Gdyby Kościół mówił otwarcie o trudnych sprawach, uniknąłby wielu skandali.

Tak uważa ojciec Józef Puciłowski. W wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” krytykuje przemilczanie prze Kościół różnych „grzechów, paskudnych spraw, które są ukrywane z myślą, że nie wyjdą na jaw, że się je zamiecie pod dywan”.

Przed wojną, jeśli ktoś z księży miał kobietę, to go wysyłano np. do diecezji pińskiej. Tam były lasy, bory, mokradła i nikt nic nie wiedział. Można powiedzieć, że to było w pewnym sensie zdrowe podejście: nie gorszyć maluczkich. Dzisiaj, w świecie mediów, to się już nie sprawdza. O pewnych sprawach trzeba mówić otwarcie. Gdybyśmy to robili, może uniknęlibyśmy wielu skandali” – mówi dominikanin.

Ubolewa nad tym, że „wielu kościelnych decydentów jakby żyło jeszcze w innej epoce” i nie rozumie zmieniającego się szybko świata. „Jestem z wykształcenia historykiem i z zakłopotaniem widzę, że wielu księży w swoim rozumieniu historii Polski tkwi wciąż w Sienkiewiczu. »Ogniem i mieczem«, »Potop« i »Pan Wołodyjowski« to jest dla nich jedynie źródło wiedzy o naszych dziejach” – mówi ojciec Puciłowski.

Rozmówca „Gazety Krakowskiej” uważa, że „podobnie jest z teologią moralną”, gdzie „podejście do wielu kwestii przeniesione jest z lat 30. ubiegłego wieku”.

„Ci ludzie żyją w innym świecie, nie widzą zmieniających się realiów, a przede wszystkim nie czytali »Inter mirifica«. To dokument Soboru Watykańskiego II o roli mediów. Sprzed 50 lat, ale tam są ostrzeżenia, że jak ksiądz w jakiejś parafii narobi bigosu to za chwilę to stanie się wiadome i żeby wtedy nie mieć pretensji do mediów, tylko do siebie samych i swojego środowiska” – podkreśla ojciec Puciłowski.

fot. K. Nowak