Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Krupa i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
„Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami?” To nie jest dla nas tylko pytanie retoryczne, każdego z nas coraz mocniej dotyczy. Bardzo często myślimy o wojnie jako o winie polityków, ekonomistów, bankierów – jakiś decydent jest winny. A św. Jakub wskazuje nam na nasze serce. Wojna jest wynikiem tego, co człowiek ma w swoim sercu, co JA mam w swoim sercu. Bo tak jak wspólnie gromadzimy dobro, tak niestety nasze grzechy i nasze zło mają tendencję do łączenia się i tworzenia koszmarnego bagażu, który krążąc w świecie, wywołuje niesnaski, wojny, śmierć i nienawiść.
Nagrania kazań na niedzielę:
Boże, wysłuchaj mojej modlitwy, nakłoń ucha na słowo ust moich
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Co znaczy najmniejszy?
Łukasz Popko OP
Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37
Po zejściu z Góry Przemienienia Jezus obrał jasny kierunek. Od tej pory zmierza ku Jerozolimie, a jednocześnie ku wypełnieniu swej misji: męce i zmartwychwstaniu. Wydarzenia na tej drodze dotykają tajemnicy Jezusa i Jego Krzyża. Choć Pan stara się przygotować swoich uczniów na to wydarzenie, nie na wiele się to zdaje. Uczniowie nie tylko nie rozumieją, ale nawet boją się pytać. Toczą za to wewnętrzne dyskusje, dociekając, który z nich jest większy. Może ten, który jest starszy? Może ten, który został pierwszy powołany? Albo ten, który jest bardziej wygadany?
My także, świadomie lub nieświadomie, ustalamy jakąś hierarchię. W każdej grupie są ci, którzy nadają ton, których głos jest decydujący, których inni naśladują. Nasze oczy najczęściej są skierowane właśnie na nich. Pół biedy, gdy są to ludzie godni podziwu. Apostołowie, zajmując się sobą, stracili jednak z oczu Jezusa, jedynego Mistrza. Szukali największego według własnych kryteriów, wśród siebie. Nauczyciela o nic nie pytali, mimo że szedł obok nich.
Pan sam zadaje im więc pytanie i choć żaden z Dwunastu nie odpowiada, Mistrz wie, o co się spierali. Pokazuje im swoją drogę do wielkości: szukać najmniejszego i przyjąć go. I żeby zobrazować słowa, obejmuje ramionami dziecko. Kto przyjmie najmniejszego, przyjmuje Jezusa. Bóg utożsamia się z najmniejszymi.
Jezus kieruje wzrok rozgorączkowanych uczniów na siebie i swoje zachowanie. Jakby wołał: Ścigacie się o niewłaściwą rzecz! Biegniecie nie w tę stronę! I, jak to często bywa, zostawia ich i nas z otwartymi pytaniami. Kto jest wśród nas najmniejszy? Nie chodzi przecież tylko o wzrost. Czy najmniejszy to ten, kto jest słaby? Nieporadny? Niedostrzeżony? Bo niekoniecznie to ten, kto najgłośniej woła o pomoc. A może najmniejszy jest ten, kto nie żyje jak Jezus, kto nie chce być najmniejszy i nie chce być sługą? Czyżby najmniejszy, którego trzeba szukać, to grzesznik?
Wreszcie, co to znaczy przyjąć osobę? Obejmowanie ramionami musi być znakiem czegoś więcej. Czy to znaczy, że mamy dać małemu poczucie bezpieczeństwa? Po to, żeby i on stał się taki jak my, jaki jest nasz Nauczyciel: szukający najmniejszych i sługa wszystkich.
Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie,
starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz
Bóg jest mały
Michał Pac OP
Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37
Podczas pobytu w Kairze jeden z moich współbraci wdał się z przypadkowo spotkanym muzułmaninem w życzliwą rozmowę na temat Boga i tego, jak Go rozumieją chrześcijaństwo i islam. Oczywiście muzułmanin, dla którego Bóg jest jedyny, wielki i niedostępny, miał trudności ze zrozumieniem prawdy o Wcieleniu Chrystusa. Z jej wyjaśnianiem nie było problemu aż do momentu, gdy mój współbrat zaczął mówić o żłóbku betlejemskim. Oburzony muzułmanin zapytał: „Chcesz powiedzieć, że Bóg przyszedł na świat jako małe dziecko, że sikał w pieluszki?!”. „Właśnie tak” – odpowiedział mój współbrat. Na tym rozmowa się skończyła. Pieluszki były absolutnie nie do przełknięcia dla muzułmanina. Bóg nie może sikać w pieluszki, gdyż „Bóg jest wielki”, jak mówią muzułmanie. Chrześcijanie żyjący w Egipcie, niejako w odpowiedzi, mówią: „Bóg jest mały”.
