Pisali nie na kolanach, bez uprzedzeń do innych, krytycznie.

Nie przedstawiam żadnej uporządkowanej recepcji poglądów redakcji czy też autorów na temat chrześcijaństwa. Zadając sobie pytanie: co nam, żyjącym dziś chrześcijanom, inteligentom, może powiedzieć publicystyka „Kultury” w sprawie Kościoła i – szerzej – religii, chciałbym zaproponować tę lekturę po latach.

Jaki więc klucz można zaproponować do czytania tej antologii?

Po pierwsze: wielowyznaniowość, wielokulturowość, pluralizm religijny i przenikanie wyznań chrześcijańskich.

Jestem przekonany, że doświadczenie Drugiej Rzeczypospolitej jest nam dzisiaj potrzebne nie tylko do zrozumienia historii Polski, której już nie ma, ale także do zrozumienia świata, w którym żyjemy. Myślę o najbliższym, Europie. To trudne i czasami bolesne. Bo w większości jesteśmy wychowani w Polsce po 1945 roku, a takiej Polski nigdy wcześniej przecież nie było. Doświadczenie II wojny, holokaust, utrata terenów nazywanych Kresami, a przede wszystkim Polska bez mniejszości – to nasza codzienność.

Lektura „Kultury” uczy, że nasza tożsamość budowana była na różnorodności. Stąd teksty o Kościele greckokatolickim, o metropolicie Szeptyckim, o reformacji w Polsce. Potrzeba nam innego myślenia niż tylko wąska, czytaj – rzymskokatolicka perspektywa wyznaniowa. Dlatego tak ważne było doświadczenie Jagiellonów.

Tutaj niech mi będzie wolno zacytować Jana Pawła II z jego książki „Pamięć i tożsamość”:

„A więc polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Wydaje się jednak, że ten „jagielloński” wymiar polskości, o którym wspomniałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym”.

Od czasu, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej, młodzi spotykają się z rówieśnikami, uczą się w codziennym życiu i pracy zrozumienia inności. Także religijnej. Także bezwyznaniowej. „Kultura” o pluralizmie religijnym mówiła od zawsze.

Po drugie: krytycyzm, jako składnik myślenia i formacji inteligenta.

Także w Kościele potrzeba wymiany poglądów, budowanych na przyjmowaniu perspektywy nie tylko własnej. W wolnym świecie, gdzie żyli w większości autorzy „Kultury”, czymś oczywistym było, że krytykować można wszystko i nie należy się tego bać. A tylko takie myślenie, które poddane jest weryfikacji, broni się samo – gdy ma mocne argumenty. Chrześcijaństwo – tutaj czytaj: katolicyzm – krytyki bać się nie musi.

Antoni Pospieszalski, cichociemny, emigrant z Londynu, ze swoją rubryką „O religii bez namaszczenia” uczył patrzenia na Kościół i chrześcijaństwo w kontrze do obowiązujących w kraju tekstów pisanych raczej na kolanach i w perspektywie niestety narodowej, żeby nie powiedzieć endeckiej. Niech wolno mi będzie także przytoczyć słowa Redaktora umieszczone na okładce zbioru Pospieszalskiego wydanego już w wolnej Polsce.

„Bardzo specyficzne warunki, w jakich kształtował się polski Kościół w ostatnim stuleciu, spowodowały, że powstał w nim kompleks »oblężonej twierdzy«, dążenie do utrzymania dominującej roli w państwie, kształtowanie się postawy ortodoksyjnej, fundamentalizmu.

Nastąpiło znaczne oderwanie się od przemian zachodzących w świecie, od dążeń włączenia się do nich Kościoła Powszechnego, zapoczątkowane przez pontyfikat Jana XXIII i II Sobór Watykański.

Z satysfakcją można odnotować początki ewolucji w naszym Kościele. Szkice Antoniego Pospieszalskiego, który od lat odnotowuje zachodzące przemiany w Kościele zachodnim, niewątpliwie ten proces przyspieszą i pogłębią”.

Stąd zdecydowałem się na umieszczenie Ankiety „Kultury”, która została rozpisana podczas Soboru Watykańskiego, a jej lektura z dzisiejszej perspektywy jest fascynująca. Także komentarze do Ankiety: Józefa Mackiewicza, Czesława Miłosza czy Józefa Czapskiego.

Te teksty powinien przeczytać każdy, szczególnie ten, kto tych czasów już nie pamięta, aby zobaczyć, że tak naprawdę Kościół stale zmaga się z tymi samymi problemami. Postawa twórczego krytycyzmu, także wewnątrz Kościoła, jest potrzebna, bo uczy pokory i broni po prostu przed głupotą.

