Chrystus „na sztandarze” czy „w sercu”? Czy jedno musi przeszkadzać drugiemu?

Bardzo trudno pisze się o królowaniu Chrystusa. Po pierwsze z tej racji, że przynajmniej kilka nawyków myślowych skutecznie przeszkadza nam uchwycić istotę tej Tajemnicy. Po drugie, dlatego, że cała Ewangelia jest jedną wielką opowieścią o królowaniu Chrystusa. Kiedy zaczniemy ją czytać, koncentrując uwagę na królewskich słowach i gestach Jezusa, to niechybnie przytłoczy nas bogactwo, które trudno ująć w jakieś schematy.

Ograniczę się więc do przedstawienia tylko kilku najważniejszych ewangelicznych intuicji. Zacznę jednak od paru słów na temat tego, co moim zdaniem najbardziej utrudnia nam dzisiaj zrozumienie prawdy o królewskości Chrystusa.

Księdzu nie podoba się triumfalizm

To, co mówi się dzisiaj o Chrystusie Królu, dość często sprowadza się do przeciwstawienia „Chrystusa królującego na sztandarze”, „Chrystusowi królującemu w sercu”.

Pamiętam spotkanie z jednym z bardzo popularnych w Polsce księży, który powiedział mi, że nie może patrzeć na figury Chrystusa Króla, bo kojarzą mu się z triumfalizmem Kościoła i jego dążeniem do panowania. Wielu katolikom bliższy jest dzisiaj obraz Chrystusa uniżonego, który jest Królem dlatego, że wyzbył się wszystkiego i oddał w ręce grzeszników. Można nawet powiedzieć więcej, tylko taki Król jest dla niektórych do przyjęcia. Jego tronem jest Krzyż, a Jego Królestwo polega na służbie.

Chrystus Król, oddziałuje przez miłość, szanującą ludzką wolność, nie zaś przez władzę rozkazywania i bezwzględnego egzekwowania swoich dekretów. Ten, słuszny przecież, obraz Chrystusa Króla przedstawiany jest często w opozycji do tradycyjnej „triumfalistycznej” wizji, w której miało dojść do przeakcentowania dążenia do ustanawiania widzialnych znaków Chrystusowego władania.

Zwolennicy Króla „w sercu” często z niechęcią patrzą na zwolenników Króla „na sztandarze”, zarzucając im duchową płyciznę i politykierstwo, ci drudzy z wyższością patrzą na pierwszych, mając ich za tchórzy, defetystów i eskapistów.

Jak się ustosunkować do tego sporu: „W sercu, czy na koszulce?”. Wstyd przyznać, ale nie potrafię powiedzieć nic więcej ponad banalne „i…i”.

Trudno doprawdy pojąć, dlaczego Chrystus Król nie może być równocześnie i „na sztandarze” i „w sercu”. W czym jedno przeszkadza drugiemu? Nie potrafię powiedzieć.

Co to znaczy, że Chrystus zachowuje się po królewsku

Płycizna przeciwstawienia „w sercu” i „na sztandarze” dość skutecznie uniemożliwia nam głębsze odczytanie ewangelicznej nauki o królowaniu Chrystusa. Spróbujmy więc o tym przeciwstawieniu zapomnieć i przypomnijmy sobie niektóre sceny z życia Chrystusa Króla.

Przypomnijmy sobie, jak Chrystus okazywał swoje królowanie w każdym momencie swojego życia – w każdym czynie, w każdym słowie. Jest Królem, kiedy przebacza; jest Królem, kiedy naucza; jest Królem, kiedy uzdrawia i pociesza strapionych; jest Królem, kiedy rozmnaża chleb na pustyni.

Każde Jego słowo i każdy gest jest „królewski”, ponieważ każde Jego słowo i każdy gest są przesycone hojnością, wolnością i pewnością. Musiało to robić niesłychanie mocne wrażenie na obserwujących Go bezpośrednio. Prosty człowiek, cieśla, zachowujący się jak Król, który dokładnie wie, co chce powiedzieć, pewny swoich słów i czynów.

Ten rys królewskości Chrystusa w zderzeniu z niepewnością uczniów, podstępami przeciwników, jest fascynujący. Zawiera się w nim ogromny ładunek nadziei dla nas. Możemy, mocą Chrystusa Króla, zachować się „po królewsku” nawet w najbardziej zaplątanych i niejasnych sytuacjach. Możemy zachować pewność w naszej wierze, nawet wtedy, gdy wystawieni jesteśmy na ciężkie próby.

Przypomnijmy sobie jak Chrystus, chociaż jest Królem w każdym geście i słowie, równocześnie ukrywa swoją królewskość. Chrystus nie chce, by ludzie, nawet najbardziej Mu oddani wtłaczali Go w ramy swoich ograniczonych pojęć o królowaniu. On raczej chce, by te pojęcia się oczyszczały i poszerzały według Jego wzoru.

Wszystko to służy temu, byśmy wyostrzyli wzrok na prawdziwą wielkość Jezusa, która polega na wierności miłości aż do końca i ponad wszystko. Chrystus, nawet czyniąc cuda, ukrywa swoją królewskość, ucieka przed poklaskiem i oznakami uwielbienia.

Wszystko to po to, byśmy nie zaczęli kojarzyć Jego królewskości tylko z mocą, ale byśmy zobaczyli Jego moc w świetle miłości i dobroci. Ukrywanie przez Chrystusa Jego królewskości jak nic innego inspiruje do rozpoznawania prawdziwej wielkości a odrzucania wielkości udawanej.