Trudno się dziwić, że wspomniany muzułmanin miał problem z przyjęciem Boga jako małego, słabego i bezbronnego, skoro ten sam problem mieli sam św. Piotr i apostołowie. Ktoś powiedział, że są trzy momenty, w których Pan Jezus całkowicie oddaje się w nasze ręce: Betlejem, Golgota i każda Eucharystia. Ciekawe, że przyjęcie każdej z tych tajemnic wiary przychodzi nam często z trudnością. Apostołowie potrafią powiedzieć, że Jezus jest Mesjaszem, o ile oznacza to, że jest Bogiem wielkim. Gdy Chrystus zaczyna im mówić o Golgocie i tłumaczyć, że być Mesjaszem oznacza stać się tak małym i bezbronnym, aby oddać za nas życie na Krzyżu, nie potrafią tego ani zrozumieć, ani przyjąć.
Zanim ich ocenimy, zadajmy sobie pytanie, czy w głębi serca my również nie pragniemy wielkiego Mesjasza, który przyjdzie zrobić porządek ze złym światem i grzesznikami. A tymczasem Chrystus nie wybiera drogi potępiania i nawracania siłą, lecz drogę pociągania miłością. Nawet jeśli czasem wydaje się ona mało skuteczna i nawet jeśli zaprowadzi Go na Krzyż. Również drogą naszą – drogą chrześcijan – zawsze powinna być droga miłości: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.
A trzeciego dnia zmartwychwstał… – zwycięstwo jest po stronie miłości!
Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich
Rozmowy w drodze
Jan Spież OP
Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37
Opowieść św. Marka pokazuje jeszcze raz, jak trudna jest umiejętność słuchania tego, co do nas mówią. Dotyczy to także słowa Bożego. Pan Jezus zaś mówił uczniom rzecz niezwykle ważną. Właśnie wracali z góry Tabor do Kafarnaum, skąd Jezus miał podążyć w swą ostatnią drogę do Jerozolimy. Na górze wobec Piotra, Jakuba i Jana przemienił się, aby umocnić ich wiarę przed czekającym doświadczeniem. Chciał także przygotować na nie pozostałych apostołów, powiedział więc im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dnach zmartwychwstanie”.
Te słowa nie docierały do uczniów, nie pojmowali ich i bali się prosić Jezusa o ich wyjaśnienie. Jedynie Piotr potraktował poważnie zapowiedź męki, którą usłyszał tuż po swym wyznaniu wiary w Jezusa: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Jednak i on nie rozumiał, że w męce i zmartwychwstaniu dopełni się mesjańska misja Syna Bożego. Próbował więc pouczać: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”, a później, choć ostro skarcony przez Jezusa: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, ale po ludzku” (Mt 16, 13-23), zaopatrzył się w miecz na rozprawę z Jego przeciwnikami. Inni zaś uczniowie sprzeczali się, który z nich jest największy, zapewne myśląc, któremu z nich dostanie się lepsze miejsce w królestwie.
Jezus zatem cierpliwie wyjaśnia: „Jeśli ktoś chce być pierwszy, niech będzie ostatni ze wszystkich i sługą wszystkich”. Nie są to puste słowa, bo już wkrótce zostanie uznany za ostatniego z ludzi i poniesie na krzyż winy nas wszystkich.
Po tych doświadczeniach trudno się dziwić Jakubowi, że nie ma już takiej cierpliwości i w swoim liście wypomina chrześcijanom ich zwady i zazdrość, obce duchowi mądrości pochodzącej od Boga. Te słowa apostoła są skierowane i do nas, bo mimo nauki i przykładu Jezusa ciągle jesteśmy podobni do owych uczniów z dzisiejszej Ewangelii i szukamy tego, co dla nas wygodne.
Czy wobec tego pozostaje nam wątpić, że słowa Jezusa mogą w końcu poruszyć myśli i serca uczniów? Zapewne, gdyby liczyć tylko na naszą wolę, tak by było, ale drogę nadziei ukazuje wydarzenie poprzedzające ową rozmowę z uczniami. Wśród tłumu oczekującego na Jezusa u stóp góry Tabor był ojciec opętanego chłopca. „Jeśli coś możesz, ulituj się nad nami i pomóż nam” – prosił. Kiedy usłyszał odpowiedź Jezusa: „Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy”, zawołał: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu”. Tylko On sam może zaradzić naszej nieumiejętności słuchania i naszemu niedowiarstwu.