Po trzecie: antynacjonalizm.

Gdy zostaje wybrany na papieża Karol Wojtyła, Leszek Kołakowski pisze tekst o znamiennym tytule: „Pomyślne proroctwa i pobożne życzenia laika na progu nowego pontyfikatu w wiecznej sprawie praw cesarskich i boskich”.

Dzisiaj w Polsce, znowu niestety, przeważa język dyskursu i odczytywania relacji państwo-Kościół czy społeczeństwo–Kościół zbyt jednostronnie narodowy. Zapominamy, że Kościół ma być powszechny, uniwersalny i już dawno odpracował lekcję chęci wpływania na ludzi sprawujących władzę w sposób bezpośredni. To znowu Sobór Watykański uczył, że wolność indywidualnego sumienia i jego autonomia należą do porządku naturalnego, który sam Bóg nam pozostawił.

Raz jeszcze Jan Paweł II:

„(…) trzeba bezwzględnie unikać pewnego ryzyka: tego ażeby niezbywalna funkcja narodu nie wyrodziła się w nacjonalizm. XX stulecie dostarczyło nam pod tym względem doświadczeń skrajnie wymownych, również w świetle ich dramatycznych konsekwencji. W jaki sposób można wyzwolić się od tego zagrożenia? Myślę, że sposobem właściwym jest patriotyzm. Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej”.

Nawet Redaktor by się pewnie z tym spojrzeniem zgodził. Choć pewnie nie tak definiowałby patriotyzm, lecz ich patrzenie na nacjonalizm byłoby wspólne. I dostrzegane zagrożenie płynące z niego też obu panów mogłyby do wspólnej rozmowy zaprowadzić. Można tylko dziś żałować, że nigdy do takiej rozmowy nie doszło.

Są jeszcze dominikalia.

Bo jakże inaczej, gdy autorem wyboru jest współbrat: Józef Maria Bocheński, o którym Giedroyc tak pisał do Izabelli Cywińskiej:

„Mój przyjaciel, ojciec Innocenty Bocheński, świetny uczony i człowiek, miał zwyczaj chodzić po ogrodzie za czasów swojej młodości i mówić: „Innocenty bądź brutalny”. Taka kuracja mu pomogła i bardzo bym panią namawiał na jej zastosowanie”.

Nie wiem, czy Cywińska, reformując Ministerstwo Kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, z tej kuracji skorzystała, ale sam Bocheński w „Stu zabobonach” uczył nas nowego myślenia, idąc pod prąd stereotypom. Również kościelnym. A jeszcze w innym miejscu Redaktor tak o Bocheńskim powie:

„(…) wszyscy bracia Bocheńscy też wyjątkowi wariaci i też niesłychanie uzdolnieni, niesłychani dziwacy… Ojciec Józef Innocenty Maria po burzliwej karierze wojskowej jest jednym z wybitnych logików i wykłada we Fryburgu, na starość kupił sobie samolocik (przedtem jeździł jak wariat samochodem). To zupełnie czarujący wariat, bardzo się lubimy” .

Są także teksty ojca Ludwika Wiśniewskiego, ojca Aleksandra Hauke-Ligowskiego, odważnych ludzi, kiedy odwaga coś jeszcze kosztowała. Dla mnie osobiście bliski jest mądry i prosty tekst Czesława Miłosza o księdzu Józefie Sadziku. Tekst o przyjacielu i kapłanie.

Księdza Sadzika nie poznałem, ale z jego wizją kapłaństwa i rozumienia kultury, taką jak to właśnie Miłosz opisał, całkowicie się utożsamiam i  biorę ją za własną.

* * *

Cieszyłbym się, gdyby tę antologię czytali moi młodsi koledzy kapłani. Seminarzyści i różni ludzie Kościoła. Także ci, którzy z życzliwością patrzą w stronę Ewangelii. Również teolodzy, ludzie kultury, publicyści, którzy się o Kościele wypowiadają. Cały zbiór paryskiej „Kultury” jest lekturą fascynującą i bardzo wszechstronnie pouczającą. Jest świadectwem swego czasu. Ale koncepcje tam zawarte ciągle uczą myślenia wychodzącego ku przyszłości. Także teksty o Kościele świadczą nie tylko o jego roli i wpływie politycznym, ale uczą nas, że religia jak powietrze jest nam do życia potrzebna. A tęsknota za religią ewangelicznie czystą jest tłem tej publicystyki.

Posłowie o. Tomasza Dostatniego do książki „Kościół na łamach paryskiej »Kultury« w latach 1946-2000”. Skróty od redakcji Dominikanie.pl

fot. B. Nowak