Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Jacek Szymczak w cyklu „Moja niedziela”
Ojciec Janusz Chwast i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
W tym hiperaktywnym świecie wielu z nas żyje w swoistym letargu, w półśnie, jesteśmy rozproszeni. „Uważajcie i czuwajcie” – to zachęta do życia z miłosną uwagą, życia świadomego. Przyjdzie taki czas, kiedy Pan powróci w blasku swojej chwały i ci, którzy byli wierni prawdzie, wierni miłości – zakrólują wraz z Nim. Przyjdzie taki moment, kiedy naprawdę zakróluje prawda i miłość. To nie jest tak, że zło ma ostatnie słowo do powiedzenia. Ostatecznie zwycięży dobro.
Nagrania kazań na niedzielę:
Moje słowa nie przeminą
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Koniec czy początek
Łukasz Popko OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 14-32
Po co Jezus nam o tym mówi? Żeby nas wystraszyć? Jaka jest dobra nowina w Ewangelii o ciemniejącym słońcu i kosmicznej katastrofie, przed którą nie ma ucieczki? Tymczasem jest to Ewangelia o tym, że Królestwo Boże, które teraz jest ukryte i cierpi prześladowania, wreszcie się objawi, a sąd przywróci sprawiedliwość. Tak bardzo skupiamy się na pierwszej części opisu końca świata, że nie słyszymy tego, co Jezus mówi o przyjściu w chwale Syna Człowieczego. Podobnie uczniowie nie przyjmowali zapowiedzi Jezusa na temat Jego przyszłego losu: tak ich przerażała wiadomość o krzyżu, że nawet nie pytali o zmartwychwstanie, choć ono również było zapowiedziane.
Kiedy Jezus będzie sądzony przez arcykapłana, ponownie zapowie nadejście Syna Człowieczego, tak jakby chciał powiedzieć: jeszcze zobaczymy, kto kogo tutaj sądzi! Czy trzeba przechodzić przez dramatyczne katastrofy, żeby dojść do sprawiedliwości pokoju? Równie dobrze można zapytać, czy krzyż Jezusa był konieczny. Nie wiemy, co by było, gdyby… Wiemy jednak, że Bóg z tej katastrofy, którą jest śmierć Jego Syna, wyprowadził zwycięstwo życia.
Zniszczenie świątyni Jedynego Boga nie dzieje się bez Jego wiedzy i bolesnego przyzwolenia. Przygotował nową świątynię i nową Drogę, żeby się dawać ludziom. Nie ma takich gruzów, które nie zobaczyłyby przyjścia Syna Człowieczego w chwale. Nie trzeba, żeby cały świat się skończył. Wystarczy, że kończy się ten mój. Bo umiera ktoś ostatni, bo ostatnia córka wychodzi za mąż, bo to już emerytura, bo wyprowadzka z rodzinnego domu i te stare listy, które trzeba spalić, bo nie ma ich już kto czytać… Może to przemijające nie było najlepsze, ale było znane, było moje – moje życie z podłogą i sufitem.
Chrześcijanie, podnieśmy głowy znad gruzów, bo Pan jest Tym, który gromadzi na nowo! On, który „zbiera łzy moje do swego bukłaku”. Nie ma takiego zapomnianego zakamarka świata, który ukryłby Jego wybranych. Nie ma takiej miłości, dobra, którego by Jego aniołowie nie dostrzegli. Koniec ujawnia to, co jedynie trwałe, co ma trwać na wieki. Jak krzyż odsłania miłość Boga i zwycięstwo już w katastrofie. To, co wydawało się twarde, staje się miękkie, jak gałązki figowca pełnego soków – zbliża się nowe życie. Niebo nade mną i ziemia, po której stąpam – to Jego słowo.
Naród twój dostąpi zbawienia, każdy, kto się okaże zapisany w księdze
Dzień końca świata
Michał Pac OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 14-32
W naszych czasach nie spodziewamy się końca świata. Raczej patrzymy na świat racjonalnie: wiemy, że istnieje od milionów lub miliardów lat, nie widzimy, aby się nazbyt szybko zmieniał, nie przypuszczamy więc (pomijając kolejne zapowiedzi Świadków Jehowy oraz Kalendarz Majów), by miał tak nagle nastąpić jego koniec.
