Słowo Twoje, Panie, jest prawdą, uświęć nas w prawdzie.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Gużyński i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Jezus zaprasza nas do bardzo wytrwałej pracy nad sobą, do rozsmakowania się w świętości. Chodzi o to, żebyśmy zrezygnowali z miernoty i nie żyli, jak mówił Goethe, na poziomie własnej zachcianki. „Banalnym jest żyć według własnego upodobania” – banalną rzeczą jest żyć według naturalnych żądz i instynktów, które w nas drzemią. Rozum, emocje, wolę czy naszą seksualność – każdy z tych diamentów trzeba oszlifować.
Nagrania kazań na niedzielę:
Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Komu uciąć rękę i wyłupić oko?
Jan Andrzej Kłoczowski OP
Lb 11, 25-29 • Ps 19 • Jk 5, 1-6 • Mk 9, 38-48
Ewangelia jest radykalna („radykalny” od łacińskiego radix – korzeń), czyli głęboko zakorzeniona w rzeczywistości człowieka. Droga do jego ocalenia nie wiedzie przez delikatne poprawki i kosmetyczne uzupełnienia. Jezus nie przyszedł, aby ogłosić utopijny program naprawy świata, ale przyszedł odkupić człowieka, uwikłanego w grzech. Jezus nie jest chirurgiem plastycznym zarabiającym grube pieniądze na operacjach produkujących silikonowe bóstwa. Radykalność Ewangelii polega na tym, że przynosi ocalenie tym, którzy się otwierają na jej przyjęcie, aż do samego korzenia swego bytu – całkowicie i bez zastrzeżeń. Ale my jesteśmy połowiczni, nie dopuszczamy, aby nauka Jezusa przenikała do samych korzeni, poprzestajemy na listkach i mniej ważnych gałązkach.
By nie zatrzymać się na obrazach – młody człowiek, spowiadając się, mówi, że nie przystępował do spowiedzi od dziesięciu lat, ale teraz umarła jego babcia i chce na pogrzebie przyjąć komunię świętą. Spowiednik podejrzliwie pyta, czy chodzi o to, że cała rodzina tak zamierza, więc jak wszyscy, to i on. Ale penitent zaprzecza, mówi, że śmierć babci uświadomiła mu, jak ważna jest Ewangelia, która sprawiła, że babcia była osobą ciepłą, dobrą i życzliwą dla wszystkich. – Co ją wyróżniało? – pyta spowiednik i słyszy odpowiedź: – Proszę księdza, moi rodzice chodzili do kościoła, ale tylko moja babcia się modliła naprawdę. Ja też tak chcę.
Młody człowiek zrozumiał, że musi obciąć rękę swego bezmyślnego lenistwa, wyłupić oko widzące tylko doraźne korzyści, że modląc się, musi dotrzeć do swoich duchowych korzeni i tam otworzyć się na Ewangelię jako na program życia.
Boję się katolików, którzy chętnie odcinają ręce i wyłupują oczy innym. Boję się także o nich – bo może się zdarzyć, że stając się powodem zgorszenia małych i słabych, sami uwiązują sobie kamień młyński u szyi. A z kamieniem u szyi trudno pływać po morzu.
Kto widzi swoje błędy? Oczyść mnie z błędów, które są dla mnie skryte
Oby Pan dał ducha
Krzysztof Broszkowski OP
Lb 11, 25-29 • Ps 19 • Jk 5, 1-6 • Mk 9, 38-48
Jozue na wieść o tym, że niesubordynowani, którzy nie przyszli na zebranie do Namiotu, też otrzymali dar proroctwa, prosi Mojżesza: „Zabroń im!”. Na usta ciśnie się pytanie o to, co kierowało Jozuem. On przecież „od młodości swojej był w służbie Mojżesza”. Dlaczego chce zabronić prorokować tym, którzy nie przyszli do Namiotu?
Łagodny Mojżesz odpowiada, jakby potrafił przeniknąć ludzkie serce: „Mój Jozue, nie zazdrość im!”. I dodaje – a w jego słowach czuje się najskrytsze pragnienie jego serca – „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha”.
Księga Mądrości Syracha określa Mojżesza jako „człowieka miłosiernego, który w oczach wszystkich znalazł łaskę, umiłowanego przez Boga i ludzi”. Bóg „uświęcił go przez wierność i łagodność, i wybrał spomiędzy wszystkich żyjących”.
Można w tej historii dostrzec dwie postawy: elitarną, sekciarską Jozuego i egalitarną, powszechną Mojżesza, i to zarówno w społecznościach religijnych, jak i świeckich. Pierwsza postawa akcentuje wymiar ludzki: „oni nie przyszli”, druga – działanie Boże: „oby Pan dał ducha”.