Przypomnijmy sobie te wszystkie fragmenty Pisma Świętego, w których Chrystus okazuje pełną wiedzę o tym, co się kryje w człowieku.  Chrystus Król zna najskrytsze poruszenia serca i sumienia. Żaden władca tego świata – czy groźbą, czy prośbą – nie potrafi poruszyć nas „od wewnątrz”, poprzez głos naszego sumienia.

Władza Chrystusa Króla sięga jednak aż tak głęboko, aż do wnętrza każdego człowieka. Możemy być pewni, że będzie tam do nas przemawiał, że będzie niepokoił sumienie, byśmy się nie stali gnuśni i głupi. Możemy też być pewni, że tak jak Król umarł za wszystkich, tak będzie niepokoił sumienie każdego człowieka i będzie robił wszystko, by skłonić je do nawrócenia.

Czym różni się od królowania Heroda

Przypomnijmy sobie jak Chrystus odrzuca szatańską propozycję panowania nad światem. „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon” (Mt 4,9), powiedział szatan. Chrystus odrzucił tym samym wszelką mroczną stronę władzy. Jako Król jest niepodatny na żadne pokusy związane z władzą – arbitralność, brutalne niszczenie przeciwników, chęć manipulacji, itp. Odrzucając pokusę szatańską, Chrystus ukazał się jako ktoś, kto nigdy nie wykorzystuje przewagi nad kimś w sposób niegodziwy.

Możemy być pewni, że władzę nad nami sprawuje według swojej dobroci, sprawiedliwości i miłosierdzia. Być sługą Chrystusa Króla oznacza dla nas walczyć z mrocznymi pokusami, które wiążą się z władzą i przewagą nad innymi.

Przypomnijmy sobie, jak Pan Jezus zachowuje się wobec Heroda. Herod „zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział” (Łk 23,9). Ta konfrontacja Chrystusa – prawdziwego Króla, ze śmiesznym satrapą, pozbawionym w gruncie rzeczy realnej władzy i ciągle czującym na sobie oddech wrogów, jest wstrząsająca. Milczenie Chrystusa ukazuje ogrom przepaści pomiędzy Prawdą a fałszem, rzeczywistością a udawaniem.

Królestwo Chrystusa diametralnie różni się od królestwa Heroda. Królestwo Chrystusa jest zbudowane na tym, co wiecznie ważne, niezmienne i trwałe, królestwo Heroda opiera się na doraźnych grach politycznych, na błazenadzie i manipulacji. Jaką pociechą jest dla nas dowiedzieć się tego, że istnieje Królestwo Chrystusa, które opiera się na wiecznotrwałych prawdach i wartościach, i że nie jesteśmy zdani na łaskę bądź niełaskę Herodów.

Nawet umierał po królewsku

Przypomnijmy sobie, jak próbowano ośmieszyć królowanie Chrystusa. Jak wkładano Mu na głowę koronę cierniową, ubierano Go w płaszcz purpurowy, jak Go policzkowano. Prawda jest taka, że Panu Jezusowi nie można odebrać korony. Żadna moc tego świata nie może Go tego pozbawić.

Kiedy wisiał na Krzyżu, kiedy wydawało się, że Jego Królestwo umiera wraz z Nim, On zdobył się na prawdziwie królewski gest – akt łaski dla łotra. Królestwo Chrystusa jest niezniszczalne. Czy to się komuś podoba, czy nie – On jest Królem a Jego Królestwo będzie wzrastało nawet pośród prześladowań.

Przypomnijmy sobie słowa Chrystusa: „Dana Mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi” (Mt 28,18). „Na niebie i na ziemi” znaczy: wszędzie.

A jeżeli tak, to nie powinniśmy szatkować rzeczywistości i z góry wyznaczać Chrystusowi Królowi terytorium Jego panowania. Nie powinniśmy wyłączać żadnych sfer życia czy to osobistego, czy społecznego spod panowania Króla. Powinno nam żywotnie zależeć na tym, by Królestwo Chrystusa docierało dosłownie wszędzie.

Pięknie pisał o tym Kard. Stefan Wyszyński:

„»Święć się Imię Twoje«, tak ale i »Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj«. Ludzie bardzo uwzniośleni, przekonani o wysokim poziomie swego życia duchowego, uważają, że dotknięcie bochna chleba i postawienie go w »Ojcze nasz« na tej samej płaszczyźnie, co »Święć się Imię Twoje«, jest jakimś zgrzytem. troszkę się tym nawet gorszą. Jak to, tego zwykłego, twardego, czarnego, mazowieckiego chleba? Po co mówić o takim chlebie ludziom Królestwa, które nie jest z tego świata.

Wszystkie niemal katolickie programy są doskonałe, gdy chodzi o płaszczyznę dotykającą skrzydłem nieba, ale jakieś bardzo nieśmiałe i nieudolne, gdy mają dotknąć spraw ziemi. My zawsze wygrywamy, gdy dotykamy nieba, zawsze przegrywamy, gdy dotykamy ziemi.

Chrystus Pan chciał nauczyć nas sztuki łączenia spraw nieba i ziemi. Chciał ukazać harmonię rzeczy niebieskich i ziemskich, budząc w nas taką samą wrażliwość na sprawy niebieskie i ziemskie, nadprzyrodzone i przyrodzone. Chciał nauczyć nas Bożego chodzenia po ziemi i dążenia do nieba przez Bożą ziemię”.