Dekonspirujemy dominikańskich świętych. Dziś Agnieszka z Montepulciano.

Wychowana w krainie świetnym winem płynącej, od pierwszych momentów swego życia jaśniała świętością w sensie przenośnym i dosłownym. Jej narodziny poprzedziła wielka światłość spływająca z nieba. Nie przybrała tym razem żadnego określonego kształtu, ale nie dało się zaprzeczyć jej obecności.

Ludność szeptała, że to znak, że dziewczę jest powołane do życia zakonnego, Duch Święty temu przytakiwał, ale rodzice zachowywali się jak trzy małpki: udawali, że nie widzą, nie słyszą, a już na pewno nie mówią „tak”. Przynajmniej jeśli chodzi o zakonne życie Agnieszki.

Znacie czternastolatkę, która założyła klasztor?

Dziewczę zaś było równie pobożne, co małoletnie. I to nie dość, że pobożne, to jeszcze dobrze wiedziało czego chce, a chciało do zakonu. W realizacji planu pomogły kruki, a wydarzenie samo w sobie warte kamery Hitchcocka.

Wąska uliczka włoskiego miasta, po niej idzie mała Agnieszka. Słychać złowrogie krakanie a po chwili widać, że z sąsiedztwa miejscowego domu publicznego nadlatuje stado kruków. Rzuca się drapieżnie na niewinną spacerowiczkę. Walka wre. Widocznie wyczuły pismo dziobem, że to urocze dziecię we właściwym sobie czasie przyjdzie i posprząta ich sąsiedztwo, co zresztą zapowiedziało, jak już się opędziło.

Rodzice i sąsiedzi atak czarnych ptaków odczytali jako znak, że nie ma co zadzierać z Opatrznością i trzeba zrealizować pobożne pragnienie dziewięciolatki. I tak mała Agnieszka trafiła do szkoły do franciszkanek, a po pięciu latach – w jakże dojrzałym wieku lat czternastu – założyła własny klasztor. I została jego przełożoną.

O tym, że nie brakowało jej rozsądku, świadczy fakt, że wybrała dla swoich sióstr regułę dominikańską.

Lilia i Baranek

Stąd też jest przedstawiana w biało-czarnym habicie II Zakonu, w dłoni dzierży lilię – znak zachowanej czystości, nie narzędzie oganiania się od kruków. Czasem też trzyma na ręku Baranka Paschalnego z aureolą, co jest nawiązaniem do jej imienniczki z II wieku – św. Agnieszki męczennicy.

Otrzymała od Boga dar proroctwa, ekstaz i wizji. To podczas jednej z nich Matka Boża podała jej Dzieciątko Jezus, które Agnieszka z radością przyjęła. Widocznie nie miała podstaw, by obawiać się, że obraz przedstawiający mniszkę z dzieckiem na ręku może w przyszłych pooleniach budzić jakieś dwuznaczne skojarzenia. Tudzież dość nerwowe przemyślenia u braci, którzy taki obrazek dostaliby od znajomej, czy ta znajoma przypadkiem czegoś nie sugeruje.

Mniszka z Montepulciano była wolna od takich skojarzeń i dlatego zapewne jest przedstawiana z dzieckiem na ręku lub w chwili przyjmowania Maleństwa.

Krzyżyki

Często też na jej habicie widać całe mnóstwo złotych krzyżyków. Nie są to wota otrzymane za życia, przejaw słabości do religijnej biżuterii czy też proroctwo dotyczące tego, jakie akcesoria będą modne na początku XXI wieku.

Deszcz złotych krzyżyków miał na nią spłynąć jako potwierdzenie słuszności rozeznania dotyczącego fundacji klasztoru. Miało to miejsce tuż po tym, jak z siostrami złożyły śluby. Czasem też umieszcza się ten fenomen w czasie wizji opisanej wyżej.

Przegoniła nie tylko prostytutki

Może też trzymać w ręku mały kościółek – symbol fundacji. Bo warto napisać, że Agnieszka nie rzucała słów na wiatr. Kiedy po 29 latach wróciła do rodzinnego miasta, władze dały jej pod budowę klasztoru działkę, na której niegdyś gnieździły się kruki i urzędowały panie lekkich obyczajów.

Zmiana lokatorek, jak widać, drastyczna oraz symboliczna. Zwyciężyła dziewicza czystość, a kruki musiały zmienić miejsce pobytu.

Agnieszka z Montepulciano – habit mniszki dominikańskiej, lilia, Baranek Paschalny, złote krzyżyki na habicie, Dzieciątko, budynek. Wspomnienie liturgiczne – 20 kwietnia.