Jak się czuł dominikanin u trapistów? Jak piłkarz Widzewa na treningu Barcelony.
Ci, którzy kwestionują struktury współczesnego społeczeństwa, przypominają mnichów przynajmniej w tym, że zachowują dystans i krytyczną perspektywę, którą niestety rzadko dziś można znaleźć. Powołaniem mnicha w nowoczesnym świecie nie jest przetrwanie, lecz proroctwo – pisał Merton do benedyktyńskiego mnicha Jeana Leclercqa.
Mój zakonny współbrat zdecydował się przeżyć swoje coroczne rekolekcje u trapistów w Czechach. Od lat marzyłem, by choć przez kilka dni móc zamieszkać tam z nimi i początkowo mieliśmy jechać wspólnie. Niestety kilka miesięcy temu okazało się, że ustalony termin będzie kolidował z innymi zajęciami, więc nie będę mógł pojechać. Widocznie nie ten czas.
Szymon obiecał, że odezwie się kiedy już dotrze.
Najpierw jednak czekała go dziesięciogodzinna podróż z Łodzi do Pragi, a następnie kilka przesiadek w niewielkich miasteczkach i wioskach. Ostatni kilkukilometrowy odcinek należało pokonać pieszo.
„Da się przeżyć?” – pytam w smsie.
Po kilkunastu godzinach przychodzi odpowiedź:
„Powiem tylko, że da się przeżyć, ale jako dominikanin czuję się u nich jak strażnik miejski w ośrodku szkoleniowym GROM-u. Albo jak piłkarz Widzewa na treningu w Barcelonie. Lepszego porównania nie znajdę. Jest ciężko, ale pięknie”.
Tekst pochodzi z bloga o. Krzysztofa Pałysa „Światła miasta”.
fot. Wojciech Wójtowicz OSB