Święty Paweł skarżył się na postawę sekciarską w Koryncie słowami, które po II Soborze Watykańskim stały się najpopularniejszym tekstem czytanym w czasie nabożeństw ekumenicznych: „Czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? Skoro jeden mówi: Ja jestem Pawła, a drugi: Ja jestem Apollosa (…) Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg” (1 Kor 3, 3-7).
Fenomenem II Soboru Watykańskiego było dostrzeżenie działania Ducha Świętego u braci odłączonych: czytanie słowa Bożego u protestantów, wrażliwość na Ducha Świętego w prawosławiu… Znakomitym wyrazicielem ducha soborowego, który był tak bliski postawie Mojżesza i Jezusa z dzisiejszych czytań, był brat Roger z Taizé, gdy pisał w swoich notatkach: „Chrystus nie przyszedł po to, by założyć na ziemi jeszcze jedną religię, lecz by pojednać ludzi”.
Żyjemy w czasach po upadku muru berlińskiego i po zlikwidowaniu zasieków na Bugu. Pojawiła się nieistniejąca od dawna szansa wyjścia z zaścianków narodowych. Polacy, Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Słowacy, Litwini, Szwedzi, Rosjanie… Mamy możliwość popatrzeć na siebie nie jak na: rywali – wrogów, niższych – wyższych, skrzywdzonych – krzywdzicieli. Możemy popatrzeć na inne narody, jak na obdarowane przez Boga. Każdy naród według swego daru może służyć innym…
Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami
Droga wiarygodności
Paweł Kozacki OP
Lb 11, 25-29 • Ps 19 • Jk 5, 1-6 • Mk 9, 38-48
Jakiś czas temu Sławomir Mrożek w cyklu rysunków Kazanie na górce przedstawił człowieczka mówiącego: „Nie pytaj, czyja to wina. Na pewno nie Twoja”. Jest to zapewne reakcja na wyjątkowo aferalne lato, podczas którego każdy dzień przynosił informacje o przekrętach i korupcji na szczytach władzy. Oskarżony zawsze czuł się niewinny, pomówiony, prześladowany przez media. Taka postawa ma drugą stronę. Głowy na ekranie telewizora, głosy w radioodbiornikach i zadrukowane szpalty zawsze twierdzą, że są świetni, robią wszystko najlepiej, a to, że rzeczywistość nie potwierdza ich słów, jest winą przeciwników politycznych, poprzednich ekip lub niechętnych im ośrodków.
Takie biało-czarne widzenie rzeczywistości nie jest, niestety, domeną polityków i ludzi zasiadających na czele partii, koncernów i rad nadzorczych. Niełatwo spotkać człowieka, który potrafi z prostotą przyznać się do swoich błędów, wziąć odpowiedzialność za konsekwencje swoich czynów, nie uciekać przed skutkami swoich wyborów. Równie rzadkim ptakiem jest osoba, która zechce dostrzec sukcesy ludzi, z którymi nie sympatyzuje, i ucieszyć się nimi. Zamiast tego spotykamy plotkarstwo, obmowę i oczernianie, których tonacja jest identyczna z medialnymi wypowiedziami prominentów.
W ten sposób dewaluują się słowa, a ludzie stają się coraz mniej wiarygodni. Słowo Boże przeznaczone na ostatnią niedzielę września proponuje dokładnie odwrotną perspektywę. Wskazuje drogę człowieka, któremu można zaufać.
Pierwszym krokiem ku wiarygodności jest wypracowanie w sobie obawy przed zgorszeniem. Odpowiedzialny za swoje czyny obawia się, że jego grzech może uderzyć nie tylko w niego, w jego relację z Bogiem, ale wie, że to, co czyni, po–gorszy sytuację świata i z–gorszy człowieka, który jest świadkiem jego postępowania. Jest przekonany, że ze złem trzeba walczyć, ale dostrzega je przede wszystkim w sobie. Woli zatem sam coś stracić, niż zgrzeszyć, wolałby nie istnieć, niżby miał skrzywdzić maluczkich.
Drugim krokiem ku wiarygodności jest dostrzeganie dobra w ludziach i umiejętność cieszenia się, że Bóg nie przejmuje się przynależnością konfesyjną, partyjną, towarzyską ani żadną inną. Jego otwarte myślenie wyrażają słowa: „Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”.
Stają przed nami dwie drogi: ta proponowana przez Pana Jezusa na kartach Ewangelii i ta propagowana przez media ukazujące bohaterów życia politycznego i gospodarczego. Tertium non datur.