa. Niewiele, mówiąc oględnie.

Powiedzmy, że niejednokrotnie to my, księża, nie jesteśmy ani dość święci, ani szczególnie mocno związani z Bogiem i dla­tego milczymy w tej sprawie. Z drugiej strony nam się zdaje, że także dla Was nie jest to najważniejsze. Jeśli zaś w istocie nie jest to temat, który by porywał nasze serca, to skupiamy się w kazaniach i modlitwach na sprawach bardziej żywotnych.

Oczywiście można na to spojrzeć jeszcze inaczej: fundamentalne sprawy są jasne i wiadome i nawet w dobrych i kochających się związkach małżonkowie nie szepczą sobie do końca życia wyznań miłości, ale po prostu żyją razem, starając się poświęcać temu, w co wspólnie wierzą.

Nie jestem jednak pewien, czy myśląc tak, nie popełniamy błędu. To, że nie mówimy o miłości, da się najczęściej wytłumaczyć w sposób najprostszy – tzn. jej deficytem. I nawet jeśli dotyczy tylko części kapłanów i świeckich, i tak jest to konstatacja bardzo smutna.

To, co piszę, nie zmierza oczywiście do końcowego apelu o zgaszenie światła w Kościele. Gorąco wierzę, że to, co „oblubieńcze”, jest do odzyskania. Musimy jednak, po pierwsze, nie udawać, że wszystko jest w porządku i że taka jest zwyczajna kolej rzeczy; po drugie, zachować nadzieję na zmianę; po trzecie, płakać nad obecnym stanem rzeczy (bo nad niektórymi sprawami należy płakać); po czwarte wreszcie, możemy zastosować się do rady C.S. Lewisa, który twierdził, że jeśli chcemy kochać, a odkrywamy, że nasze serce jest zimne, powinniśmy się zachowywać właśnie tak, jak gdybyśmy (!) naprawdę kochali. Powinniśmy więc USIŁOWAĆ wspominać, USIŁOWAĆ szeptać, USIŁOWAĆ trwać myślą. I wytrzymać świadomość, że być może przez całe miesiące i lata będziemy to robić nie z miłosnego pragnienia, ale wyraźnie się przymuszając.

Przecież dobry Bóg w końcu ulituje się nad nami i odmieni nasze serca.