Niestety z nieuznawaniem kruchości tego świata idzie najczęściej w parze nieuznawanie kruchości własnego życia – czyli nieprzyjmowanie do wiadomości, że któregoś dnia umrę. Nie jest istotne, czy doczekamy, że „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku, gwiazdy będą padać z nieba”. Istotne jest, że któregoś dnia moje życie doczesne się skończy, a ponieważ – jak napisała św. siostra Faustyna – „każda dusza to inny świat”, będzie to dla mnie koniec świata.
Próbujemy zrobić wszystko, aby nie dostrzegać czekającej nas śmierci: troszczymy się przesadnie o zdrowie i fizyczne piękno, unikamy obcowania z chorobą i śmiercią (przez co tylu ludzi umiera samotnie w szpitalach). O ile lepsza była postawa wyrażana formułą „memento mori”. Nie polegała ona na ciągłym myśleniu o śmierci, zamiast troszczenia się o sprawy doczesne, lecz raczej na spokojnym przechodzeniu przez życie ze świadomością, że w dniu i godzinie, których nikt nie zna, tylko Ojciec, zostanę wezwany na sąd. Dlatego mam żyć tak, aby być gotowym, jeżeli ten dzień nastąpi dzisiaj.
Dzień końca mojego świata, czyli dzień mojej śmierci, będzie zapewne podobny do każdego innego dnia, co pięknie oddaje Czesław Miłosz w wierszu Piosenka o końcu świata, który warto zacytować, nawet jeśli ostatnie dwie linijki nie są całkiem zgodne z nauczaniem Kościoła.
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.
Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię Twojej radości i wieczną rozkosz po Twojej prawicy
Oczekuję ufności!
Stanisław Przepierski OP
Dn 12, 1-3 • Ps 16 • Hbr 10, 11-14. 18 • Mk 13, 14-32
W życiu każdego z nas toczy się duchowa walka. Chodzi w niej o stopień naszego zaufania do Jezusa, do Jego Prawdy. Święta Faustyna zapisała w Dzienniczku: „domem moim jest niebo; ale nim pójdziemy do ojczyzny, musimy spełnić wolę Bożą na ziemi, to jest muszą się w nas dokonać próby i walki” (Dz 897). Przyjście dnia Pańskiego poprzedzi szczególna walka – w życiu osobistym i społecznym. Prorok Daniel nazywa ją wielkim uciskiem. Okres ten będzie czasem intensywnej opieki Michała Archanioła nad ludem Boga. W tym czasie zbawieni będą ci, którzy zapisani są w księdze życia. Perspektywa wiecznych losów ludzi jest jednak szersza. Jedni zmartwychwstaną do wiecznego życia, drudzy ku wiecznej odrazie. Tertium non datur. Tej eschatologicznej zasady wyłączonego środka Daniel bliżej nie precyzuje. Zauważa tylko, że „mądrzy i ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, będą świecić jak gwiazdy, na zawsze”. Ten sam dychotomiczny podział występuje w opisie przyjścia Jezusa na sąd nad światem (Mt 25, 31-46). Obaj, Daniel i Jezus, jako pierwszych wymieniają błogosławionych mających wejść do domu Ojca, dopiero w drugiej kolejności tych, którzy mają udział w wiecznej hańbie. To nie dziwi.
Chrystus pragnie zbawienia ludzi. List do Hebrajczyków mówi o tym w słowach: „jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani”. Uświęcanie nie dokonuje się jednak zaocznie. Człowiek, mając wolną wolę, może odrzucić dar odkupienia. Inaczej jednak radzi Psalmista: „Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, to On mój los zabezpiecza. Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy”. Wyraża także nadzieję: „Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię Twojej radości i wieczną rozkosz po Twojej prawicy”. Sam Jezus wskazuje drogę do osiągnięcia tego celu. Wzywa do mądrości i wytrwałej czujności. Jest to zaproszenie do pielęgnacji dobrego sumienia. Oczekuje ufności, a nie strachu! Przychodzą mi na myśl słowa Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny: „Prędzej niebo i ziemia obróciłyby się w nicość, aniżeliby duszę ufającą nie ogarnęło miłosierdzie moje” (Dz 1777). Jezus jest niebem dla tych, którzy Mu ufają, życiem ich dusz.