Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim
fot. flickr.com / Lawrence OP
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Gużyński i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Ojcowie Kościoła mówili: chrześcijanin jest kimś, kto żyje od niedzieli do niedzieli, od dnia Pańskiego do dnia Pańskiego. Kiedy Pan przychodzi, oni są gotowi spotkać się z Nim, przyjąć Eucharystię i przejść z Nim na tamtą stronę. Ten tydzień to jest miniatura rzeczywistości – kto w małej rzeczy sobie poradzi, ten posiądzie rzeczy wielkie. Mamy tydzień na to, by uporządkować swoje życie, ponieważ w niedzielę Pan przyjdzie i może już w tę niedzielę zabierze ciebie. Masz krótkie życie, masz niewiele czasu na to, żeby zdobyć życie wieczne.
Nagrania kazań na niedzielę:
To jest chleb, który z nieba zstąpił
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Jeszcze więcej
Łukasz Popko OP
Prz 9, 1-6 • Ps 34 • Ef 5, 15-20 • J 6, 51-58
Jezus rozmnożył chleb. Następnego dnia cud ten ściągnął tłumy i z konieczności pewnie wzbudził porównania z Mojżeszem, który dał ludowi mannę do jedzenia w tyleż czcigodnej, co odległej przeszłości pełnej znaków Bożej mocy. Mojżesz to idealny prorok, tak jak idealny był dla Izraela również czas wędrówki na pustyni, kiedy lud kroczył w bliskości Boga. Jezus skorzystał z tego słusznego skojarzenia, żeby zaprowadzić swoich słuchaczy dalej.
Manna, ten ulotny pokarm, podtrzymywała ich przodków jedynie przez jakiś czas. Wszyscy oni pomarli. Co więcej, nawet plagi egipskie, przejście przez morza, objawienie na Synaju i wszelkie inne znaki potęgi Pana nie ustrzegły ludu przed nieposłuszeństwem. Nawet Mojżesz musiał umrzeć, nie osiągając celu wędrówki. Dopiero nowe pokolenie weszło do Ziemi Obiecanej. Nieprzypadkowo stało się to pod wodzą imiennika Pańskiego Joszuy.
Jezus jest rozczarowany, że jego słuchacze poprzestają na tak małej rzeczy jak chleb do sytości. Tymczasem Bóg zawsze chce dać nam więcej, niż jesteśmy w stanie przyjąć. Rozwój naszej relacji z Bogiem hamuje to, że prosimy Go o zbyt mało, nie zaś to, że prosimy o zbyt wiele. Za to od ludzi oczekujemy często zbyt wiele, jakby to oni mieli boską naturę i mogli zapewnić nam szczęście, ostateczne spełnienie czy nieskończoną miłość. Taka idolatria może zniszczyć najlepiej zapowiadającą się relację.
Dla Jezusa manna z nieba, która utrzyma nas przy życiu jedynie przez chwilę, to zbyt mało. Dlatego obiecuje nam chleb nieprzemijający, podtrzymujący życie na zawsze, bo będzie to życie czerpane z Boga. Zapowiada, że Ojciec przyciągnie do Niego ludzi, by dać im już nie jakiś przedmiot, ale siebie samego: Chleb Żyjący. Jeśli pragniemy i prosimy Boga jedynie o coś mniejszego niż On sam, nie zrozumiemy ani eucharystii, ani miłości, ani słów „bierzcie i jedzcie, bierzcie i pijcie”.
Bóg jest zawsze gotów dać się człowiekowi w całości i na zawsze. Dlatego jest prawdziwym pokarmem i prawdziwym napojem. Naszym zadaniem jest nauczyć się jeść, żeby dar ten przyjmować całym swoim życiem, wolą, duszą. Wtedy dopiero będzie po co „żyć na wieki”.
Napełniajcie się Duchem, przemawiając do siebie wzajemnie
w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha
fot. flickr.com / Lawrence OP
Nie jestem Martą Robin
Tomasz Zamorski OP
Prz 9, 1-6 • Ps 34 • Ef 5, 15-20 • J 6, 51-58
Dla francuskiej mistyczki Marty Robin był jedynym pokarmem, a więc chlebem powszednim. Dla większości z nas, zjadaczy bułek z szynką i schabowego, jest pokarmem niejedynym. Smaku w hostii nie znajdujemy zresztą zbyt wiele, nie mówiąc już o smaku czy kosztowaniu Boga. Jak jednak dotrzeć do tego smaku właściwego? Jak Cię przyjąć, Panie, a nie tylko zjeść? Jak pozwolić, byś zamieszkał, przebóstwił nas – jak mówią bracia ze Wschodu?
Komunia zaczyna się od odkrycia naszej niewystarczalności. Szukamy drugiego człowieka dla siebie, żeby się podzielić, żeby go przyjąć. Jakbyśmy chcieli wtulić się w jego ramiona i przetrwać. Jakbyśmy byli ożywiani wspólnym krwiobiegiem, już nie dwoje, ale jedno. Ale nawet w chwilach przebłysku i geniuszu zjednoczenia pozostajemy osobno, w dodatku narażeni na utratę. Ta chwila bliskości przemija, my przemijamy… Jak więc to zatrzymać, jak nakarmić się życiem? Może rację mają pesymiści, mówiąc: „straszną jest rzeczą urodzić się człowiekiem, straszną jest rzeczą wiedzieć, że umrzesz”. Gorzka to prawda o życiu. Ale wtedy też budzi się w nas rodzaj głodu, który bywa ślepym i niezidentyfikowanym niepokojem, szukaniem sycącego smaku życia, które się nie kończy.
Twój chleb, Panie – Twoje ciało i Twoja krew to obietnica, że Nieskończone i Trwające zabiera i przemienia naszą skończoność, doraźność, przygodność i niekonieczność. Jednak ta obietnica życia wiecznego – biały opłatek – zdaje się marną bronią i lichą nadzieją wobec bólu przemijalności ciała, zdrowia, upływu czasu, samotnej starości, w końcu własnej i cudzej śmierci – czy nie wymagasz od nas słabych zbyt wielkiej wiary?
Odpowiedzi, które rodzą się w mojej głowie i sercu, mówią o Twojej bezbronności, która jest jak bezbronność opłatka. Dlatego komunii z Tobą trzeba się uczyć, pokorniejąc. Ty sam prowadzisz do niej, do większego głodu i smaku. Uczysz też, że – by zbliżyć się do Ciebie – trzeba przejść przez bramę człowieka. Ludzka „bliskość” uczy bliskości Boga, a Boskie blisko, kiedy karmisz nas hostią, uczy trwania przy drugim. Boskoludzka komunia życia, wymiana i zależność. Twój chleb nazywają zadatkiem wieczności, a więc możliwością, otwarciem, wyprowadzaniem z niemocy i ograniczeń, z naszej niepewności ku czemuś, co nie przemija. Sam wiesz, jak trudno w to uwierzyć, jak trudno przyjąć Tajemnicę, ile w nas oporu przed prostotą tego znaku. Dlatego przyznaję, że więcej nie rozumiem, niż wiem, i proszę, przymnóż mi wiary, póki co nie jestem Martą Robin.
Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam
fot. flickr.com / Lawrence OP
Wyjść poza doczesność
Jacek Kopera OP
Prz 9, 1-6 • Ps 34 • Ef 5, 15-20 • J 6, 51-58
Jezus, przemawiając do swoich słuchaczy, wielokrotnie zwracał ich uwagę na konkretne, powszechnie znane aspekty życia codziennego, za którymi kryła się jednak o wiele głębsza rzeczywistość. Ewangelia św. Jana obfituje w spotkania, podczas których ludzie nie potrafią wyjść poza fizyczność podawanych przez Jezusa przykładów, ilustrujących Jego zalecenia i wskazówki. Nieporozumieniom, wynikającym z dosłownej interpretacji słów Chrystusa, towarzyszyło najczęściej zniechęcenie, rezygnacja, a nawet spory. A przecież Chrystus jako Ten, który zstąpił z nieba, przychodzi, by objawiać prawdę dotyczącą nie tylko przyszłego życia, ale także, co czasami bywa ważniejsze, pokazuje prawdę o naszej ziemskiej rzeczywistości, która w sposób zakryty antycypuje chwałę królestwa niebieskiego.
Choć rzeczywistość ziemska ze swoimi skończonymi znakami stanowi jedynie punkt wyjścia do naszych poszukiwań Boga, to konstytuuje zarazem niezbędną płaszczyznę, na której opiera się pomost łączący to, co doczesne, z tym, co boskie i wieczne. Zasadniczy błąd wszystkich pytających, jak to możliwe, polegał na tym, że koncentrowali się tylko na ziemskim aspekcie tej drogi, której plan Chrystus kreślił przed nimi. W efekcie całkowicie usuwało to z ich perspektywy widzenia rzeczywistość znajdującą się po drugiej stronie pomostu. Tymczasem Chrystus, prowokując słuchaczy trudnymi słowami, główny akcent kładzie na to, co obecnie pozostaje zakryte dla człowieka. Tylko szczera fascynacja perspektywą życia wiecznego, ponownego narodzenia czy też nieustannego nasycania się wodą życia może sprowokować słuchacza do wyruszenia w drogę i porzucenia pytań, na które nie można otrzymać odpowiedzi dopóty, dopóki człowiek pozostaje na płaszczyźnie doczesności.
Pedagogia Chrystusa to przede wszystkim pedagogia celu, a nie środków. Każdy dojrzały chrześcijanin, dla którego poszukiwanie królestwa Bożego stało się celem i sensem życia, szybko zrozumie, że rzeczywistość, do której dąży, jest także źródłem skutecznych środków do osiągnięcia celu.